Rozdział 20

317 21 0
                                    

Lucas 

Naprawdę myślała, że bym ją skrzywdził. Ma o mnie aż tak złe zdanie pomimo, że nie dałem jej ku temu powodów. Wręcz przeciwnie starłem się być cierpliwy i pomocny. Zabiłem człowieka, który chciał ją skrzywdzić. Chociaż lepiej, że o tym nie wie. Przygotowałem jej też obiad pocieszyłem gdy czuła się źle i uratowałem ją w tedy przed klubem. Najwyraźniej to wszystko nic dla niej nie znaczy. Jestem strasznym członkiem mafii bez skrupułów

Nawet nie zauważyłem, że jechałem coraz szybciej. Przynajmniej do momentu aż nie zobaczyłem niebieskich świateł. Miałem ogromną ochotę jechać jeszcze szybciej. Byłoby to jednak najgorszą opcją jaką mogłem zrobić. Nie tylko dlatego, że jestem na nie swoim terenie. Mam okazję dowiedzieć się czegoś o mścicielach. Nie mogę jej zmarnować, bo być może następnym razem trafią w moją siostrzyczkę. Jedyną osobę na której mi zależy. 

Stanąłem na poboczu i czekałem aż policjant podejdzie. Przewróciłem oczami, gdy robił to naprawdę wolno. Za pewne wyraźnie widoczne dwadzieścia kilo nadwagi mu tego nie ułatwiają. 

Kiedy zapukał w szybę, odchrząknąłem chcąc pozbyć się kpiącego uśmiechu. Nie mam zamiaru pogarszać swojego położenia. 

- Dzień dobry, zdaje sobie pan sprawę ile jechał? 

- Nie panie władzo. - zaprzeczyłem chociaż doskonale to wiedziałem. 

- Piędziesiąt kilometrów za dużo. - stwierdził pewnie i dodał z kpiną. - Czy przyjmuje pan punkty i mandat?

Zacisnąłem mocniej pięści. Nienawidziłem psów. Za to co zrobili Silv oraz za to czego nie zrobili. Nie pomogli nam, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Tylko dlatego, że brat ojca był szeryfem. Skazali nas na życie z dwoma alkoholikami. 

Zawsze byłem tym spokojniejszym i odpowiedzialnym teraz jednak nie ma to najmniejszego znaczenia. 

Otworzyłem z całej siły drzwi przez co uderzyły mężczyznę prosto w twarz. Miałem w nosie jego krzyk i krew płynącą z jego uszkodzonego nosa. Rzuciłem się na niego i zacząłem okładać pięściami. Przed oczami zaczęły przypominać mi najgorsze rzeczy w moim życiu. Przez co robiłem to coraz mocniej. 

Widziałem rodziców, którzy mają gdzieś czy mamy co jeść. Ojca, który rzadko bywał w domu. Matkę która zapijała smutki przez liczne zdrady męża. Choć nienawidziłem ich obojgu. Bardziej nie trawiłem matki. On przynajmniej nie przyprowadził parszywych ludzi do mieszkania. 

Nagle poczułem jak prąd przebiega po całym moim ciele. Upadłem na ziemię i momentalnie odpłynąłem. Zdążyłem jedynie zauważyć niebieskie światła. 

Obudziłem się cały obolały. Usiadłem na czymś twardym i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu w którym przebywałem. Po kratach i nie przyjemnym zapachu szybko zrozumiałem gdzie jestem. Zamknęli mnie w celi. Na dodatek z jakimś menelem. Do krat podszedł policjant, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Patrzył na mnie z wyższością i pogardą. Miałem to jednak gdzieś. Musiałem stąd wyjść. 

- Wypuść mnie. 

- Nie. - prychnął.- Chyba ze mnie kpisz. Pobiłeś policjanta na służbie pójdziesz siedzieć na wiele lat. 

- Zobaczymy. - stwierdziłem spokojnie. Było to najlepsze co mogłem teraz zrobić. - Prawo pozwala mi na wykonanie jednego telefonu. Chcę z niego skorzystać. 

- Przecież już dzwoniłeś. Spójrz mam to wpisane w rejestr. 

Byłem wściekły, a jeszcze bardziej gdy usłyszałem jak odchodzi ze śmiechem. Parszywy, zakłamany pies. 

Uderzyłem z pieścić w pryczę. Mężczyzn śpiący niedaleko mnie nawet nie drgnął. Nie miałem pomysłu jak stąd wyjść. Z początku myślałem czy by nie poprosić Silv lub Dexa. Młody i bezczelny policjant mi jednak to uniemożliwił. Może to i dobrze. Nie zniósłbym takiego upokorzenia. Wystarczy mi w zupełności co zagwarantowała mi Jini. 

Jeszcze nigdy nie czułem się tak bardzo jak śmieć. Porównała mnie do zwykłego zbira, który nie ma żadnych zasad i zahamowań. Było to jednak to czego potrzebowałam. Kubeł zimnej wody, który sprawił, że zszedłem na ziemię. Teraz całkowicie skupię się na pracy, a kobiety będę miał jedynie na szybki sex. Najpierw jednak muszę się z stąd wydostać. Tylko jak. 

Oparłem się o ścianę i zacząłem intensywnie myśleć. Najlepiej byłoby znaleźć najlepszego prawnika. Tylko jak skoro nie mam dostępu nawet do jednego użycia telefonu. Z drugiej strony nie znam żadnego numeru na pamięć, a co dopiero takiego do kontaktu z adwokatem. Za pewne poczekają do jutra, żeby mnie przesłuchać wtedy dadzą mi najgorszego możliwego prawnika. 

Zmęczony pomimo panujących warunków zasnąłem. Obudziłam się gdy usłyszałem mocne uderzenie. 

- Ty wychodzisz. - wskazał na mnie pałką, którą odłożył na miejsce. Patrzyłem na niego skołowana i zapytałem. 

- Dlaczego? 

- Twój prawnik cię wyciągnął. 

Byłem w szoku. Przecież żadnego nie miałem. Darowanemu koniowi jednak nie zagląda się w zęby. Wstałem i mijając funkcjonariusza usłyszałam jak pycha z pogarda. Zignorowałem go musiałem jak najszybciej się stąd wydostać. Zmarnowałem stanowczo za dużo czasu. 

Za kilka godzin miałem spotkać się z Vigilantes, a nie byłem ani trochę do niego przygotowany. 

- A ja? Kierowniku! - zaczął krzyczeć mój towarzysz w celi. 

- Niech pan się w tej chwili uspokoi. 

Słowa policjanta ani trochę nie pomogły, mężczyzna coraz bardziej się awanturował. To jednak nie był ani trochę moim problem. Niech oni się z nim teraz męczą. Ja już długo musiałem go znosić. Choć nie wymieniłem z nim ani słowa, jego zapach i wygląd wystarczyły, żebym nie darzył go nawet minimalną sympatią. 

Zabierając swoje rzeczy. Nawet nie spojrzałem na młodego policjant, który śmiał pozbawić mnie rozmowy telefonicznej. Miałem inne priorytety to jednak nie powstrzymało go przed komentarzem. 

- Nie ujdzie ci to na sucho. 

Miał zaciętą minę, a ja nie zamierzałem mu na to odpowiedzieć 

- Już uszło. 

Wyszedłem i kiedy byłem na zewnątrz usłyszałem dźwięk wiadomości. Jesteś mi coś winien kuzynie. Uśmiechnąłem się, warto mieć go po swoje stronie. Po chwili się zreflektowałem. To nie może się więcej powtórzyć. 

Już po chwili byłem w drodze do Webster. Było to dla mnie całkowicie obce miasto. Gdybym miał jakikolwiek wybór nigdy bym się tam z nimi nie spotkał. Takowego jednak nie posiadam. Nie mam też czasu, żeby sprawdzić teren. Do spotkania zostało mi raptem kilka minut. 

Jechałem szybko lecz nie na tyle, żeby sytuacja z wczoraj się powtórzyła. Nie mam zamiaru drugi raz popełnić tego samego błędy. 

Przejeżdżając przez miasto zauważyłem, że ktoś za mną jedzie. Kiedy poznałem markę samochody, stanąłem na poboczu. 

- Co ty wyprawiasz? Zwariowałaś! - krzyknąłem. - Wracaj do Cortland. 

- Nie. Pomogę ci. 

Prychnąłem. Jeszcze jej mi brakowało. 

- Nie ma mowy. Sam się tym zajmę. 

Podeszłem do kobiety, jednak ta nie ruszyła się nawet o milimetry. Patrzyłem na nią groźnie, a ta nic sobie z tego nie robiła. Przynajmniej próbowała, bo dostrzegłem w jej oczach niepewność. 

- Silvia to moja przyjaciółka. Chcę pomóc ci dopaść Vigilantes. 

- Powiedziałem nie! A teraz jedź za nim...

Nie zdążyłem dokończyć gdy w okół nas pojawiły się dwa dużej wielkości czarne auta. 

N.A.R.A

Niekochana #4 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz