Rozdział 13

47 4 0
                                    









Sala sądowa tydzień później w piątkowe popołudnie była wypełniona ludźmi po brzegi. Każda z tych osób w nerwach była ciekawa dalszego rozwoju sytuacji.

Atmosfera była bardzo gęsta. Można było ciąć ją nożem. Całość rozprawy była nagrywana i puszczona w telewizji przez to jakim wpływowym małżeństwem byli pan i pani Whiliams.

Meredith skupionym wzrokiem przysłuchiwała się młodemu prawnikowi, który reprezentował swojego klienta. Słyszała ciężkie bicie swojego serca. Nie wyczuła ani grama paniki czy strachu w głosie mężczyzny. Do tej pory każdy inny prawnik, adwokat czy nawet prokurator, byli w najmniejszym stopniu zestresowani obecnością i rolą Meredith i tym, że mieli udowodnić jej iż nie ma racji.

A on nie. Z perspektywy osoby trzeciej wyglądało to tak iż Meredith June po prostu przegrywa swoją pierwszą rozprawę sądową i jedną z najważniejszych.

– Niech państwo tylko pomyślą. Ten mężczyzna? – powiedział do ławy i wskazał ręką na starszego mężczyznę, który siedział przy stole. – On? Miałby zdradzić tak piękną i zaradną kobietę jaką jest pani Whiliams? Nie ulega za to wątpliwość iż taka kobieta nie byłaby zdolna do zdrady.

– Sprzeciw wysoki sądzie. To są już spekulacje – Meredith wstała i wskazała ręką na mężczyznę.

– Oddalam. – odpowiedział w jej stronę i powrócił wzrokiem do mężczyzny. – Proszę kontynuować.

Meredith starając się opanować gniew z powrotem usiadła na krzesełku. Pani Whiliams, która siedziała obok Meredith chciała wstać i ponownie zaprzeczyć, ale czarnowłosa uniemożliwiła jej to i ręką chwyciła jej przegub.

– Meredith! Przecież wiesz, że to kłamstwo. Nie pozwól mu żeby tak mówił. – szepnęła kobieta będąc równocześnie wkurzoną i zestresowaną.

– Wiem, że kłamią Karen. Zaufałaś mi prawda? – zapytała poważnie, a kobieta skinęła głową. – No właśnie, więc teraz nie ruszasz się z miejsca i dasz mi pracować.

Tęczówki Meredith błysnęły niebezpiecznie przez co Karen pokiwała głową i nie odezwała się więcej.

– Poproszę o pokazanie dowodu numer dwadzieścia cztery. – powiedział facet i zaraz na dużym białym projektorze w kącie sali pokazało się zdjęcie, które przedstawiało panią Whiliams gdy siedziała na ławce w parku całując się z obcym mężczyzną. Zdjęcie było ukazane w taki sposób, że idealnie było widać jej twarz, a pod nim napisana była data, która wskazywała na to, że zdjęcie zostało zrobione dzień wcześniej.

Meredith kiedy popatrzyła na to zdjęcie, grunt usunął się spod jej nóg. Otworzyła szeroko oczy, a jej ciało opanowała panika, stres i wkurwienie. W sali rozeszły się ciche szepty.

Ona naprawdę przegrywała.

– To zdjęcie jest ze wczoraj. Dwadzieścia cztery godziny przed sprawą rozwodową pani Whiliams udała się do parku aby spotkać się z mężczyzną, którego tożsamość jest nam jeszcze nie znana, by zdradzić swojego męża.

Był to już kolejny dowód obciążający panią Karen.

Meredith przekręciła głowę w stronę swojej klientki i zapytała śmiertelnie poważnie.

– Co to jest za zdjęcie? Kurwa mać Karen miałaś być ze mną szczera.

– Ja...niemożliwe, że wczoraj. Nie było mnie w mieście. Miałam zabiegi w klinice i z nikim się nie widziałam Meredith. Przysięgam na swoje dzieci, że z nikim się wczoraj nie całowałam.

– W takim razie to Photoshop. A to skurwysyny. – szepnęła Meredith przed siebie. Jej mózg zaczął pracować na wysokich obrotach a w głowie zapaliła się czerwona lampka. – Zacznij udawać, że się dusisz. – rzuciła nagle.

ApparentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz