NIE ZOSTAWIAJ MNIE

2.5K 74 18
                                    


Wcześniej myślałam, że to nie będzie dla mnie nic znaczyć. Że po prostu się stanie i tyle. Zapomnę o tym i wrócę do normalnego życia. Byłam pewna, że to mnie nawet nie poruszy. Bo przecież tego właśnie chciałam. Taką podjęłam decyzję.

Więc dlaczego chce mi się płakać?

Nawet nie powiedziałam nikomu. Znaczy wszyscy, którzy znali prawdę wiedzieli, że to zrobię, ale nie, że dziś. Nie, że tego pierdolonego dnia. Oczywiście wyjątkiem był mój brat, którym cały czas przy mnie był i, który mnie tu zawiózł. Tylko on wie, że kilka minut temu usnęłam nawiększy koszmar mojego życia. Usunęłam ciążę.

Wcześniej był to dla mnie tylko jebany płód. Miałam to w dupie i byłam pewna swojej decyzji. Jednak teraz. No właśnie, teraz. W tym momencie zmieniłam swoje nastawienie. Jednak jest już za późno.

Zabiłaś dziecko Vera.

Chciałam odgonić od siebie tą myśl. To jedno zdanie cały czas krążyło po mojej głowie i nie dawało mi spokoju. Czy na pewno dobrze zrobiłam? Czy tego właśnie chciałam? Tak, chciałam. Zrobiłam to w pełni świadomie i nie żałuje.

Więc skąd ta łza Vera?

-Veronica wbijasz mi paznokcie w szyję - z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos mojego brata. Od razu poluźniłam uścisk dłoni i rzeczywiście zauważyłam w tym miejscu czerwone półkola.

-Przepraszam, nie zauważyłam - powiedziałam zgodnie z prawdą, po czym dodałam jeszcze -Nie musisz mnie nieść, jestem ciężka.

Nie rzucił mi ani jednego spojrzenia, jedynie przewrócił oczami, a wyraz jego twarzy stał się bardziej zirytowany. Wiedziałam, że nie ma szans aby mnie puścił, ale i tak było mi głupio. Od gabinetu, aż tutaj musiał mnie nieść, a wiedziałam, że to nie było łatwe. On jednak nawet mi nie odpowiedział, a szedł dalej i zatrzymał się dopiero obok pojazdu. Otworzył jedną ręką drzwi od strony pasażera i posadził mnie delikatnie na fotelu. Zapiął mi pasy bezpieczeństwa i zatrzasnął po cichu drzwi. Sam zajął miejsce za kierownicą i ruszył autem.

Droga minęła nam w ciszy. Nie miałam ochoty na rozmowę, a mój brat to rozumiał i byłam mu za to cholernie wdzięczna. Patrzyłam przez szybę na mijane domy, pogrążona w myślach. Dopiero gdy samochód się zatrzymał, zorientowałam się, że staliśmy już pod domem. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Jedyne na co miałam ochotę to gorąca kąpiel i sen. Chociaż i tak wiem, że nie zasnę.

Tak jak myślałam, tak zrobiłam. Znaczy Carlos mi trochę pomógł, ale ja sama nie dałabym rady. Umyłam się, co zajęło mi prawie godzinę i zaczęłam się ogarniać do snu. Naszła mnie nagła ochota na pielęgnacje twarzy, więc użyłam tych wszystkich drogich kosmetyków, które kupiłam, a w ogóle ich nie używałam. Zdecydowanie muszę zacząć bardziej o siebie dbać. Uczesałam też włosy w niechlujnego koka i zaczęłam się przebierać. Wybrałam o wiele za dużą, beżową koszulkę do łokci i majtki. Tak, to zdecydowanie najwygodniejszy strój do spania.

Mój brat wyszedł z pokoju dopiero gdy leżałam już wygodnie w łóżku. Przez cały czas nic nie mówił, bo wiedział, że tego nie chce. Dał mi wcześniej tabletkę przeciwbólową, która trochę pomogła, ale i tak nie czułam się zbyt dobrze.

Mimo, że dochodziła dopiero dziewiętnasta, byłam wykończona. Chciałam zasnąć. Naprawdę. Ale kurwa nie umiałam. Jak mnie coś nie bolało, to myślałam o tym czy na pewno dobrze zrobiłam. I o tym, że przeze mnie ta niewinna istota umarła. Chociaż zawsze uważałam, że to jeszcze nawet nie jest dziecko. Tak dokładnie, to tylko jebany płód Veronica!

Więc dlaczego masz wyrzuty sumienia?

Nawet nie wiem ile czasu minęło, nim usłyszałam pukanie do drzwi. Mruknęłam ciche zaproszenie, będąc pewna, że to Carlos. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy zamiast mojego brata, ujrzałam w nich jego przyjaciela. A może też mojego przyjaciela? 

Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie, na co cicho westchnął i podszedł bliżej mnie. Położył się na łóżku po mojej prawej stronie i przewrócił się na plecy. Jak gdyby nigdy nic patrzył na sufit, a ja byłam coraz bardziej zdziwiona jego zachowaniem.

-Powiesz coś? - nie wytrzymałam w końcu i spojrzałam na Nate'a. Jednak ten nadal spoglądał w górę, nawet na chwile na mnie nie patrząc.

-Czemu nie powiedziałaś, że to dziś robisz? - zapytał spokojnie. 

Nie było w tym głosie wyrzutów, czy pretensji. Słyszałam w nich smutek i zaciekawienie. Pewnie go rozczarowałam moim zachowaniem, ale nie dał tego po sobie poznać. Wzruszyłam ramionami i pomyślałam przez chwilę co powiedzieć, ale chłopak mnie wyprzedził swoim pytaniem:

-Wiesz, że zawsze ci pomogę i, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?

Czy zdawałam sobie z tego sprawę? Chyba tak. Więc czemu mu nie odpowiedziałam? Tego nie wiem. Może nie umiałam.

Nate po dłuższej chwili mojego milczenia, pierwszy raz na mnie spojrzał. Jego oczy nie zdradzały nic oprócz smutku. Czy to przeze mnie?

-Jak się czujesz? - zmienił temat wyraźnie zmartwiony.

-Tragicznie - odparłam tylko, dając tym samym do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowę. 

Miałam nadzieję, że chłopak to uszanuje i wyjdzie, ale on zamiast tego zgasił nocną lampkę, przez co jedynym źródłem światła było okno. Następnie wszedł pod kołdrę i wygodnie ułożył się w łóżku, obok mnie. Jedną ze swoich dłoni przybliżył mnie, bliżej siebie i mocno objął. Tyle mi wystarczyło. Czuć go. Czuć się bezpiecznie. Tak, jak czułam się przy nim. Tak wyjątkowo.

-Dobranoc Vercia - szepnął jeszcze cicho, a ja powoli zasnęłam. Tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Tak łatwo. Bo przy nim wszystko było prostsze.


868 słów. 😘


Wszystko okejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz