Rozdział 3

462 42 20
                                    

Dasz mi swój numer?

Raito aż przetarła oczy ze zdziwienia. Mimo tego, wiadomość, którą napisał do niej znajomy, wciąż wyświetlała się na ekranie jej komputera. To na co patrzyła nie było żadnym przewidzeniem, a najprawdziwszą prawdą.

Ktoś kogo znała od miesięcy poprosił ją o numer, a ona zupełnie nie miała pojęcia co z tym zrobić. Co powinna odpisać? Jeszcze nigdy nie podawała swojego numeru komuś kogo nigdy nie widziała na oczy. Czy tego typu prośba jest czymś podejrzanym o czym powinna powiedzieć ojcu? Nim jednak zdążyła się nad tym zastanowić, kolejna wiadomość pojawiła się na czacie.

DustyGamer59: Będzie nam się wtedy lepiej grało, co nie?

Czyli o to chodzi... W takim razie nie mam powodu do zmartwień - pomyślała. - Co złego może się stać?

Sunflower9: No chyba tak

Odpisała, wciąż lekko się wahając.

DustyGamer59: To podasz czy nie?

Raito zrozumiała, że to moment na podjęcie ostatecznej decyzji. Powoli zaczęła klikać na klawiaturze odpowiednie przyciski. Czy na pewno dobrze robię? - zwątpiła. - Ojciec pewnie nie byłyby zbyt zadowolony... Jej niezdecydowanie minęło jednak bardzo szybko.

Czy naprawdę byłam w stanie odtrącić kogoś dla osoby takiej jak on? - zadała sobie pytanie.

Gniew, który wywołał u niej koszmar sprzed kilku dni, powrócił jakby ze zwiększoną siłą. Prychnęła i dokończyła wpisywanie ciągu liczb. Wysłała go równie szybko. Następnie jej wzrok przeniósł się na telefon, który tym razem leżał na jej biurku. Nie mogła już cofnąć tego co zrobiła, ale wcale nie żałowała podjętej przez siebie decyzji. Wręcz przeciwnie, cieszyła się niezmiernie i była podekscytowana, podekscytowana bardziej niż przez ostatnie kilka lat.

Nie musiała czekać długo. Urządzenie, w które tak zawzięcie się wpatrywała, zaczęło dzwonić. Pośpiesznie chwyciła je, odebrała i przyłożyła do ucha. Nim sama zdążyła się odezwać usłyszała dobiegający z głośnika słowa.

- Sunflower, czy to ty?

Jego głos był lekko zachrypnięty, ale również, co trochę ją zaskoczyło, dziwnie kojący dla jej ucha. Po kilku sekundach zorientowała się, że musi mu odpowiedzieć.

- Tak, tak, to ja - potwierdziła.

- To dobrze, bo już myślałem, że podałaś mi numer jakiegoś swojego kolegi i sobie ze mnie żartujesz - powiedział z nieukrywaną ulgą.

Jego słowa wywołały uśmiech ma twarzy Raito. Ona sama nie miała na to wpływu.

- O to nie musisz się martwić - odpowiedziała radośnie. - Nie żebym miała jakichś znajomych żeby podawać ci ich numer... - dodała już w myślach.

- Gotowa na grę? - zapytał chwile później.

- Jeszcze jak - sama nie mogła uwierzyć we włożony w jej wypowiedź entuzjazm.

Połączyła telefon z bezprzewodowymi słuchawkami, które znalazła na półce. Wolała żeby nikt nie słyszał tego, co mówi do niej jej znajomy.

Tego dnia przechodzenie poziomów była łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Dusty - bo tak skrótowo zaczęła go nazywać Raito - był naprawdę dobry w obmyślaniu strategii. Nie przegrali żadnej rundy, a każda wygrana podnosiła tylko stopień jej radości. Nie zwracała uwagi na upływ czasu i nim się obejrzała jej znajomy musiał już kończyć.

- Ah... - to wiadomość trochę ją zasmuciła. - To do następnego, racja?

- Tak, do następnego, Sun - odpowiedział. - Byle jak najszybciej. Mamy jeszcze dużo do przejścia.

Gdy Dusty się rozłączył, Raito aż podskoczył z radości. On też wymyślił dla niej przezwisko! Uważała, że jest ono bardzo urocze. Nikt wcześniej, poza jej matką, nie dawał jej ksywek.

Czy to oznacza, że jesteśmy teraz bliżej niż wcześniej? - zastanawiała się.

Dopiero po chwili dotarło do niej, że jej gwałtowny ruch sprawił, że telefon spadł na podłogę. Podnosząc go, zaśmiała się cicho. W tej chwili nic nie było w stanie zepsuć jej dobrego humoru. Spokojnie wyłączyła komputer i przysunęła fotel do biurka.

Pojawiło się pytanie: co robić teraz? Raito wykonała już swoje obowiązki, a granie bez jej znajomego nie miało zbytnio sensu. Po chwili namysłu wpadła na pomysł by pójść na spacer. Choć zbliżał się wieczór, nie było jeszcze nocy i miała do tego całkowite prawo. Ubrała jedną ze swoich ulubionych bluz z kapturem. Nie biorąc nic poza kluczami do drzwi, opuściła mieszkanie. Miała być poza domem nie całą godzinę, niczego więcej nie potrzebowała. Jednakże, ciężko skupić się na czasie, gdy w głowie wiruje tyle myśli. Nie mogła wyrzucić z głowy jej rozmowy z Dusty'm.

Miała wrażenie, że nikt wcześniej nie był z nią tak blisko. Z powodu jej tajemnic, rówieśnicy nie chcieli się z nią przyjaźnić. Bo co ta za przyjaciółka, która nie chce mówić nic o sobie? Uważali to za okazanie braku zaufania. Szkoda, że nigdy nie poznają prawdy...

Raito z chęciom porozmyślałaby więcej na temat jej znajomego, gdyby nie przeszkodziły jej w tym hałasy wydawane przez ludzi zbitych w całkiem sporą grupkę. Wszyscy patrzyli na coś przed sobą, na coś czego ona nie mogła dojrzeć. Z czystej ciekawości zaczęła przepychać się przez tłum. Słyszała wokół siebie różne dopingi i pochwały. Już zaraz miała przekonać się do kogo są one skierowane.

- Dasz radę! Wierzymy w ciebie! Pokonasz go! - skandowali.

W końcu udało jej się zerknąć co tak bardzo przykówa uwagę tłumu.

Sapnęła zażenowana - Znowu?!

Jej dobry humor został szybko zastąpiony irytacją i gniewem. Na środku ulicy miała miejsce pewna potyczka, bo walką by tego nie nazwała, miedzy bohaterem a złoczyńcą. Nietrudno było rozróżnić który jest którym. Widać było również, że "ten dobry" jest znacznie silniejszy od swojego przeciwnika. Mógłby powalić go jednym ciosem używając swojego daru, ale oczywiście musiał się popisać i dręczyć tego drugiego. Gapiom w ogóle to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - sprawiało im to frajdę i zachęcało bohatera do dalszych działań. Raito musiała aż odwrócić wzrok gdy ten słabszy otrzymał potężny cios w szczękę. Czy to białe, małe coś leżące na ziemi to jego ząb?

Dopingi nie cichły, a walka stawała się coraz bardziej brutalna. Biedny złoczyńca wyglądał jakby zaraz miał zemdleć i, jak można się było spodziewać, to właśnie zrobił. Jego ciało upadło na ziemię z głuchym łoskotem. Znajdujący się blisko Raito ludzie zaczęli wiwatować i gratulować bohaterowi, który uśmiechał się do nich jakby nie zrobił niczego złego.

Łał, pobiłeś kogoś do nieprzytomności - ironizowała w głowie dziewczyna. - Zasługujesz na medal albo od razu pomnik w centrum miasta.

Potem jej wzrok przeniósł się na złoczyńcę, którego dopiero przybyli policjanci wlekli do radiowozu. Co tutaj robił? Przecież w dzielnicy, w której mieszkała nie powinno był ludzi takich jak on. Nie było w niej nic godnego uwagi, no może poza nią, ale mało kto o tym nie wiedział. Rozejrzała się. O nie! Dotarło do niej, że oddaliła się od domu bardziej niż planowała, o wiele bardziej. Godzina już minęła i powinna była już wrócić. Zaczynało się ściemniać i na pewno nie zdąży znaleźć się w mieszkaniu przed zmrokiem. Rozmyślanie o jej znajomym i potyczka, której była świadkiem sprawiły, że całkiem zapomniała o ostrożności.

Odwróciła się na pięcie i pognała z powrotem do domu.

Nic się nie stanie. Nikt nie zauważy. Nie mogę mieć takiego pecha - pocieszała się.

Odetchnęła i przyspieszyła jeszcze bardziej.

Nie miała pojęcia jak bardzo się myliła. Ktoś stał tam ukrywając się w cieniu. Obserwował ją i tylko czekał aż zaprowadzi go prosto do swojego domu. Przebrzydły uśmieszek pojawił się na spierzchniętych ustach.

- Mam cię.

Córka bohatera (Shigaraki x oc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz