''Hałas stwarza iluzje. Cisza przynosi prawdę.''– Maxime Lagacé
Meredith stanęła przed lustrem i przejechała po swoich idealnych różowych ustach krwisto czerwoną szminką, kończąc makijaż. Małym palcem w prawym kąciku starła nadmiar pomadki. Odstawiła czarne opakowanie obok umywalki, a następnie poprawiła swoje czarne jak smoła włosy.
Wyszła z łazienki uprzednio wyłączając światło a następnie zgarnęła z krzesełka barowego swoją dużą czarną torebkę totewraz z kluczkami do auta.
Wsiadła do swojego dosyć starego auta i sprawdziła godzinę obok licznika, który wskazywał piątą pięćdziesiąt cztery. Założyła swoje okulary przeciwsłoneczne (które były nie odłącznym elementem jej ubioru) po czym wyjechała na swoją prywatną leśną drogę, która prowadziła do głównej drogi.
Otoczona była drzewami, na których znajdowały się już pomarańczowe, brązowe a zarazem żółte liście, które gdzieniegdzie opadały bezwładnie, tworząc niezwykle przyjemny obraz jesieni.
Gdy już zostawiła za sobą swoją iście przyjemną drogę, wjechała na główną drogę, która prowadziła prosto do wjazdu do Nowego Jorku.
Ominęła znak stojący przy drodze, który informował o wjeździe do miasta, a następnie skierowała się na drogę szybkiego ruchu, która była najlepszą opcją szybkiego dostania się do kancelarii. Ze względu na to, że godzina była dosyć wczesna i był to początek tygodnia, bez problemu mogła się dostać do centrum Nowego Jorku.
Zaparkowała samochód i zamknęła go tuż przed JuneMLaw po czym skierowała się w stronę wieżowca.
Kiedy przeszła przez masywne szklane drzwi tuż przy nich stał ochroniarz, który skinął głową w jej stronę.
– Dzień dobry June.
Wysoki, starszy i siwowłosy mężczyzna posłał Meredith serdeczny uśmiech, który od razu odwzajemniła, podchodząc do niego.
–Dzień dobry, panie Raven co u pana słychać? – zapytała ściągając okulary z nosa.
– Wszystko w jak najlepszym porządku, dziękuje, a u ciebie?
– Po staremu. – odpowiedziała wzruszając ramionami. Podniosła swoją prawą rękę, zerkając na nadgarstek, na którym znajdował się złoty zegarek i zapytała.
– Mogę pana o coś zapytać?
– Pewnie. – odpowiedział od razu.
– Jest szósta dwadzieścia cztery, więc powinien pan być w pracy za jakieś... – urwała w zamyśleniu marszcząc brwi. – Za jakieś mniej więcej dwie i pół godziny, więc dlaczego jest pan tak wcześnie?
Zmarszczył brwi uciekając spojrzeniem gdzieś za nią. Wzruszył obojętnie ramionami odpowiadając:
– Tak jakoś wyszło. Pomyślałem, że przyjdę wcześniej. – mruknął wymijająco.
Meredith skinęła niepewnie głową, ponieważ nie do końca wierzyła ochroniarzowi.
– Rozumiem. W takim razie idę do biura, mam mnóstwo pracy.
– Oczywiście, miłego dnia. – kiwnął głową unosząc kącik ust.
– Nawzajem. – odpowiedziała, odwracając się po czym ruszyła w stronę wind.
Była sama w całym budynku (oprócz pana Raven'a) dlatego kiedy drzwi windy otworzyły się na odpowiednim piętrze, gdzie znajdował się jej gabinet, przywitała ją jedynie cisza.
CZYTASZ
Apparent
RomanceBezuczuciowa, szorstka i okropnie piękna adwokat Meredith June, poznaje powoda swojej nowej sprawy. A jak to mówią, ocean jest szeroki i głęboki... a także człowiekowi nie do końca znany. ©seamooncx, 2022,2023,2024