Rozdział 38 + LA 4

2.3K 217 26
                                    

"Kto kocha mu­si umieć


zgu­bić się i odnaleźć."


-Paulo Coelho



Kate



Dni mijały w mrocznym lesie, a ja z każdą chwilą czułam się lepiej. Byłam w szoku, widząc jak śmiertelne rany nie pozostawiają po sobie nawet śladu. Nawet moje stare blizny, z treningów czy z kilku spotkań z rebeliantami po prostu zniknęły. Byłam pewna, że to sprawka eliksirów strażniczki. Wypijałam jednego przed snem, nie narzekałam bo ich smak nie był zły.


Wykorzystywałam, każdą chwilę na trening lub ćwiczenia z moim darem władzy w czym pomagała mi strażniczka. W ciągu tych wszystkich dni dałam radę opanować, wydawanie rozkazów myślami, co bardzo mi się przyda aby nie dać się zdemaskować.


Kilka razy chciałam już wrócić do królewskiego miasta ale za każdym razem strażniczka, sprawdzała moje jeszcze istniejące obrażenia i obiecywała, że kiedy będzie pewna mojego stanu to wtedy odeśle mnie bezpiecznie do domu.


Życie w tym świecie nie było złe, jedyną wadą był brak bliskich i tęsknota do cioci czy Archera.

Spotykałam go często, każdego dnia a z każdym spotkanie widziałam jak zmienia się, jego oczy straciły ten błysk i nawet przestał się uśmiechać. Widziałam, że uważa mnie za wytwór snu i tracił nadzieje na spotkanie z mną.


Dlatego byłam w siódmym niebie, gdy strażniczka ogłosiła, że moje ciało jest jak nowo narodzone i ze mam wystarczająco siły do podróży.

Pozwoliła mi wrócić do mojego świata jeśli chcę. Było przykro mi ją zostawiać ale czułam ze pasuję do innego światu niż ten.


Więc po śniadaniu, strażniczka razem z żabokiem i piątką wilków podarowali mi piękną białą suknię. Była bez ramiączek z dekoltem w serduszko, idealnie opinała moją talię, u pasa była jedwabna wstążka a od niej spódnica spuszczona do ziemi. Góra była prosta i czysta ale dół był pełen wytłoczonych kwiatów jak żywych, przypominały różę z krzemu moich rodziców.

W kilka sekund strażniczka upięła moje długie włosy w wygodnego koka do podróży.


Żabok rozpłakał się na całego, siedział przy rabacie czarnych tulipanów i co chwilę wydmuchiwał nos lub wycierał oczy w płatki kwiatów.


- Żabok z łaski swojej mógłbyś mi tu nie trąbić jak słoń.


- Ale pani, czemu ona musi już wracać? Dlaczego nie zostanie jeszcze trochę?


Podeszłam do kochanej żabki.


- na pewno nie jesteś jakimś zaczarowanym księciem?


- A jeśli tak to co?


- Cóż jeden książę już mi wystarcza, wiec nic. - mówiąc to mocno przytuliłam zielone stworzonko.

Do celuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz