NO TO KONIEC

2.5K 72 12
                                    


Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak czułam. Kiedy czułam się, aż tak okropnie. Tak źle. Wiadomo, że każdy miewa czasem gorsze dni. Niektórzy częściej, inni radziej, ale wszyscy z owymi się zmagają. Ja też. Ale nigdy nie miałam, aż tak złych dni.

Potrafiłam przeleżeć cały dzień i noc w łóżku, wychodząc jedynie do toalety, co i tak ograniczałam do minimum. Nie chciałam jeść, pić, rozmawiać, kąpać się i w ogóle wychodzić z pokoju. Pewnie rzeczywiście bym się tak zachowywała, gdyby nie mój brat i pewny niebieskooki chłopak.

Nawet nie wiem jaką mamy godzinę. Ba! Nie wiem nawet jaki jest dzień tygodnia, ale szczerze? Niezbyt mnie to obchodzi. Carlos i Nate często próbowali ze mną rozmawiać, ale ja nie obdarzałam ich ani jednym spojrzeniem. W końcu chyba zrozumieli, że potrzebowałam czasu.

Mój brat zaciekle, nie poddawał się i mimo trudności codziennie mnie karmił. Nie powiem, że nie, bo trochę mu to utrudniałam, ale w końcu ustałam i posłusznie jadłam, przygotowane przez niego posiłki.

Nate natomiast, potrafił kilka godzin siedzieć obok mnie na łóżku. Mimo, że nic nie mówiłam i nawet na niego nie patrzyłam, on i tak to robił. Albo opowiadał mi kilkadziesiąt minut o wszystkim co działo się podczas mojego nie wychodzenia z sypialni, lub po prostu był. Czuwał przy mnie, nic nie mówiąc.

Lubiłam obydwie wersje jego odwiedzin, ale niestety nie potrafiłam mu tego okazać. Ale naprawdę chciałam! Pragnęłam chociaż się do niego uśmiechnąć, lecz nie potrafiłam. On jednak nie był z tego powodu zły i każdego dnia do mnie przychodził. Byłam mu za to tak cholernie wdzięczna.

-Dzień dobry Vera, przyniosłem śniadanko - do mojego pokoju nagle wszedł Carlos, z miską w ręce.

Zawsze gdy do mnie przychodził, coś mówił, chociaż wiedział, że mu nie odpowiem. Tym razem było jednak inaczej. Nawet nie wiem kiedy, obróciłam powolnie głowę w jego stronę i na niego spojrzałam. Chłopak chyba myślał, że się przewidział, bo pomrugał kilka razy, ale gdy to nic nie zmieniło, na jego usta wszedł piękny uśmiech. Wystarczyło jedno moje spojrzenie, a on od razu wyglądał jakby stał tan przed nim, nie wiadomo kto.

-Zrobiłem zupę pomidorową - kontynuował, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy, a w jego głosie dało się wyczuć radość i nadzieje.

Powolnie podszedł do mojego łóżka i nie odrywając ode mnie spojrzenia, usiadł na brzegu.

-Twoja ulubiona - powiedział z jeszcze większym entuzjazmem, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.

Może nie było to ładny uśmiech. Nie, wręcz przeciwnie, był on delikatny, niepewny, pełen zmęczenia i smutku, ale był. I to wystarczyło, bo jego uczy od razu zaświeciły. W środku skakałam ze szczęścia, że mój brat nareszcie był szczęśliwy, ale na zewnątrz nie dało się tego po mnie poznać. Mimo, że chciałam, to nie umiałam pokazać emocji.

Ale chłopak się tym nie przejmował, bo z wielką radością zaczął wciskać mi zupę. Muszę przyznać, że była całkiem znośna.

I tak minęła mi reszta dnia. Ciche siedzenie z Carlosem, słuchanie historii Nate'a i wyżalania się Nathana o tym, jak to zobaczył Anthony'ego z jakąś dziewczyną w kawiarni. Było to takie zwyczajne. Takie przyjemne, ale zarazem trudne, bo ja nie umiała nic powiedzieć. Wiedziałam, że im to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie! Cieszyli się z tego, że już reagowałam na to, że przychodzili i, że nawiązywałam z nimi kontakt wzrokowy. Zdarzyło mi się nawet kilka razy blado uśmiechnąć.

Wieczorem wpadła też Charlotte i próbowała ogarnąć szopę na moich włosach, co nie było łatwe, bo nie czesałam ich od kilku dni. Lub tygodni? A może jednak, tylko godzin? Sama nie wiem, bo już dawno straciłam poczucie czasu.

***

Okazało się, że byłam w takim stanie trzy dni. Czwartego zaś, normalnie wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół do mojego brata. Jego mina, gdy spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem, była bezcenna.

-Vera! - krzyknął nagle i zerwał się z kanapy.

Sama nie wiem czy w jego głosie było więcej szczęścia, czy przerażenia.

-Hej, co tam? - zapytałam głupio, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.

-Jak się czujesz? - Carlos jednak zignorował moje pytanie i z wyraźnym przejęciem do mnie podszedł.

Wzruszyłam ramionami. Bo jak miałam się czuć? Nie kontaktowałam ze światem przez kilka dni. Ale z drugiej strony, to pomogło. Potrzebowałam takiego odpoczynku od rzeczywistości.

-Chyba dobrze - przyznałam obojętnie.

-Napewno? - upewnił się mój brat.

-Wszystko okej - przyznałam i uśmiechnęłam się najbardziej szczerze jak potrafiłam.

Carlos tylko pokiwał głową i zamknął mnie w niedźwiedziem uścisku. Mogłabym trwać w tej chwili wieki, ale niestety świat nie był dla mnie łaskawy.

W cały domy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzałam zdezorientowana na mojego brata, ale ten tylko pokiwał w niezrozumieniu głową. Był niedzielny poranek. Dziewiąta rano! Kto do cholery o tej godzinie postanowił, że odwiedziny to będzie genialny pomysł?

Mój brat udał się do przedpokoju i otworzył drzwi. Nie zdążył nic powiedzieć, a został mocno wycałowany w policzki, przez jakąś starszą kobietę. Nie wiedziałam jej twarzy, bo była o wiele niższa od Carlosa, więc nie mogłam stwierdzić kim jest.

-Tak się za wami stęskniłam! - ekscytowała się kobieta. - Gdzie Veronica?

Mogła przysiąść, że znałam ten głos. Nie, to nie możliwe? A może jednak? Czy to...

-Vercia! - moje myśli przerwał donośny jazgot staruszki. Uściskała mnie mocno nie dając mi dojść do słowa.

Tylko, że ja nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Bo przyjechała moja babcia. Babcia  Anastasia...


868 słów. 😘


Wszystko okejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz