p i ę ć

596 46 17
                                    

Obudziło go słońce.

Will jęknął, nie chciał jeszcze wstawać - ale jasne promienie słońca, oświetlające cały pokój, nie pozostawiały mu wielkiego wyboru. Nie miało znaczenia, jak bardzo chciał, żeby sen do niego wrócił, światło sprawiało, że z każdą sekundą rozbudzał się coraz bardziej.

Otworzył oczy, siadając lekko - przez chwilę ogarnął go niepokój. gdzie on był? Ten piękny pokój na pewno nie był jego... ale gdy ostatnie ślady snu wyparowały, przypomniał sobie wreszcie, że nie jest w domu, że jest w tym maleńkim, cudownym miasteczku na plaży, by spełnić jego marzenia.

I przez krótką chwilę, kiedy nie pamiętał jeszcze zdarzenia z poprzedniej nocy, był tak szczęśliwy, że na jego usta wkradł się uśmiech.

Wczoraj czuł się okropnie, ale patrząc wstecz, wydaje się to wręcz śmieszne, że to jedno zdanie zdołało go tak głęboko zranić. Teraz, gdy był już wypoczęty i miał czas, by to sobie poukładać, było to bardziej... irytujące i obrzydliwe.

Poniżające, głupie i irytujące. jakby ten koleś, którego nigdy wcześniej nie spotkał, miał prawo powiedzieć o nim coś takiego. To go po prostu bardzo zirytowało.

Ale wyrzucił to z głowy, przypominając sobie obietnicę, którą złożył sobie tuż przed snem. Żaden dupek nie zrujnuje mu lata. Nie pozwoli, by zrujnował mu poranek, skoro w zasadzie zrujnował mu noc.

Zamiast tego skupił się na pokoju, który teraz oglądał po raz pierwszy (wczoraj wieczorem był zbyt przejęty, by zwrócić na niego uwagę).

Ściany były jasnoniebieskie - właściwie wszystko było w różnych odcieniach niebieskiego: pościel na ogromnym, królewskim materacu, w którym tak wygodnie się zagrzebał, była ciemnoniebieska, dwa fotele stojące przed małym telewizorem również były niebieskie, podobnie jak mały dywan na środku podłogi, wyłożonej białymi deskami.

I oczywiście na jednej ścianie było ogromne okno, które wpuszczało do pokoju słońce.

Will ściągnął z siebie kołdrę, wstając powoli. Jego bose stopy uderzyły delikatnie o podłogę, tworząc cichy stukot, gdy podszedł do okna, natychmiast poczuł, że poprawia mu się humor – przez okno był widok prosto na plażę. Przesunął szybę w bok i wyszedł na maleńki taras.

Stał na nim, pozwalając, by poranny wiatr rozwiewał jego włosy. Obserwował plażę. Mimo że było wcześnie, plaża zaczynała już wypełniać się ludźmi. woda oceanu była wypełniona surferami, a Will'owi już nie przeszkadzało, że obudził się tak wcześnie.

W Hawkins nienawidził wcześnie wstawać, ale to tylko dlatego, że nie było tam nic do roboty. Tutaj chciał się obudzić. Chciał wziąć prysznic, iść na plażę i wreszcie popływać w tych pięknych wodach, chciał znów spotkać się z Max i Jane, pójść do pracy i dobrze bawić się wieczorem.

Chciał zrobić wszystko – i dlatego poranna pobudka wydawała się idealna.

• • • • •

I tak, ledwie 15 minut później, Will był gotowy do wyjścia. Wziął prysznic, znalazł swoje kąpielówki i założył je pod ubranie - w jego łazienkowej szufladzie czekał cały stos morsko-zielonych koszulek i czarnych szortów.

Wyszedł z pokoju po cichu, ostrożnie przechodząc obok zamkniętych drzwi i upewniając się, że nie robi hałasu. Była dopiero siódma rano i wątpił, by ktokolwiek poza nim nie spał.

𝐒𝐮𝐦𝐦𝐞𝐫 𝐉𝐨𝐛 ||𝐁𝐲𝐥𝐞𝐫|| 𝐓ł𝐮𝐦𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz