Rozdział IX

432 22 20
                                    

Może to było staromodne, babskie, głupie i w ogóle bez sensu, ale Tartaglia postanowił zrobić niespodziankę dla Zhongli na ich 'pierwszy tydzień od pocałunku'.

Okej to było bardzo babskie. Po prostu chciał znaleźć wymówkę by móc położyć się na łóżku historyka i wyglądać jak tania dziwka.

Kochał sposób w jaki Zhongli jest bezwzględny. Jak puszczają mu wszystkie hamulce. Jak pokazuje mu twarz, którą tylko on ma zaszczyt zobaczyć.

Kurwa.

W szkole jest sebixem, który gnębi wszystko co się rusza. To jego się boją. To ON stawia na swoim.

Więc dlaczego tak bardzo lubi być uke?

Co robi z nim ten człowiek?!

Ale ogólnie to plan był prosty. Zamek Zhongli był przestarzały, łatwo było go otworzyć zwykłym scyzorykiem. A on taki posiadał.

Otarł o spodnie ostrze, krzywiąc się na zaschłe ślady krwi. Cholerstwo nie chciało zejść.

Pogrzebał, poszurał ostrą stroną scyzoryka oczywiście wyobrażając sobie co by było gdyby to on był tym zamkiem, a scyzoryk był... nagle zamek skrzypnął.
Ale on nie mógł tego spowodować! Był za płytko.

Z przerażeniem obserwował jak drzwi otwierają się same z siebie.

Czyżby Azduś nauczył się otwierać drzwi!

Kurwa!

Jest w dupie. Skoro to bydle już umie otwierać drzwi to co będzie następne?!

Powie mu, żeby wypierdalał? I tak nie pójdzie, lol.

Jednak myśl o AŻ tak inteligentnyn knurze go przeraziła.

Wyciągnął szybko scyzoryk i obrócił go w ten sposób by zadać cios dla skaczącej bestii.

Ale w progu było coś wyższego od Azdusia. Znaczy i tak musiał schylić głowę.

Przed nim stał jakiś krasnal. Krótkie niebieskawe włosy w nieładzie, a pod nimi blada cera, która równie dobrze mogłaby być uwalona tynkiem.

Żółte oczy wpatrywały się w niego. Tylko w niego. Gdyby wzrok mógł przebić na wylot, to już by miał w sobie zylion dziur.

Chłopak, mimo iż było zimno ( no nie dla niego, ale wiecie), stał w koszulce bez rękawów, odsłaniając jego zawiłe tatuaże.

No krasnal z ogródka jeden do jeden!

Tartaglia spojrzał jeszcze niżej by zobaczyć jak Azduś stoi tuż przy jego nogach.

Oni mieli sojusz!

Sytuacja była bynajmniej niezręczna. Chciał się włamać do domu swojego nauczyciela, a tam niziołek!

Który powinien odezwać się pierwszy? To było trudne pytanie.

Dlatego postanowił zrobić to, co zwykle robi w takich sytuacjach.

Czyli nie pokazać, że wpadł i dumnie iść przed siebie.

Jednak gdy tylko chciał przekroczyć próg. Ta mała kreatura złapała go za przedramię.

Oczywiście wszystko odbywało się w akompaniamencie powarkiwań Azdusia. Uścisk był silny i zdecydowany.

- Co robisz w domu mojego ojca?

Rudy spodziewał się, że głos będzie raczej piskliwy, taki tuż przed mutacją.

Więc wyobraźcie sobie jego zdziwienie gdy usłyszał niski, śmiertelnie poważny, kompletnie nie pasujący do tej cherlawej istoty głos.

Dopiero po chwili do niego dotarło co to coś powiedziało.

Zhongli miał syna.

On miał syna. Oj. Lekka kraksa. Tego się nie spodziewał. Ale jakoś nigdy nie słyszał o tym plotek w szkole. No bo żeby tapeciary nie znały takiej soczystej ploteczki? Żeby woźne nie wiedziały?
Ten dzieciak musiał coś zmyślać.

Spróbował wyszarpnąć się z ucisku, jednak ten tylko się zacieśnił.

Ta krowa również blokowała mu drogę.

Baseny czystego złota wpatrywały się w niego oczekując, że coś powie. No faktycznie należało coś powiedzieć by się chociaż trochę przesunęli.

Jednak zanim zdołał choćby się ZASTANOWIĆ co może powiedzieć, słowa same opuściły jego usta.

- Pieprzę twojego starego

Co? To nie miało tak zabrzmieć!

Czysto-złote oczy otworzyły się szerzej na tą deklarację.

Nawet kundel musiał zbierać szczękę z podłogi.

He he dla tej miny było warto.

Następne wydarzenia nastąpiły z zwrotną prędkością. Nie zdążył mrugnąć, a już stał przyparty do ściany.

Mały krasnal wykręcał mu boleśnie rękę z tyłu do góry.

Gdzie był jego refleks? Jak mógł dać się tak porobić?

Dzieciak nic nie mówił. Po prostu wykręcał mu coraz bardziej rękę.

- Puść kurwa!

- Nie kurwa, tylko proszę pana

Tartaglia czuł jak łzy napływają mu do oczu. Nie mógł się wydostać!

Kurwa!

On nie jest pizdą. Nie może dać się porobić dla bachora.

Mógł przysiąc, że słyszy swoje kości czy tam stawy. Sytuacja była patowa, ale nie na tyle by nie dał rady.

Mimo iż zmysły były przyćmione przez ból udało mu się wysunąć nogę do momentu aż oparł ją o coś twardego.

Zamachnął się z nadzieją, że uda mu się podciać nogi bachora. No niestety. Nie był w stanie skupić wystarczającej ilości siły.

Dzieciak musiał czerpać jakąś chorą satysfakcję z jego położenia. Zobaczymy kto się będzie śmiał jak się stąd wydostanie.

Już szykował się na plan B gdy ozwał się głos, którego się bynajmniej nie spodziewał.

- Xiao? Co ty-

Chłopak puścił go gdy tylko usłyszał swoje imię.

Tartaglia spróbował poruszyć ramionami, ale to tylko wysłało kolejną falę bólu do jego poturbowanej ręki.

Najpeirw pies go użarł, a teraz to. Jak to mówią, rudy ma zawsze szczęście. A może to był głupi? E, nie ważne.

Kiedy spojrzał w górę zobaczył te jarzące się nieodgadnionym blaskiem oczy. Czy był zły?

- Do środka. Musimy porozmawiać.

Zhongchi - Rudy gej podrywa nauczycielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz