Rozdział 7

412 33 14
                                    

Tomura Shigaraki nie miał przyjaciół.

Odkąd pamiętał był przekonany, że uczucia i bliższe relacje tylko by go osłabiły. Był złoczyńcą i to nie byle jakim, stał na czele początkującej grupy przestępczej, która w przyszłości miała stać się czymś wielkim i potężnym. Miał przed sobą jasny cel i nie mógł dopuścić do tego żeby cokolwiek lub ktokolwiek przeszkodził mu w jego zrealizowaniu. Przysiągł sobie, że zabije tego śmiecia za wszelką cenę i pokaże światu jak kruche jest to społeczeństwo.

Wtedy pojawiła się ONA.

Dla Tomury granie było swego rodzaju odprężeniem. Pozwalał sobie na oderwanie się od - przepełnionej przelaną przez niego krwią - rzeczywistości. Choć przed nikim tego nie przyznał, ciągłe planowanie i starania były niezwykle męczące. Gdy całą swoją uwagę skupiał na pokonaniu nierealnego wroga nie myślał o tym gdzie Liga Złoczyńców powinna zaatakować następnie lub jak zdobyć kolejnych rekrutów. Poza tym mógł ćwiczyć swoje umiejętności strategiczne, co mówił Kurogiriemu za każdym razem gdy ten sugerował, że marnuje swój czas.

Shigaraki zawsze grał sam, twierdził, że nie potrzebuje nikogo, aby odnieść zwycięstwo. Było tak dopóki nie przyszło mu walczyć z bossem, którego nie dało się pokonać w pojedynkę. Mimo tego i tak wiele razy podjął się próby wyeliminowania go - jednakże zawsze kończyło się to porażką. Okropnie go to wkurzało, nienawidził przegrywać. Nie był już w stanie zliczyć wszystkich przedmiotów, które zmienił w proch podczas swoich ataków gniewu. Niszczenie swoją mocą tego co miał pod ręką było jego sposobem na uspokojenie się.

Pierwszy raz w swoim życiu był zmuszony skorzystać z opcji pozwalającej na granie z innym graczem. Wmawiał sobie, że to koniecznie i od razu gdy pokona wszelkie niedogodności, wróci do grania solo.

Jak się okazało wygrana ze sparowanym z nim graczem była łatwiejsza niż myślał, że będzie. Musiał trafić na kogoś równie obeznanego w temacie jak on - stwierdził wtedy. Po namyśle uznał, że utrzyma nikły kontakt z osobą, dzięki której udało mu się przejść poziom. Przecież znów mógł pojawić się przeciwnik, z którym sam nie da rady walczyć.

Nie mylił się. Od razu gdy zaczął przegrywać z nowym bossem natychmiastowo skontaktował się przez czat z byłym "towarzyszem broni". Efekt wspólnej walki był taki sam jak poprzednio, zwyciężyli za pierwszym razem. Nim się obejrzał częściej zdarzało mu się pisać ze... znajomym...? To nie było właściwe określenie. Nic o nim nie wiedział tak samo jak on nie wiedział nic o Tomurze. Ale w końcu, młody szef organizacji przestępczej i tak nie chciał z nikim się zaznajamiać. Nie zależało mu na nikim poza nim samym i jego wybawicielem - Mistrzem.

Chociaż przez cały czas sobie to powtarzał i tak napisał znowu.

Jak to się stało? Wszystkie jego postanowienia poszły na marne, i tak skończył wysłuchując wyżaleń dziewczyny, z którą nigdy nie powinien rozmawiać. Jakim cudem zbliżyli się do siebie tak bardzo, dali sobie ksywki i mieli swoje numery w telefonicznych kontaktach? Był złoczyńcą! Jak mógł pozwolić by jego sercem zawładnęło to dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie czuł, jak mógł stać się słaby w tak dużym stopniu?! Nie ważne ile zamordował osób i tak jedynym o czym myślał po powrocie do bazy było to, o czym będzie rozmawiał podczas gry z jego znajomą. Nie cierpiał tego, ale jednocześnie rozkoszował się każdym słowem, które wyszło z ust Sun, jej radością po wygranym poziomie, jej śmiechem gdy zdarzyło mu się powiedzieć coś co według niej było śmieszne. Musiał hamować się przed zapytaniem ją o imię człowieka, który ją okłamywał. W tamtej chwili chciał go znaleźć i zamienić w kupkę prochu.

Najgorsze było to, że mimo konsekwencji i tak nie chciał kończyć tej relacji. Wnosiła ona w jego życie coś czego mu brakowało. Przysiągł sobie, że gdy już pozbędzie się wszystkich przeszkód i naprawi społeczeństwo odnajdzie ją i pozna jeszcze bliżej. Jej zdanie o bohaterach było podobne do tego, które miał on sam, jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż obawiał się reakcji Sun na to kim jest. Nie chciał zobaczyć strachu w jej oczach - chciał jej uznania i zaufania.

Więc jak znalazł się w miejscu, w którym był teraz? Stojąc nad leżącą na ziemi osobą, którą chwilę temu chciał zabić? Uśmiech pojawiał się na jego wyschniętych ustach na samą myśl o tym jak jej ciało zwiotczeje gdy opuści ją życie. Cieszył się z tego, że jego ofiara sama do niego przyszła. Całkowicie nie spodziewał się tego, że pójdzie to tak łatwo...Ostatecznie jednak, wszystko okazało się o wiele trudniejsze niż przypuszczał.

Zaskoczenie i zdumienie momentalnie zmieniły się w panikę. Chwycił się za głowę, odruchowo pamiętając o odchyleniu piątego palca.

- Nie, nie, nie... - mamrotał pod nosem. - To nie tak miało być.

Jego wzrok nie mógł skupić się na jednym punkcie, aż w końcu natrafił na jej oczy. Strach, który wcześniej w nich widział, przestał dawać mu satysfakcję. Nie chciał tego. W jednej chwili przestał widzieć w Raito swój cel. Nie mógł zmusić się do skrzywdzenia jej. To było żałosne, nie tego uczył go Mistrz. Z nerwów jego ręce z głowy przeniosły się na szyję. Zaczął drapać się po niej tak mocno, że ze zszarpanej już skóry zaczęła sączyć się krew. Była to kolejna czynność, którą wykonywał pod wpływem silnych emocji - gniewu, frustracji, zniecierpliwienia... I strachu.

Doskonale widział jak Raito Yagi, córka najgorszego ze śmieci społeczeństwa, przykłada powoli jedną z dłoni do miejsca, w którym ja trzymał. Było zsiniałe, a gdy go dotknęła syknęła z bólu. Czy to on? To on ją skrzywdził? W tej chwili poczuł okropną odrazę, okropną odrazę względem siebie. Uczucia wirowały w nim jak rozszalałe tornado. Nie mógł ich uspokoić ani zatrzymać. Chciał żeby to się skończyło. Znowu zawalił...

- Sun, ja... - powoli wypowiedział to przezwisko, które sam jej wymyślił.

Wtedy zauważył, że się trzęsie. Nie była nawet w stanie podnieść się na nogi... I to wszystko z jego winy.

Poczucie winy uderzyło w niego mocniej niż ciężar porażki, który czuł po ataku na USJ. Był potworem. Jako złoczyńca powinien cieszyć się ze swojej bezduszności, chęci mordu i z całej reszty rzeczy, która go nim czyniła. Ale teraz nie mógł odczuwać radości.

Znów postawił krok w tył. Nim się obejrzał już uciekał z miejsca zbrodni, jednej udanej, a drugiej już nie. Innymi słowy - po prostu stchórzył. W biegu chował dłoń, która była zarazem jego maska, do kieszeni bluzy, którą miał na sobie. Kurogiri już czekał na niego w umówionym miejscu. Nic nie mówiąc wbiegł do portalu. Gdy tylko jego stopy dotknęły barowej podłogi od razu pobiegł do swojego pokoju. Ignorował wszystko co działo się wokół niego. Zatrzasną drzwi i zsuwając się po nich opadł na ziemię. Przyłożył dłoń, tym razem swoją własną, do twarzy.

Był to pierwszy czas od bardzo dawna kiedy jakakolwiek łza wypłynęła z jego oczu.



Upłynęło sporo czasu zanim do Raito zaczęło docierać do co się właśnie stało - a przynajmniej tak jej się wydawało. Wstanie z chłodnego chodnika sprawiło jej trudność, a gdy w końcu odzyskała pełną kontrolę nad nogami, nie miała bladego pojęcia gdzie pójść ani co zrobić. Całkowicie zapomniała o swoim ojcu i misji szpiegowskiej. Miała na głowie coś o wiele bardziej ważnego. 

Córka bohatera (Shigaraki x oc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz