d w a d z i e ś c i a t r z y

430 36 58
                                    

Wraz z ciszą przyszedł szok.

Will czuł spływająca po jego twarzy krew. Czuł swoją obolałą, czerwoną twarz, zalaną łzami. Nawet nie pamiętał, żeby płakał, czuł pulsujące bólem plecy. Czuł wszystko - a jednak nie czuł nic.

Wiedział, że go boli, wiedział, że powinien szlochać - i uciekać stamtąd tak szybko, jak tylko mógł. Wiedział, że powinien być wściekły, a przynajmniej zszokowany.

Ale jedyne, co czuł, to powolne kapanie ciepłej krwi z czoła, na policzek, lekki metaliczny smak na ustach i krople czerwonej cieczy, skapujace mu na koszulkę.

Tylko krew i ten dziwny spokój.

"Will! Will, o mój Boże!" głos Tylera był tym, który w końcu przerwał ciszę. Will leżał obolały na podłodze, był zbyt zdrętwiały, by jakkolwiek się poruszyć, ale jego oczy mimo to spojrzały w górę.

Tyler wyglądał na przerażonego. Bardzo, bardzo, bardzo przerażonego. Był cały blady, a jego piękne zielone oczy były szeroko otwarte... jego ręce, wciąż wyciągnięte, drżały. Drżał, całe jego ciało się trzęsło. Jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zrobił.

I zanim minęła kolejna minuta, Tyler podbiegł do miejsca, gdzie leżał Will, padając na kolana obok niego.

"Tak mi przykro, Will! Will, słyszysz mnie? O Boże, Will, proszę, powiedz, że mnie słyszysz" - powiedział, a w jego głosie dało się usłyszeć przerażenie.

Mniejszy nie odpowiedział. Nie chodzi o to, że nie mógł, po prostu... nie chciał. Nawet przy całkowicie zdesperowanej energii Tylera, ten dziwny spokój nie dawał o sobie znać. Nie mógł się przejąć niczym, co się działo, nie mógł się skupić na słowach Tylera. Tylko na kapiącej krwi.

"Will, kochanie, tak mi przykro! Proszę, Will, nie chciałem, proszę, porozmawiaj ze mną!" Tyler próbował jeszcze raz, ale Will nadal nic nie robił.

Nagle poczuł, że jest podnoszony. Ramiona Tylera, które jeszcze przed chwilą były tak agresywne, te same, które spowodowały ciesz niewątpliwie plamiącą jego twarz, teraz były bardzo delikatne. Tyler podparł go do pozycji siedzącej, tak łagodnie, że ledwo go dotykał, a Will nie kłócił się. Po prostu go to nie obchodziło.

"Tak mi przykro, kochanie. Tak mi przykro, nie chciałem, straciłem kontrolę - naprawdę, nie chciałem!" Większy powtarzał się, jego słowa mieszały się, a jego zdania były zagmatwane. Panikował. W tym momencie Will nawet na niego nie patrzył. Wpatrywał się w podłogę obok swoich kolan. Po prostu się w nią gapił.

Ale wtedy brązowowłosy chwycił jego twarz obiema rękami, zmuszając go do ponownego spojrzenia na niego. Łzy spływały mu po policzkach, a oczy błyszczały wyrzutami sumienia i poczuciem winy.

"Will, tak mi przykro, nigdy bym tego nie zrobił - boże, nigdy bym nie chciał  - bałem się o ciebie, straciłem kontrolę. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo mi przykro za..." wziął głęboki, roztrzęsiony oddech, "Tak mi przykro Will. To nie byłem ja, nigdy bym cię nie uderzył - nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję, że nie zrobię!"

Will nic nie powiedział. Jego słowa nie miały żadnego znaczenia. W zasadzie, nic nie wydawało się mieć znaczenia, zupełnie nic.

"Will, kocham cię. Kocham cię tak cholernie mocno!" powiedział Tyler. I to był pierwszy raz. Niegdy wcześniej tego nie powiedział, ale to było o wiele za wcześnie, a oni spotykali się dopiero od dwóch tygodni i Will nie miał zamiaru mu odpowiedzieć. Ale to też, w tym momencie nie miało absolutnie żadnego znaczenia.

"Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził, prawda? Wiesz, że ze mną jesteś bezpieczny?" błagał Tyler, a jego głos był cichy i zdesperowany.

A mniejszy wiedział, że nie ma wyboru i musi powoli przytaknąć.

"Tak", powiedział, jego głos był dziwny, wysoki. Jakby wcale nie był jego.

Tyler odetchnął z ulgą. W jednej sekundzie puścił twarz Willa i zamiast tego bardzo mocno go przytulił.

"Dziękuję, tak bardzo ci dziękuję, bardzo mi przykro, kocham cię i przepraszam, ja..." Tyler wciąż mamrotał, gdy go do siebie tulił, a Will czuł się jakby w ogóle go tu nie było.

• • • • •

Może gdyby był inną osobą, uwierzyłby w zapewnienia Tyler'a. Ponieważ większy nigdy nie zrobił czegoś takiego i naprawdę wyglądał na skruszonego. Może mógłby uwierzyć, że to tylko jeden incydent, coś, co nigdy się nie powtórzy, i zdecydować się na wybaczenie, zaślepiony obietnicą miłości Tylera. Obietnicą związku.

Może gdyby był kimś innym, odepchnąłby Tylera tak daleko, jak tylko mógł, wstał i pobiegł aż na posterunek policji. Może rzuciłby go tam i wtedy, krzycząc na niego, żeby wyszedł i nigdy nie wracał.

Ale problem polegał na tym, że to był Will Byers. Will Byers, syn Lonniego Byersa.

Problem polegał na tym, że wiedział dokładnie, jak to się potoczy, bo widział to na własne oczy. Czuł, że to się dzieje. Wiedział dokładnie, co będzie dalej.

Wiedział, że to nie jest ostatni raz, kiedy to się stanie. Wiedział, że po każdym razie Tyler będzie płakał i błagał o przebaczenie, a po jakimś czasie łzy ustaną, ale ciosy nie.

Więc dlaczego nie rzucił Tylera? Dlaczego nie zostawił go i nie uciekł tak daleko, jak tylko mógł?

Bo nie mógł. Po prostu nie mógł. W chwili, gdy pierwszy raz trafił w jego policzek, znów był dzieckiem, stojącym przed ojcem. Te na wpół wyblakłe blizny na jego ciele ożyły, przypominając mu o tym raz jeszcze.

I to odrętwienie, które czuł - sprawiło, że zamarł. nie mógł odejść, nie mógł zrobić nic poza drżeniem, gdy Tyler go przytulał.

Bo pamiętał, że większy był wszędzie, że nawet gdyby to wszystko zakończył, Tyler czekałby na niego przed pracą - ale tym razem nie miałby gorącej czekolady i książki do podarowania... i to przeraziło go na śmierć.

Kiedy brązowowłosy cofnął się, by pocałować go lekko w czoło, mógł skupić się tylko na czerwieni na jego knykciach. Wszystko, co mógł zobaczyć w tym wspaniałym chłopcu, który jeszcze kilka minut temu czuł się takim szczęściarzem, to właśnie te zakrwawione knykcie.

Tyler został i upierał się, by go trzymać, gdy zapadła noc, a jedyne, o czym Will myślał, wpatrując się w ciemne niebo na zewnątrz, to jedno zdanie, powtarzające się w kółko.

Jaka matka, taki syn.

Z tym, że jego matka uwolniła się od tego potwora, ale Will nie wiedział czy da sobie radę z tymi silnymi ramionami, które go obejmowały.


• • • • •

Dajcie znać jak się czujecie i życzę powodzenia jutro w szkole! <33

Zachęcam do dawania gwiazdek i pisania komentarzy, będzie mi bardzo miło! :D
Życzę miłego dnia/nocy! :))

𝐒𝐮𝐦𝐦𝐞𝐫 𝐉𝐨𝐛 ||𝐁𝐲𝐥𝐞𝐫|| 𝐓ł𝐮𝐦𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz