1. Stara śpiewka szarej myszki

388 16 50
                                    

Skylor stała na scenie, światła reflektorów oświetlały ją i jej cudowny zespół, dziewczyna grała na gitarze i śpiewała.

Szymon Wydra & Carpe Diem - Warto wierzyć

[Skylor]


Ty wiesz ja wiem jak często w życiu bywa
Zamiast na szczyt coś Cię zawsze ciągnie w dół
Ty wiesz ja wiem bez wiary się przegrywa
To żaden wstyd rzucić karty złe na stół

Warto wierzyć w coś kiedyś może się to spełnić

Warto wierzyć w coś przecież nie ma się co bać


Może ślepy los już nie będzie życiem kręcić
Więc uwierz że umiesz szczęściu szansę dać...


I wszystko zniknęło, kiedy zaczął się wydzierać budzik, który dziewczynie w końcu udało się  wyłączyć. No tak, to był tylko piękny sen. Skylor wiedziała, że trzeba zejść na ziemię. Zaczął się nowy rok szkolny i trzeba było zbierać się do szkoły.

Zajrzała do swojej garderoby, jak zwykle nie było nic innego, niż szary dres, nijakie swetry, obszerne T-shirty, ogółem mówiąc - wszystko, co nie rzuca się w oczy.

Skylor była szarą myszką, przywykła do roli, jaką przypisało jej społeczeństwo szkoły, do której uczęszczała. Dziewczyna nie miała przyjaciół, żaden chłopak się nią nie interesował, z czym zresztą nie miała problemu, mało ją obchodziło, czy się komuś podobała czy nie, podobnie nie interesował ją jej wygląd, stąd nierzucające się w oczy ubrania i brak makijażu. Żyła we własnym świecie, którego według niej inni by nie zrozumieli: uwielbiała książki, nieważne o czym, czy to o fantastyce połączonej z książką młodzieżową, czy jakiś krwawy kryminał, pałała wielką miłością do przyrody, kiedy tylko miała czas jeździła rowerem w różne miejsca i penetrowała każdą nową ścieżkę, lub zwyczajnie spacerowała po lesie. Była jeszcze jedna rzecz, którą bardzo kochała: muzykę, a szczególnie rockową, jej największym marzeniem było stworzenie zespołu i granie muzyki, którą kochała.

Kiedy już się uszykowała i zjadła śniadanie, poszła najszybciej jak się dało na przystanek. Z autobusem, którym dojeżdżała do szkoły nigdy nie było nic wiadomo: czasami przyjeżdżał szybciej i nieraz bywało tak, że musiała na niego biec, innym razem bywało tak, że potrafił się popsuć wpół drogi, przez co osoby chcące zdążyć do szkoły, lub do pracy mogły mieć poważny problem.

Skylor przyszła na przystanek punktualnie. Czekała i czekała, autobus mógł przyjechać w każdej chwili, mimo to, jak autobusu nie było widać na horyzoncie, tak go nie było. Bo była też trzecia opcja, że sam autobus czasem spóźniał się niemiłosiernie. Teraz w sumie było o tyle lepiej, że był wrzesień, czyli na zewnątrz nie było jeszcze tak zimno, najgorzej było, kiedy spóźniał się w chłodniejsze miesiące jesieni i w zimę, wtedy można było marznąć przez jakieś pół godziny, lub nawet dłużej.

Po upływie trzydziestu minut autobus raczył się pojawić, ale Skylor wiedziała już, że się spóźni. Na ogół nie byłoby tak źle, prawie każdy nauczyciel zrozumiałby, dlaczego się spóźniła, ale pierwszą godziną tego dnia była matematyka z panią Ostrowską, która nieźle dawała popalić spóźnialskim. Kiedy wysiadła na swoim przystanku, była już prawie ósma, wiedziała, że będzie spóźniona, ale chciała chociaż zmniejszyć swoje spóźnienie, pobiegła więc znanym sobie skrótem między blokami i kiedy zobaczyła już budynek Liceum im. Pierwszego Mistrza Spinjitsu, przyspieszyła, po przekroczeniu progu pokonała klatkę schodową, a kiedy doszła do drzwi sali, w której miała odbywać się lekcja, zapukała i weszła do sali.

W rytmie szkołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz