Rozdział 47 + LA 5

2.1K 180 17
                                    

 
 "Chociaż droga każdego człowieka jest inna,

zawsze istnieje pewien punkt,

w którym wszystkie się zbiegają. "

- nie wiedzieć z skąd to jest. xD

Kate

Czy los robi sobie, że mnie żarty? Sama nie wiem jak się czuję.

Oszukana? Na pewno

Żałosna? Również

Słaba? Zapewne

Zszokowana? Nadal

Kiedy zaczynałam się godzić z śmiercią ojca i układałam sobie jakoś życie i w końcu czułam, że może pora wyznać Archerowi prawdę. Wszystko musiało się zmienić.

Ojciec żyje. Archer poznał moje tajemnice, ale w najgorszy sposób, jaki jest możliwy. A teraz nie wiem, co z sobą zrobić.

Ciągle widzę, przed sobą oczy pełne bólu, oczy, które tak wiele dla mnie znaczyły. Jego oczy, które patrząc na mnie zmieniły się. I to tak cholernie bolało. Nie ufał mi i wiedziałam o tym już, kiedy użyłam daru, ale przekonałam się, kiedy po pocałunku po prostu mnie puścił i wyszedł, zostawiając mnie samą.

Kropla deszczu oderwała mnie od moich myśli. Pięknie jeszcze deszcz.

Poprawiłam kaptur mojej ciemnej peleryny i przyspieszyłam konia. Jeszcze chwila i będę przy ruinach.

--*--

- Lambert?

Rozglądnęłam się po placu, ale jego nie było. Wiec skierowałam się w kierunku jego namiotu. Po drodze, zauważyłam chłopaków jak trenowali podczas deszczu, ale na szczęście mnie nie zauważyli, bo nie umiałabym ich okłamać, ale nie widziałam jak mam im powiedzieć i powinni się dowiedzieć nie od mnie.

Sprawdziłam namiot, ale tam również nie było Lamberta. Chciałam już zrezygnować i wrócić do ciepłego domu cioci, kiedy zauważyłam jakiś ruch pomiędzy ruinami.

Spojrzałam na ćwiczących mężczyzn poniżej i kiedy byłam pewna, że nikt za mną nie podąży szybko skierowałam się w stronę miejsca gdzie zauważyłam coś.

--*--

- Myślisz, że możemy ufać księciu?

- Jestem tego pewny, ale zawsze można się go pozbyć, jeśli będzie nam wchodził w drogę.

- Archer jest najlepszą osobą, dla królestw.

- Przyznaję jest potężny. Ledwie dawałem radę utrzymać jego i tego jego kompana kilka minut, ale to nie oznacza, że jest wart zaufania. – Rozpoznałam głos ojca.

- On ma serce, będzie się kierował tym, co dobre dla królestw a nie egoizmem.

- Jest młody w przyszłości może stać się równym albo gorszym tyranem niż jego babka. - odparł drugi rozmówca.

- Mylisz się. On jest dobry. – Cały czas bronił ktoś swojej racji. Przez dźwięki burzy nie mogłam domyślić się, kto tożsamości rozmówców ojca.

- Lambert zlituj się. Jest z rodu Missionem, dla nich liczy się tylko władza absolutna. – A więc Lambert tak zaparcie Archera.

- On jest inny. Tylko potrzebuje szansy.

- A my mu ją dali. Wiec panowie jeszcze nie czas na oskarżenia. – Odparł obojętnie mój ojciec.

Chciałam usłyszeć, o czym jeszcze będą rozmawiać, ale zanim mogłam cokolwiek dosłyszeć, usłyszałam kroki zaraz przy mnie. Szybko wyciągnęłam miecz z pochwy i zaatakowałam zanim, ktoś mógł zrobić to pierwszy.

Do celuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz