Tartaglia oparł ręce na biodra wypinając je do przodu z przesadnym stękiem.
Krzywy kręgosłup aż zaskrzypiał.
Dzisiejszy trening drużyny koszykarskiej to był dopiero kosmos!
I jeszcze ta głupia kara za wybicie zębów dla jakiegoś bachora. Przecież to nie jego wina, że szczeniak akurat stanął w /tym/ miejscu, kiedy ten prezentował swój kopniak z półobrotu na Chucka Norrisa.
Wszystko było idealnie aż do głuchego chrzęstu w ćwierć lotu. Później piskliwy szloch, a na koniec zyliard pompek.
Tia, jakimś cudem każdy z jego mięśni śpiewał psalmy błagalne o szybką śmierć. Jako, że wszyscy członkowie drużyny już dawno poszli - dawno to mało powiedziane - postanowił wziąć prysznic w szkolnym kiblu.
Legendy głosiły, że to właśnie tam mieści się gniazdo szczurów. Chce jednego złapać! I wytresować, aby mu gotował jak w Ratatujcu.
Ledwo uchylił drzwi do szatni - przez którą trzeba było przejść, aby dostać się do pokoju z prysznicami - powitał go akompaniament głodnych jęków.
Przed nim roztaczał się... nietuzinkowy widok, jego kutas zdążył trochę stwardnieć.
Na ławce, rozłożony szeroko na plecach, z odchyloną głową, rozmazanym spojrzeniem, blond pierwszoklasista brał maturzyste jak dyplomowana dziwka.
Czy prostytutkom przyznają takie dokumenty? Bo jeśli tak, to ten chłopak powinien taki dostać.
Tuż na nim - a bardziej w nim - Alhaitam z maturalnej klasy. Tartaglia chciwie pochłaniał wzrokiem: zaciśniętą pięść w mokrych lokach nastolatka, cieknącą strużkę śliny kapiącą na podłogę, oczy wywrócone w tył czaszki.
Zaś nad nim wręcz zwierzęcy wyraz twarzy maturzysty i te dzikie tempo w jakim wbijał się w mniejszy - już posiniaczyny - tyłek.
Wilgotna, idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa starszaka wyśmienicie podkreślała jego dominację.
Dopiero teraz zauważył, że drugą ręką blondyn jest podduszany. Jednak musiał się trzymać.
Nie może przecież zacząć walić konia im do akompaniamentu! Jeszcze nie upadł tak nisko. Jeszcze.
W końcu szarowłosy mężczyzna wbił się aż po jaja z głośnym jękiem. Mniejszy członek, który już i tak tryskał na brzuch Kaveha - chyba tak mu było na imię - napiął się mocniej uwydatniając pojedyncze żyły. Szlochy oraz zwierzęce sapania wypełniały pokój.
Ze skomleniem wyrzucił z siebie kolejne sznury spermy oblepiając się jeszcze bardziej. Błogość na twarzy seme świadczyła, że również wypuścił spory ładunek.
Tartaglia przełknął głośno ślinę, próbując nie zwracać uwagi na posapywanie i mlaskanie ich ust - teraz złączonych w kochającym pocałunku, jakby przed chwilą jeden drugiego nie wypełnił gorącym kremem pod ciśnieniem.
Ta dwójka nawet go nie zauważyła! Chyba szykowali się na drugą rundę.
Rudy minął ich cicho, czmychając prosto do łazienki.
Po drodze zgarnął swoją torbę treningową. I tak oto znalazł się w słynnej łazience!
Może nie oczekiwał cudów, ale nie spodziewał się, że będzie aż tak biednie.
Cała podłoga była wyłożona kafelkami jak na basenie, przy jednej ścianie przytroczone były kije w poprzek, które chyba miały służyć jako wieszak na ręcznik.
Zaś po tej drugiej stronie... znajdowały się 4 głowice prysznicowe w równych odstępach.
Żadnych zasłon, przegród. Nic. Zero prywatności. Równie dobrze może się tu ciaśnić dwudziestu chłopa.
Tartaglia rozejrzał się za szczurzą kryjówką. Niestety mimo uporczywych poszukiwań niczego nie znalazł.
To co go zdziwiło już na samym wejściu to brak smrodu zgnilizny. Liczył na jakąś pleśń czy grzyba. A tu po prostu gdzieniegdzie popękane niebieskawe kafelki.
Wyjął ze swojej torby szampon, ręcznik - który powiesił na kiju - i gąbeczkę. Taką różowiutką. Mięciutką ciu ciu ciuuu.
Jako, że był sam, uznał, iż można rozebrać się z marszu. Z sykiem bólu zdjął koszulkę - jego ramiona wręcz wyły w agonii. Potem spodenki i... mokre bokserki.
Z odrazą do samego siebie zawiesił wszystko na kiju. Nie mógł uwierzyć, że podniecil się tylko obserwując czyjś stosunek.
Na samą myśl o klatce piersiowej Alajtama przeszedł go dreszcz podniecenia. Sam był dobrze zbudowany, ale to ciało lśniące potem... nadawałby się na gwiazdę czarno-pomarańczowej platformy.
Childe już miał odkręcić kurek do drugiej głowicy, kiedy dostrzegł jakiś dziwny błysk w samym rogu pomieszczenia.
Zbliżył się niepewnie, ostrożnie stawiając kroki. Wysunięta przed siebie ręka napotkała coś zimnego i gładkiego. Przesunął opuszkiem po powierzchni aż dotarł do... szpary.
Wsadził tam swoje wścibskie paluszki, bo okazało się, że to są szklane drzwi kabiny! Znalazł tajemniczy prywatny prysznic!
Pisnął z ekscytacją. Teraz to można się myć! Ściany nadają swego rodzaju komfortu, a no i prywatności rzecz jasna. Postawił swoje kosmetyki w koszyczkach i włączył wodę.
Oczywiście była zimna! Jego tkanki ponownie zakwiliły błagając o litość. Wyjął głowicę i zaczął się jej przyglądać, skierował ją w ten sposób, by woda ciekła do odpływu, a nie na ciało.
Wyglądała na zadbaną. Bez kamienia, większych zadrapań. Najwyraźniej żaden z uczniów się jeszcze nie dobrał. Do teraz. Hehe
Nagle usłyszał skrzypnięcie przesuwanych drzwi kabiny, odwrócił się gwałtownie - tak w sumie w głowie nie miał żadnych myśli - by napotkać... nieprzytomne spojrzenie jego historyka.
Co jest?!
Mężczyzna, kiedy tylko go dostrzegł uśmiechnął się z ząbkami. Childe przełknął zdezorientowany ślinę. On był naćpany. Dawało od niego jakąś dziwną mieszanką amfy.
Zhongli nie bierze... Chyba że... nawdychał się oparów od ich postrzelonego chemika (kiedyś sam dla niego dilował, ale to długa historia, trzeba przyznać, że towary to miał mocne, pierwsza klasa 👌)
A/N
Chciałam wcześniej wrzucić, ale o DZIWO wątek na tweeterze mi się sprzedał więc musiałam pójść za ciosem. No i ten wciąż nie mogę wyjść z szoku, dlatego tu aktu trochę później. Ale hej! To dalej kwiecień.
Dokończenie spraw pod prysznicem 😏 , planuję na połowę maja.
Za kilka dni Baizhu ! Strasznie się jaram! Trzymajcie się
CZYTASZ
Zhongchi - Rudy gej podrywa nauczyciela
FanfictionTartaglia jest uczniem liceum. Pewnego dnia dowiaduje się o tragedii jaka spotkała jego ulubionego nauczyciela. Postanawia wesprzeć go w trudniejszej chwili. Ten drobny gest zapoczątkuje ich zbliżenie. W skrócie - rudy gej podrywa nauczyciela.