Rozdział 11

382 30 1
                                    

- Czy może mi ktoś to wytłumaczyć? - zapytał mężczyzna w garniturze, który wcale nie wyróżniał się ubiorem na tle grupy.

Nikt mu nie odpowiedział. Wiedzieli, że lepiej nie wkurzać mówcy, który był także jednym z głównych śledczych.

- Grupa liczyła dziesięć osób, DZIESIĘĆ CHO*ERNYCH OSÓB! - emocje zaczęły wymykać się mu spod kontroli. - Dlaczego więc, mając All Mighta do pomocy, pojmaliśmy tylko dziewięć?! Jak to o nas świadczy?!

Tym razem też nie otrzymał odpowiedzi. Nie było o czym mówić. Zawiedli. Mieli jedno zadanie i go nie wykonali. Mijał kolejny dzień od zniknięcia tego złoczyńcy, a wciąż nie wiedzieli gdzie się ukrył. Wielu z zaangażowanych w śledztwo powiedziałoby, że rozpłynął się w powietrzu... Chociaż "rozsypał" lepiej oddaje to co się stało.

- Ale szukaliśmy wszędzie, nie ma po nim śladu - próbował tłumaczyć pomniejszy detektyw, który nie był jeszcze w pełni świadom wściekłości tego drugiego.

- Mam to gdzieś! - odpowiedź otrzymał niemal od razu. - Jeżeli ktokolwiek dowie się, że nie potrafimy złapać marnej grupki złoczyńców w całości, poniesiemy konsekwencje!

- O wiele łatwiej byłoby nam go zlokalizować gdyby monitoring się nie zawiesił - powiedział markotnie ktoś z tyłu śledczego ugrupowania.

- Nic nie możemy z tym zrobić - ku uciesze grupy, gniew śledczego zelżał, a jego miejsce zaczął zajmować zdrowy rozsądek. - Najlepiej będzie jeśli karzemy bohaterom zachować większą ostrożność. Nic innego na chwile obecną nie jesteśmy w stanie zrobić. Poza tym, w centrum naszej uwagi powinna się znajdować Liga Złoczyńców.

Cisza była dla niego wystarczającym wyrazem poparcia.


* * *


Gdy ustalano postepowanie w zawiązku z "zaginionym" członkiem pojmanej grupy przestępczej, wiele kilometrów dalej, w zaciemnionym pokoju pewien niebieskowłosy młody mężczyzna analizował dokładnie to samo zdarzenie. Jednak, w centrum jego myśli nie znajdował się zabity przez niego zbir, a dziewczyna, dla której go zdezintegrował.

W tamtej chwili w ogóle nie myślał o tym co robi. Jego ciało same ruszyło się by jej pomóc. Nie mógł pozwolić, żeby ohydne łapska tamtej nic nie wartej płotki dotknęły jej nieskazitelnej i delikatnej skóry. Wciąż pamiętał jak miał ją pod palcami gdy zaciskał dłonie na jej szyi. Nie lubił wracać wspomnieniami do tamtego wieczoru... Ale czasami zdarzało mu się wspominać nikłe ciepło, które na nich pozostawiła.

Wracając jednak, mogli zobaczyć go bohaterowie, kamery i inne tego typu rzeczy, które czaiły się na każdym kroku. Zapomniał o ostrożności i mógł słono za to zapłacić. Mogli już go szukać albo co gorsze - przepytywać Raito odnośnie tego, że jej pomógł. Tego nie chciał najbardziej. Gdyby jego Sun stało się coś z jego powodu nie wybaczyłby sobie tego...

Jego Sun?! - sam zdziwił się tym jak ją nazwał.

Chociaż z drugiej strony... Musiał przyznać, że z chęciom trzymałby ją przy sobie, słuchając tego jak zgadza się z nim w kwestii chorego społeczeństwa bohaterów i patrząc na jej uśmiech. Już raz go widział, a było to wtedy gdy pozbył się tamtej przeszkody. Wyglądała na taką szczęśliwą... Cieszyła się dzięki niemu. Poczuł dumę, większą nawet od tej gdy gratulował mu Mistrz. Był to odpowiedni powód by dążyć do jego tajemnego celu. Już od jakiegoś czasu zastanawiał się nad tym jak sprawić by stanęła u jego boku. To tylko kwestia czasu.

- Tomuro Shigaraki - usłyszał niespodziewanie.

Przez swoje przemyślenia zupełnie nie zauważył Kurogiriego, który wszedł do jego pokoju. Niemal podskoczył na swoim gamer'skim fotelu. Odwrócił się, momentalnie zmieniając swój humor. Był teraz zirytowany i pokazywał to każdą częścią swojego ciała.

- Czego? - wychrapił, a jego ręka instynktownie powędrowała do szyi.

Mglisty od razu przeszedł do konkretów. Spojrzał bez emocji, z resztą tak jak zwykle, na niebieskowłosego i powiedział stoicko swoim nienaturalnym głosem:

- Mistrz chce się z tobą widzieć... Osobiście.

Jedno zdanie wystarczyło by go zaniepokoić. Spodziewał się, że prędzej czy później będzie musiał zdać raport w sprawie tego co zrobił z tamtym zbirem, przeważnie to robił. Ale zobaczenie się z Mistrzem twarzą w twarz? Była to niezwykła rzadkość, zwłaszcza po jego wypadku sprzed kilku lat. Skoro chciał się z nim spotkać znaczyło to, że miał do tego ważny powód. ON nigdy nie robił nic bez powodu.

Shigaraki przełkną ślinę i powoli stanął na nogi. Kurogiri prawie od razu przeniósł go do kryjówki Mistrza. Widok laboratorium Ligi wcale go nie zdziwił, nie pierwszy raz tutaj był. Mimo to i tak nie był świadom ogromu placówki. Tak naprawdę to nigdy się tu nie zapuszczał i nie eksplorował nieznanych przez niego zakamarków. To Doktor sprawował tutaj kontrole. Był prawą ręką Mistrza i lepiej było nie zakłócać mu jego pracy, nie żeby Tomura nie był w stanie tego zrobić...

Wiedział gdzie ma pójść. Mistrz nie często ruszał się ze swojego miejsca i zawsze czekał na Shigarakiego tam gdzie zawsze. Podpięty do maszyny podtrzymującej jego życie, siedział na swoim miejscu. Mężczyzna w czarnym garniturze był zwrócony prosto w jego stronę. Choć większą część jego twarzy pokrywała blizna, Tomura miał wrażenie jakby lustrował go wzrokiem. Pochylił głowę. Nie mógł tego znieść. Mistrz nie okazywał swoich uczuć ale teraz Shigarakiemu zdawało się, że był nim rozczarowany. Najgorsze było to, że sam dobrze wiedział co zrobił źle.

- W końcu jesteś, Tomura - niski i budzący u wielu strach głos rozniósł się po pomieszczeniu. - Wiesz dlaczego cię tu wezwałem?

Shigaraki milczał. W jednej chwili zalała go fala wstydu. Zawiódł swojego Mistrza... Ale musiał ratować Raito! Była ważniejsza niż jego misja!

- Wiesz co miałeś zrobić, prawda? Ciekawi mnie, dlaczego szef tamtej grupy jeszcze żyje? Dlaczego go nie wyeliminowałeś? - pytania zadawane przez mężczyznę były jak rany kłute, sprawiały mu ból. - Z chęciom bym to sprawdził ale z powodu zniszczeń, kamery nie uchwyciły obrazu.

Dopiero po chwili do świadomości Tomury dotarło, że ma odpowiedzieć.

- Natrafiłem nie przeszkodę - wymamrotał pod nosem.

- Czy to nie jest dla nas normalne? - Mistrz zadał pytanie. - Na każdym kroku czekają na nas przeszkody. Musimy pozbyć się ich by nie przysłaniały nam celu. Uczyłem cię tego... Czy rozumiesz o co mi chodzi?

Shigaraki tylko pokiwał głową nieznacznie. Jak zawsze, jego wybawca miał rację.

- Nie martw się tym, masz szansę ponownej próby. Wyciągnij wnioski ze swojej porażki i idź dalej przed siebie. Pamiętaj, że jestem tu dla ciebie - rozczarowanie wiszące w powietrzu ulotniło się, a mężczyzna wrócił do swojego zwyczajnego jestestwa. - A propos, uczyniłeś postępy w sprawie twojego GÓŁWNEGO celu? Zastanawiam się, ile zajmie ci pokonanie TEJ przeszkody?

Tomura nie wahał się odpowiadając.

- Dużo o tym myślałem. Mam już plan - był pewien, że nie skłamał. - Musisz tylko dać mi wolną rękę.

Shigaraki z trudem ukrywał tlącą się w nim wściekłość. Sun nie była przeszkodą, była darem, którego nie powinien otrzymać. Jednakże, było już za późno. Zdążył doświadczyć jej obecności, uczuć i myśli. Nie miał zamiaru pozwolić by zabrano mu sprzed nosa to na czym mu zależało. Nie miało znaczenia ile będzie kosztowało to go lub innych.

- Masz moje słowo - odrzekł Mistrz uśmiechając się.

Córka bohatera (Shigaraki x oc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz