Rozdział 34

2.4K 180 27
                                    

"Kiedyś zrozumiesz, Kochanie, że słowa:

"Nie mogę bez ciebie żyć"

były czymś więcej niż tylko

... słowa"

-anonim

Kate

Czułam ból wszędzie, nie mogłam wstać a co dopiero czymkolwiek ruszyć, najgorzej było chyba z żebrami wiedziałam że ktoś mnie skrzywdził ale nie mogłam sobie przypomnieć co się stało. Głowa mi pękała nie wiem co mi ktoś podał ale musiało być mocne lub dostałam niezle w głowę.

Pomimo bólu pomału podniosłam dłoń do tyłu głowy jakie było moje zdziwienie kiedy wyczułam przynajmniej 5 guzów i ogromne rozcięcie, myślałam ze mam mokre włosy od wilgoci czy czegoś takiego ale one były sklejone przez krew. Byłam cała w swojej krwi.

Pomimo bólu zaczęłam dotykać swojego ciała miałam zadrapania na twarzy i chyba śniaka na policzku ale poza tym moja twarz była okay. Za to reszta była w częściach. Sama mogłam stwierdzić ze mam przynajmniej złamane żebro i pełno ran ciętych zadanych czymś ostrym na całym ciele, brzuch, nogi.

Sukienka była w częściach i cała przesiąknięta moją krwią. Ledwie trzymała się na mnie. Czułam chłód i wiatr na mojej skórze. Musiałam być na otwartej przestrzeni. Wiedziałam, że jest ciemno bo kilka razy już próbowałam otworzyć oczy ale musiałam je zaraz zamknąć bo dalej kręciło mi się w głowie.

Musiałam stracić za dużo krwi. Kilka razy byłam blisko śmierci z powodu jej utraty wiec wiedziałam kiedy traciłam jej za dużo a teraz czułam i wiedziałam ze straciłam jej więcej niż kiedykolwiek.

Czułam jak jestem słaba ale i zmusiłam mój mózg do przypomnienia co się wydarzyło, nie wiem ile tak leżałam ale nagle zaczęły wracać wspomnienia:

Najpierw przygotowania do balu

Początek balu, taniec, zmartwienie Archera o mnie ...


Archer ! O boże a jeśli jemu też coś się stało ?! muszę go ratować.

Przy próbie wstania od razu upadłam.

Myśl Kate co ty tu robisz ?!

Musiano coś mi podać ale kiedy ? Tylko wypiłam jeden kielich...

Służbą byli rebelianci ! Dlaczego tego nie sprawdziliśmy ?!

Byłam wściekła na siebie równie mocno jak na rebeliantów a nie jednak bardziej na nich!

Nagle usłyszałam szmer, pomimo, że byłam słaba podniosłam głowę i spróbowałam zobaczyć gdzie jestem i co wydało taki dzwięk.

Cholera jestem w lesie. Dokoła mnie same ogromne drzewa. Las to mój żywioł ale ten las był inny, był ciemny, mroczny i dziwny. Drzewu pierwszy raz na oczy widziałam, każde inne ale równie ogromne ale żadne nie przypominało znanego mi gatunku. Były ogromne, ich liście były strzępiate i ostre ich barwa mieszała się ciemną zielenią aż po czarny. Kora była czarna jak smoła.

Znów usłyszałam jakiś szmer.

Może to rebelianci. Ale jeśli to byli oni to czemu nie związali mnie? Może chcieli się mnie tylko pozbyć? Musieli liczyć, że tu umrę. Wykrwawię się na śmierć czego chyba jestem blisko skoro nie daje rady się nawet podnieś.

Potrzebowałam wody i ziół aby się wzmocnić. Ale byłam w czarnej dupie bez siły i do tego umierająca. Lepiej być nie może!

Nagle z krzaków wyszedł jakiś stworek. Przetarłam oczy z zdziwienia. Był mały może dosięgał mi do kolan, jego skóra miała zielonkawy kolor, ubrany był cały na zielono. Pomiędzy palcami miał błonę jego oczy były wielkie i przyglądały mi się z zaciekawieniem. Wyglądał jak pół żaba pół mały człowieczek.

Do celuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz