d w a d z i e ś c i a s i e d e m

510 47 24
                                        


"Will!"

Od razu go zauważyły, a sekundę później Max stała już obok niego, z ulgą, zmywającą niepokój z jej twarzy.

Jane pozostała na miejscu, z lekko otwartymi ustami, podczas gdy jej dziewczyna mocno przytuliła Willa. Chłopak również ją objął, przytulając się do niej, jakby byli dawno nie wiedzącymi się przyjaciółmi. Pozwolił, by jego twarz zatopiła się w jej włosach, tak że widział tylko pomarańcz, a jedyne, co czuł, to słony, plażowy zapach, który zawsze się na niej utrzymywał. Zaledwie kilka sekund z nią, a już zaczynał czuć się lepiej.

"Kurwa mać, Will. Tak się martwiłyśmy!" powiedziała Max, nadal przytulając chłopaka.

"Coś dzisiaj wydawało się nie w porządku, więc poszliśmy szukać cię w teatrze par, nie było cię tam... czy wszystko z tobą okej?" zaczęła Jane. Kiedy mówiła, Max w końcu go puściła, cofając się, a wypowiedź drugiej dziewczyny została przerwana przez nagły oddech.

Willowi zajęło sekundę przypomnienie sobie potworności, jaką była ozdobiona jego twarz.

"Co do..." powiedziała Max, a jej głos stał się nagle niski i bez tchu. Jane również zmierzała teraz w stronę Will'a, z przerażonym wyrazem twarzy.

"W porządku", powiedział szybko Will, niemal instynktownie w tym momencie. Spróbował się uśmiechnąć, ale nawet nie widząc siebie wiedział, że ten wyraz twarzy nie daje takiego uspokajającego efektu, na jaki liczył.

"Nie, właściwie to nie jest w porządku. Jest bardzo daleko od porządku!" - wykrzyknęła Max, a jej oczy znów wyglądały tak, jakby chciała kogoś zabić.

"Will, o mój Boże", powiedziała Jane, przykładając lekko rękę do jego policzka. Jej dłoń była delikatna, ale wysłała tak silny ból, że przez twarz chłopaka przeszedł grymas. Dziewczyna pospiesznie opuściła rękę widząc jego reakcję.

"Przepraszam, przepraszam", powiedziała, "Nie chciałam, ale...", wydawało się, że brakuje jej słów.

Nie lubił być w centrum uwagi i choć wiedział, że to głupi powód, by znowu chcieć uciec do domu, nagle ten pomysł wydał mu się znowu atrakcyjny. Po chwili jednak udało mu się zażegnać chęć ucieczki, ale nie mógł pozbyć się czerwieni z policzków.

"Czy to- czy to przez Tyler'a?" zapytała Jane, czułym głosem, utrzymując swój współczujący wzrok na jego brązowych oczach.

Cisza. Impuls, chęć kłamania, by obwinić upadek za swoją zmaltretowaną twarz, bulgotała w jego gardle. Było to fizycznie trudne, niemal niemożliwe, by powoli przytaknąć.

A potem znów zapadła cisza.

"Sukinsyn!" krzyknęła nagle Max. Wszystko w jej ciele mówiło o złości: zaciśnięte dłonie, oczy praktycznie dorównujące w swej złości jej ognistym włosom. Wyglądała, jakby dzieliła ją sekunda od wymarszu z restauracji i pobicia Tylera na miazgę.

Jane, z drugiej strony, wyglądała na bardziej... zszokowaną. Smutną. Mógł zobaczyć te wszystkie emocje w jej dużych oczach - i to było tak podobne do tego, co on czuł, że chciało mu się płakać. Ale nie zrobił tego - nie teraz, bo był prawie pewien, że jeśli zacznie płakać, to nigdy nie przestanie.

"Usiądź, przyniosę ci trochę lodu, możemy o tym porozmawiać," zaproponowała Jane, mimo, że dobrze wiedziała, że Will nie chce o tym rozmawiać... nie z nimi. Nie teraz. Potrząsnął głową.

"Chcę, żeby to się skończyło. gdzie mam się udać, żeby to zatrzymać?" zapytał, i nienawidził tego, jak bardzo jego głos drżał.

Jane i Max wymieniły spojrzenia, po raz kolejny zdając się prowadzić całą rozmowę swoimi oczami.

"Mogę go dla ciebie pobić", zaoferowała po sekundzie Max.
Wyglądała tak poważnie, że Will nie mógł się powstrzymać od chwiejnego chichotu.

Jane szturchnęła swoją dziewczynę, posyłając jej śmiertelne spojrzenie. "Jest kilka opcji, Will. Możesz iść do jego rodziców, możesz iść na policję, możesz iść do Wheelerów?"

"Albo mogę go dla ciebie pobić", mruknęła Max pod nosem, tak nisko, że Jane nie słyszała.

"Myślę, że chcę iść na policję", powiedział Will. Mówiąc szczerze, wiedział, że właśnie tam chce iść. To może będzie straszne, ale nie chciał iść nigdzie w pobliżu domu Tylera - i nie chciał iść do Wheelerów. Wheelerzy oznaczali Mike'a...

W każdym razie, policja wydawała się najszybszym sposobem, by to zakończyć.

"Tak jest," powiedziała Jane, "Więc usiądź, pozwól, że przyniosę ci trochę lodu, możesz się przespać, a jutro rano -" ale Will jej przerwał.

"Nie!" krzyknął. jutro byłoby już za późno.

"J-ja... myślę, że chcę iść teraz".

Jane otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Max wydawała się rozumieć. Położyła rękę na ramieniu swojej dziewczyny, a w drugą złapała dłoń Will'a.

"Tak jest. Chodźmy ".

• • • • •

Posterunek policji był maleńkim budynkiem za włoską restauracją. Był biały, otoczony zaniedbanym ogrodem - no, może ogród to przesada. Było tam tylko kilka wyblakłych rabatek, o kolorze niebiesko-fioletowym i pojedynczy ogromny dąb. Wyglądał bardziej jak czyjś dom niż posterunek - ale policyjny samochód zaparkowany przy jednej ze stron upewnił go, że są w odpowiednim miejscu.

Dłoń Max wciąż mocno go trzymała, za co był wdzięczny. Nie oglądał się za siebie, nie patrzył na dziewczyny stojące po obu jego stronach, o których wiedział, że są skupione intencjonalnie na jego twarzy. Więc zachował pustkę, utrzymywał pewny chłód, nawet z drżeniem grożącym zamienieniem nóg w masło. Przeszedł przez umierające kwiaty, minął drzewo...

I pchnął się prosto przez podwójne drzwi, a kroki dziewczyn u jego boków sprawiły, że czuł się bezpieczniej niż kiedykolwiek.

• • • • •

Macie drugi rozdział :P

Zachęcam do dawania gwiazdek i pisania komentarzy, będzie mi bardzo miło! :D
Życzę miłego dnia/nocy! :))

𝐒𝐮𝐦𝐦𝐞𝐫 𝐉𝐨𝐛 ||𝐁𝐲𝐥𝐞𝐫|| 𝐓ł𝐮𝐦𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz