Rozdział 18

322 30 4
                                    

- No leć! - krzyknęła mała dziewczynka ze zniecierpliwieniem.

Niestety, wbrew jej oczekiwaniom, dwukolorowy latawiec nie uniósł się z ziemi nawet o metr. Mogła biegać po łące z prędkością Ingenium, o on i tak nie znalazł się w powietrzu. Nawet gdy zaczął doskwierać jej ból nóg, nie rezygnowała ze swojego postanowienia. Trochę zajęło jej zorientowanie się, że jej wysiłek, nie ważne jak wielki, nie przyniesie skutków.

Zdyszana i zrezygnowana usiadła na wyściełanej miękką trawa ziemi. Spojrzała wrogo na przedmiot, który nie zachowywał się zgodnie z jej wolą. Można by rzec, że zabijała go wzrokiem. Po chwili odwróciła głowę ze wzgardą i prychnęła pod nosem.

- Kochanie, w ten sposób nigdy nie poszybuje - usłyszała głos matki, która zaczęła do niej podchodzić. - Może przyjdziemy tu jak będzie większy wiatr, co?

Zapewne, kobieta miała rację. Jednakże, zdrowy rozsądek nie mógł przyćmić upartości dziecka.

- Ale ja chcę teraz! - dziewczynka postawiła na swoim.

Mama westchnęła zastanawiając się jak znaleźć sposób na wyjście z tej sytuacji. Jej córka potrafiła być tak niezłomna jak jej ojciec. Jak coś sobie postanowiła, nie było mowy o zmianie zdania. Nic dziwnego, że tak zależało jej na korzystaniu z pobytu wśród natury. Rzadko kiedy mogły być tu razem z...

- Nie musicie już się niczym martwić! Dlaczego?! Ponieważ tu jestem! - do uszu każdej z nich doleciał znany już całej Japonii tekst.

W polu widzenia pojawiła się kolejna osoba. Wysoka, umięśniona i z ogromnym uśmiechem na twarzy - toż to All Might we własnej osobie! Nie musiał nosić swojego stroju, i tak nie można go było pomylić z nikim innym. Dziewczynka od razu rozpromieniła się na widok ojca. Energicznie podniosła się z ziemi i, ciągnąc za sobą latawiec, podbiegła do niego.

- Tata! - zawołała uradowana.

Już myślała, że mężczyzna znowu dostanie pilne wezwanie z pracy i nie spędzą razem dnia. Praca bohatera była niezwykle angażująca. Jego widok od razu podniósł ją na duchu. W przyszłości też chciała być kimś kto sprawia, że ludzie stają się szczęśliwsi. Z największą sobie znaną siłą, objęła jedną z jego nóg i mocno ją przytuliła.

- A któż to? - zapytał z udawanym zdziwieniem.

- To ja! - odpowiedziała ze śmiechem na ustach.

- Nie znam żadnej "ja". - dalej brnął w swoją małą grę.

- Ta ja, Raito. Nie poznajesz mnie, tato? - nadal chichotała.

- Rzeczywiście... - uśmiech bohatera powiększył się jeszcze bardziej. - Przecież to moja ukochana córka!

Schylił się i chwycił ją pod pachy, by następnie podnieść ją na wysokość swojej twarzy. Zrobił to bez najmniejszej trudności, jakby dziewczynka ważyła tyle co pojedyncze piórko. Wszystkiemu towarzyszyła radosna atmosfera. Cała trójka zachowywała się jakby byli normalną rodziną, na którą nie czekały żadne zagrożenia i tragedie. Kolejny fałsz.

- Chcesz zobaczyć coś superowego? - zapytał All Might.

- Tak, tak, bardzo tak! - jej odpowiedź nie mogła zabrzmieć inaczej.

Jasnowłosy bohater posadził dziewczynę na swoich ramionach. Upewnił się, że nie spadnie i posłał pewny uśmieszek swojej żonie. Ta przewróciła oczami z rozbawieniem. Popisy jej męża często wprowadzał ją w radosny nastrój.

- Raz, dwa, ... - odliczał bohater. - SMASH!

Jedna z jego pięści skierowała sia ku górze. Natychmiast, znikąd pojawił się potężny podmuch powietrza. Rozwiał włosy małej Raito we wszystkie strony, czuła jak napływa do niej z wszystkich możliwych kierunków. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła. Podekscytowana uniosła ręce w górę.

- Jejjj...! - zapiszczała.

Nie zauważyła, że sznurek wyślizguje jej się z dłoni. Latawiec poszybowała ku niebu i znikną między chmurami. Była zbyt zajęta podziwianiem siły wiatru i mocy ojca. All Might natomiast zaśmiał się niezręcznie.

- Przysięgam Toshinori, następny latawiec kupujesz ty - wymamrotała jego żona.


* * *


Raito czuła jak mokną jej oczy, jak dziwnie by to nie zabrzmiało. Przetarła je szybko rękawem bluzy. Walka między dwoma uczniami już dawno się zakończyła, ale jej wspomnienie wciąż wyraźnie widniało w jej myślach. W pamięć szczególnie zapadł jej tamten podmuch wiatru wywołany przez Midoriyę. Przez chwilę znowu poczuła się jak mała dziewczynka siedząca na ramionach ojca. Przypomniała sobie wielką radość, którą czuła w jego obecności, radość, której już nigdy nie poczuje. Żal, który ja napadł był czymś, czego w ogóle się nie spodziewała.

- Muszę iść - powiadomiła Sagi.

Nie czekała na odpowiedź ze strony ciemnookiej. Wstała, odwróciła się i zaczęła iść w kierunku wyjścia z trybunów. Potrąciła po drodze kilku ludzi, których niemiłe uwagi mało ja przejęły. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, tych wszystkich bohaterów, innych ludzi oraz wspomnienia, które ciągle odtwarzały się w jej głowie. Nie zauważyła kiedy zaczęła biec. Ledwo co pamiętała korytarze i bramę, które minęła po drodze. Miała tego wszystkiego serdecznie dość.

Nawet świeże powietrze nie było w stanie uratować jej od burzy uczuć. A co właściwie czuła? Sama nie była tego pewna. Tak jakby wszystkie negatywne emocje uderzyły w nią w tym samym czasie. Nie wiedziała jak się od nich uwolnić. Biegła więc, biegła na tyle ile miała sił w nogach. Nie zwracała uwagi na upływ czasu czy kierunek jej ucieczki. Pojedyncze łzy spływały jej po policzkach. Wszystko co było dookoła niej wydawało się być rozmazane.

- A któż to? - odbiło się echem w jej głowie.

- Przestań... - wyszeptała.

- Przecież to moja ukochana córka!

- Zamknij się! - krzyknęła.

Głos nie ucichł.

Ogrom jej bezsilności dotarł do niej dopiero gdy zastrzyk energii dostarczony przez adrenalinę opuścił jej ciało. Zatrzymała się w miejscu ciężko dysząc. Po raz kolejny przetarła swoje oczy, które zapewne były już mocno podrażnione.

Nie miała pojęcia gdzie jest. Wiedziała, że było już ciemniej, a źródło światła stanowiły postawione przy chodniku latarnie. Widziała sylwetki drzew, które leniwie kołysały się pod wpływem wieczornego wietrzyka. Park? Dojrzała stojącą w zacienionym miejscu ławkę, na której pozwoliła sobie przysiąść. Kolejna porcja łez napływała już do jej oczu. Pomyśleć, ze to wszystko przez jednego zielonowłosego dzieciaka.

Nagle zastygła. Ktoś się do niej przysiadł. Było to szczególnie dziwne, w okolicy było zapewne więcej ławek. Powoli podniosła wzrok na tajemniczego osobnika. Sam widok jasnoniebieskich włosów od razy wywołał w niej kolejną falę uczuć. Rozpoznała go natychmiastowo. Z jednej strony poczuła się raźniej... Ale z drugiej, zachciało jej się płakać jeszcze bardziej. Nie była w stanie wykrztusić ani słowa. On też nic nie powiedział. Po chwili milczenia rozwarł ramiona, ofiarując jej niemą pomoc.

Skorzystała. Słone łzy przez długi czas moczyły czarną bluzę Shigarakego Tomury.

Córka bohatera (Shigaraki x oc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz