Rozdział 40

278 19 0
                                    

Jini 

Kiedy się obudziłam byłam kompletnie sama. Położyłam dłoń na pustą stronę łóżka. Przejechałam nią po pościeli. Rozejrzałam się dookoła jednak nigdzie nie widziałam Lucasa. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam chłodne powietrze. Wstałam i podeszłam do drzwi balkonowych, które były uchylone. Na zewnątrz go nie znalazłam. Już miałam wrócić do środka, gdy moim oczom ukazał się piękny widok. Oparłam ręce o barierkę i patrzyłam na piękny wschód słońca. Choć widziałam go już nie raz, nadal wydaje mi się czymś najcudowniejszym. Uwielbiam to jak czarne niebo robi się coraz jaśniejsze. Takie kolorowe. Na końcu pojawia się błękit i robi się zupełnie jasno. Choć zaczynam się trząść cieszę się tą spokojną chwilą. Na moment mogę się od wszystkiego odciąć. 

Rzeczywistość jednak wraca z zawrotną prędkością. Muszę pojechać do Silvi i nie obchodzi mnie co kazał Dex. Nie jest moim szefem. A co do Lucasa to na szczęście go nie ma. Poszłam do łazienki i przeczesując po drodze włosy palcami. Były strasznie poplątane. Szczotka została w samochodzie zresztą tak samo kosmetyki i ubrania na zmianę. Musi mi wystarczyć sukienka która miałam wczoraj. Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam jak wyglądam. Pod oczami miałam rozmazany tusz. 

Otworzyłam małą hotelową buteleczkę. Nałożyłam na palce trochę mydła i ostrożnie przejechałam nim po twarzy. Starając się uniknąć oczu. Nie miałam zamiaru ich w żaden sposób uszkodzić. Zmyłam pianę i wytarłam twarz ręcznikiem. No cóż lepiej nie będzie. Przynajmniej nie w tych warunkach. 

Wyszłam z pokoju i idąc na dół zaczęłam pisać na grupie czy dziewczyny wybierają się do szpitala. Skrzywiłam się gdy napisały, że już są na miejscu. Zaproponowały, że mogą po mnie podjechać jednak zaprzeczyłem. Mogę w końcu złapać taryfę. Wyszłam na dwór i kiedy stanęłam na ulicy. Zaczęłam rozglądać się za podwózką. Żadnej nie widziałam. 

- Jini! - kiedy usłyszałam znajomy głos obróciłam się w stronę Lucasa. Ten szedł w moim kierunku szybkim krokiem. - Uważaj! 

Nie wiedziałam o co mu chodzi dopóki nie zobaczyłam pędzącego w moim kierunku auta. W ostatniej chwili udało mi się odskoczyć na bok. Upadając w coś uderzyłam. Lecz to nie było teraz ważne. Położyłam się płasko na ziemi, zakrywając dłońmi uszy. Odgłos strzałów był stanowczo za głośno. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Byłam zbyt przerażona, żeby to sprawdzić. Wzdrygnęłam się gdy poczułam jak ktoś dotyka mojego nagiego ramienia. 

Na szczęście był to Lucas. Jego usta się poruszały lecz nie byłam w stanie zrozumieć co do mnie mówi. 

- Nic nie słyszę. 

Ten pokiwał jedynie głową i pomógł mi wstać. Spojrzałam na czarny samochód, który był całkowicie zniszczony. Zarówno drzwi jak i maska były pokryte śladami po kulach. Szyba za to była kompletnie pokruszona. Byłam pewna, że w środku ktoś był. Chyba jakiś mężczyzn. Już miałam mu się dokładniej przyjrzeć, gdy Luc pociągnął mnie w stronę swojego mustanga. Wręcz wepchnął mnie do środka. Ja za to próbowałam naprawić swój słuch. Zatkała nawet nos i dmuchnęła z całej siły. Ponoć pomaga to na wyrównanie ciśnienia po locie samolotem. W mojej sytuacji nie zdziałało kompletnie nic. Wręcz przeciwnej było jeszcze gorzej. Uszy zaczęły mnie boleć. Zwłaszcza prawe. 

Nagle usłyszałam muzykę, którą znałam doskonale. Była to jedna z moich ulubionych piosenek. Monsters śpiewany przez zespół Shinedown. Zawsze wzbudza we mnie ogromne emocje. Tak było i tym razem. Zawsze przed oczami mam teledysk, który pokazuje, że każdy ma w sobie demony, potwory, które stara się ukryć przed światem. A są one naprawdę prawdziwe. Ludzie którzy ranią innych, nie potrafią kochać, więc niszczą nie bacząc na nic. A ci którym to robią już nigdy nie będą tacy sami. Te potwory będą ich niszczyć od środka. Mogą próbować się ich pozbyć. Modlitwą lub wizytą u lekarza, jednak to może niczego nie zmienić. Choć jest lepsze od użycia do tego broni. 

Niekochana #4 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz