Rozdział VI

410 21 39
                                    

Zhongli leżał na wznak na swoim dużym łóżku.

Azhdaha leżał obok cicho pochrapując. Zawsze chrapał gdy w ciągu dnia był narażony na wysiłek fizyczny.

Odetchnął głęboko. Musi to sobie wszystko poukładać. Przemyśleć. Trzymał się za rękę z uczniem.

Jednak to nie było takie samo jak z Guizhong. Wszystko w Tartagli było inne niż w Guizhong. W niczym jej nie przypomniał.

Dlatego zwykle będąc w jego towarzystwie nie myślał o swojej zmarłej żonie. Czy to źle? Czy to źle, że czuje się przy kimś dobrze? Przewrócił się na bok. Tak. To źle, bo tym kimś jest jego /uczeń/. Czy on do reszty zwariował?

Childe wciąż był nieletni. Nie powinien się tak z nim spoufalać.

Ale to on do ciebie lgnie.

Odrzucił tę myśl. To nie miało znaczenie. Jako dorosły powinien być tym kto zachowa zdrowy rozsądek.

Nie może zrzucać odpowiedzialności na innych. Musi przestać widywać się z Tartaglią.

Dla dobra ich obu. To najlepsze wyjście. Jutro gdy znowu spotka się z nim po lekcjach, wszystko mu wyjaśni. Tak. Ustalone.

Childe o dziwo, nie zmienił zachowania na jego lekcjach. Wciąż był odklejony, żył w swoim świecie. Jednakże na zadane pytanie był w stanie odpowiedzieć. Czyli coś tam orientować się musiał.

Na korytarzach Tartaglia miał swoje zajęcia, dlatego nie widywali się za często.

Dziś Zhongli kończył wcześniej dlatego postanowił na niego zaczekać. Muszą to w końcu wyjaśnić.
Nie może być żadnych niedomówień.

Jednak gdy Tartaglia wyszedł ze szkoły tym swoim rozlazłym, krzywym krokiem, który widocznie wskazywał na poważną wadę kręgosłupa, jego nieracjonalne serce zabiło szybciej.

Przecież to jeszcze dziecko. Co prawda miał więcej niż 15 lat (chyba, tak w sumie to sie tym nie interesował).

To zadziwiające, że nie nosił dresów. Ubierał się na swój sposób ekskluzywnie. Obciśłe spodnie, a na nich te prowokujące paski. Znaczy co? Chyba traci zmysły.

Opuścili teren szkoły w milczeniu. Skierowali swoje kroki na cmentarz. Jak zwykle.

Childe gdy tylko skręcili za pierwszy lepszy róg złapał go za rękę i splótł ich palce razem. Było miło, ciepło, przyjemnie... ale niewłaściwie! Nieodpowiednio. Niemoralnie. Nie...

Wszystkie jego myśli rozwijały się gdy Childe namiętnie przesunął kciukiem po wierzchu dłoni.

Dopiero po chwili odzyskał zdrowe zmysły. Ścisnął jego dłoń mocniej po czym wciągnął go do parku.

Patrzyli sobie głęboko w oczy. Patrzałki Tartagli znacznie różniły się od Guizhong.

W jej oczach był w stanie dotrzeć cały świat. Wszytko co najpiękniejsze. Jej tęczówki mieniły się niczym wszystkie klejnoty tego padołu łez. Świeże, niewinne, pełne nadziei. Gdy umiałeś dobrze spojrzeć, mogłeś dostrzec swoje odbicie. Piękne, wyidealizowane odbicie. Niczym kryształowe lustro.

Zaś jego oczy były matowe. Lazurowy błękit, który był doświadczony przez życie. Który widział zbyt wiele rzeczy jak na swój wiek.

Zhongli przełknął ślinę. Wyślizgnął się z jego uścisku. Pustka między jego palcami była wstydliwie nieprzyjemna.

- Dlaczego nie spróbujesz trzymać tak kogoś innego - może był trochę za szorstki. Ale trzeba krótko. Bez żadnych niejasności. Rudy zachichotał nerwowo nie wiedząc co zrobić ze swoimi rękoma. Położył je na swoich udach schowanych w tych obcisłych spodniach. Czy on założył jakiś mniejszy rozmiar?

- W twojej klasie jest tyle ładnych dziewcząt. Dlaczego nie spróbujesz, z którąś z nich - kontynuował delikatniej. Nie był w stanie być dla niego dłużej opryskliwy.

- Jestem gejem! - rudy głośno westchnął rozkładając ostentacyjnie ręce.
Nastała niezręczna cisza.

- A ty jesteś bi, tak? - zwrócił się nieco pokorniej.
Zhongli nie odpowiedział. Wpatrywał się uporczywie w drzewo za nim.

- Jesteś bi, tak? - Tartaglia robił wszystko by jego głos się nie trząsł.

Zhongchi - Rudy gej podrywa nauczycielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz