50

3.8K 148 27
                                    

Master Rose

Jechałem do klubu na złamanie karku. Prowadziłem, a Niko siedział obok mnie. Yuri zajął z Niven tylną kanapę. Nie chciałem, aby w razie wypadku mojej dziewczynce stała się krzywda. Dlatego posadziłem ją z Yurim, który w razie potrzeby ochroniłby ją swoim ciałem. 

- Wiecie, kto strzela? O co chodzi? 

- Domenic poprosił tylko, abyśmy jak najszybciej przyjechali - odrzekł Niko, który patrzył tępo przed siebie. Zaciskał palce na broni, a ja docisnąłem pedał gazu. - Nie mieliśmy szansy dłużej z nim porozmawiać. 

- Cholera. Mam nadzieję, że nic złego się nie stało. 

Chciałem być już na miejscu, aby wspomóc Domenica. Wiedziałem, że dziś wieczorem miało mieć miejsce przyjęcie, na którym mieli pojawić się znani nam dominujący i ich ulegli. Klub prowadzony był na obrzeżach miasta, w spokojnym miejscu, więc nie rozumiałem, kto chciał nam zaszkodzić. Nie mieliśmy żadnych wrogów i choć to, co robiliśmy, mogło uchodzić w oczach wielu ludzi za kontrowersyjne, nikt z bliskich nam osób nie miał z tym problemu. 

Domenic był świetnym mordercą i wiedziałem, że zabije każdego, kto wejdzie mu w drogę. Nie chciałem jednak skazywać go na to, aby sam walczył z napastnikami. Co prawda, kilku panów z klubu na pewno również potrafiło posługiwać się bronią, jednak nie oczekiwałem, że przynieśli na przyjęcie pistolety. Nasz świat BDSM był ciepłym miejscem, w którym ludzie byli sobie serdeczni i nie oceniali siebie wzajemnie za to, co robili w życiu prywatnym. W klubie każdy miał prawo poczuć spokój i bezpieczeństwo, a ktoś odważył się ten spokój zakłócić. 

W końcu dojechaliśmy na miejsce. Kazałem Yuriemu zostać z Niven w samochodzie, choć znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, że długo nie wytrzyma. Póki co jednak, nie miałem czasu go pouczać, dlatego wyszedłem z Niko z pojazdu i ruszyliśmy do budynku.

To, co działo się na zewnątrz, było pieprzonym koszmarem. W ogrodzie leżały martwe ciała. Zobaczyłem na trawie Ivana, który chronił swoim ciałem swoją kochaną Gwen. Podszedłem do nich, aby sprawdzić puls, ale jego nie było.

Dalej zauważyłem Travisa i Donnę. Oboje nie żyli. Oprócz nich, w ogrodzie znajdowało się więcej trupów, ale choć chciałem, nie miałem czasu, aby z nimi chwilę pobyć i zmówić za nich modlitwę. 

Wpadliśmy z Niko do środka. Strzeliłem w głowę napastnika, który wycelował we mnie broń. Posyłałem każdego kolejnego na podłogę, jednak miałem wrażenie, że zamaskowanych mężczyzn jedynie przybywało. Niko był równie dobry w te klocki, co ja, dlatego z precyzją ściągał kolejnych ludzi.

Byliśmy coraz bliżej salonu, z którego słyszałem dobiegający moich uszu krzyk Aleka. Domenic również coś mówił. Nie znałem rosyjskiego tak dobrze, jak on, ale przynajmniej domyśliłem się, że za atakiem stali Rosjanie. Próbowałem zrozumieć, czy może odpowiadał za to Siergiej Nabokov, ale gdy wczoraj dzwonił do Niven, sprawiał wrażenie spokojnego i kochającego ojca. Mimo, że w głowie świeciła mi się czerwona lampka, to odrzuciłem taką możliwość, jakoby Siergiej stał za atakiem. 

Kiedy wpadliśmy z Niko do salonu, po drodze zabijając kolejnych facetów w czerni, zobaczyłem coś, co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej, i to nie z powodu pozytywnych emocji. 

- Kurwa! Co tu się odpierdala?!

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszelki sprzęt do BDSM był zniszczony. Ludzie leżeli na podłodze bez życia. Przeżyli jednak Domenic, Alek i Roger, jeden z dominujących mężczyzn. Mimo, że ucieszyłem się na ich widok, to jednak było coś, co nie dawało mi spokoju.

Master RoseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz