Rozdział 18

312 21 0
                                    

Lucas

- Na co tak właściwie czekamy?

- Zaraz zobaczysz.

Spojrzałem na kuzyna, ten jednak również nie wiedział o co chodzi. Pół godziny temu dałem Dexowi kluczyk do skrytki. Ten oddał go do zrobienia dokładnej kopi. Teraz czekamy w samochodzie niedaleko skrytki, na którą z tego miejsca mamy doskonały widok. Tylko na co tak właściwie czekamy.

- Wreszcie.

Spojrzałem w stronę skrytki i faktycznie ktoś próbował ją otworzyć. Za pewne był to człowiek pracujący dla bossa. Choć może zapłacił przypadkowej osobie, aby to zrobiła. Nie mam pojęcia. Jednak nie ma to większego znaczenia. Za kilka minut wreszcie dowiemy się co jest w skrytce. Może wiadomość od Vigilantes a może zupełnie nic. Jedno jest pewne już niedługo się okaże.

Wszyscy patrzyliśmy w ciszy jak ją otwiera. Jednak tego co nastało nikt się nie spodziewał.

Patrzyliśmy w szoku jak mężczyzna eksploduje. Wokół zapanował chaos. Ludzie biegali w panice, krzycząc na cały głos. Wykorzystując zamieszanie ruszyliśmy do klubu. Na szczęście Marco wyłączył kamery, które musieliśmy minąć. Dlatego policja nigdy nie dowie, że tam byliśmy.

- Czy ten człowiek..

- Nie pracował dla mnie. Nikt go z nami nie powiąże.

Pokiwałam głową. Dante nie wyglądał na przejętego jego śmiercią. Bardziej na wkurzonego. Nadal nie mamy nic. A wręcz jest jeszcze gorzej. Chociaż to nie pierwszy raz kiedy podłożyli ładunek wybuchowy. To samo przytrafiło się siostrze jednego z zarządców. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jakby to samo przytrafiło się mojej.

Spojrzałem na Marco, ten wyglądał na zajętego. Szukał czegoś w laptopie, po jego minie muszę stwierdzić, że wpadł na jakiś pomysł. Nie dziwię mu się tonący brzytwy się chwyta, a on jest na naprawdę słabej pozycji. Nie miałem jednak pomysłu co to może być przecież wybuch bomby nic nowego nie przyniósł w naszej sprawie. Chociaż może ja niczego takiego nie zauważyłem.

Kiedy byliśmy blisko Dante odebrał telefon, po jego minie mogłem stwierdzić jak bardzo jest wściekły. Patrzyłem na niego licząc, że wyjaśni swoje zachowanie.

- Ktoś próbował postrzelić Silvie. - poczułem jak robi mi się słabo. - Trafił jednak w jej koleżankę.

- Co? Ale.. W jakim jest stanie?

Mężczyzna wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.

- Będzie żyć. Oberwała w rękę.

Pokiwałem głową. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy z auta, a Dex pojechał na lotnisko. Jego prywatny samolot już na niego czekał. Musiał w końcu wyjaśnić jak mogło do tego dojść. Nie chciałbym być w skórze ochroniarzy mających za zadanie pilnować Silv.

- Znalazłeś coś?

- Nie. Po twojej minie kuzynie zgaduję, że interesuje cię zupełnie coś innego.

Miał rację nawet nie chciało mi się zaprzeczać. Cierpliwie czekałem wsłuchując się jedynie w dźwięk jego uderzania z zawrotną prędkością o klawiaturę. Po kilku minutach z uśmiechem stwierdził.

- Wypisała się na własne żądanie i jedzie w stronę Cortland.

- Podłożyłeś jej coś czy jak?

- Nie. Po prostu mam dostęp do bazy policyjnej a ona chwilę temu dostała mandat. Jechała za szybko i fotoradar zrobił jej zdjęcie. Chcesz zobaczyć.

- Nie dzięki.

Wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Zanim jednak opuściłem gabinet ostrzegłem Marco.

Niekochana #4 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz