Rozdział XXXVII

88 5 47
                                    

Zhongli wszedł do kuchni zaspany, przecierając oczy. Owionął go zapach słodkiego cynamonu i jabłek.

Podniósł wzrok, by napotkać Guizhong, stojącą przy kuchence w jego różowym fartuszku. Tym fartuszku z napisem Daddy, który dostał od rudego.

Przełknął ślinę, zwracając na siebie uwagę kobiety.

- Kochanie, już wstałeś? - uśmiechnęła się promiennie.

Poczuł w żołądku ciężką gulę. Co on najlepszego wyrabiał?! Zdradzał swoją żonę z jakimś licealistą! Kiedy ona się tak stara i robi mu śniadania..

- Skarbie? Wszystko dobrze? - spytała z troską. - Wyglądasz blado.

- Ja um.. ja..

- Nie martw się! Pożywne śniadanko postawi cię na nogi!

- Dziękuję..

Słowo 'kochanie' nie chciało przejść mu przez gardło. Musi z nią szczerze porozmawiać...

- Wiem, że nasze co nocne aktywności muszą cię trochę męczyć hihi - zachichotała, nalewając mu soku pomarańczowego. - Pamiętam jak na studiach nie byliśmy w stanie wytrzymać pół dnia bez seksu. Jednak teraz mamy już swoje lata, ty masz mniej staminy..

Mniej staminy.. Z nią pukał się każdej nocy, zaś rudy zawsze znajdował sposób, by złapać go na mieście - czytaj w szkole.

Ta kobieta była nie do zaspokojenia..

- Omlet biszkoptowy - wyrwała go z zamyślenia stawiając przed nim pełny talerz czegoś puszystego o brązowawym odcieniu.

- O - wydobył z siebie zaskoczony. - Wygląda.. wyjątkowo.

- Spróbuj! - spojrzała wyczekująco.

Zhongli skupił wzrok na potrawie. Nie wyglądała źle. W gruncie rzeczy wyglądała naprawdę bardzo dobrze.

Ukroił pierwszy kawałek, wkładając cały do buzi. Aż otworzył szerzej oczy na eksplozję słodkiego cynamonu w ustach. W połączeniu z miękkim i delikatnym ciastem... smakowało niebiańsko.

Z pojedynczymi jękami i westchnieniami rozkoszy wsunął cały omlet i wylizał talerzyk do czysta. Guizhong tylko zachichotała.

- Smakowało?

- To.. to.. było niebo.. - wymamrotał, wpatrując się tęsknie w puste naczynie.

- Hihi tak się cieszę, że ci smakowało - odsunęła go na krześle i usiadła na jego udach. - Kocham cię.

Jego serce boleśnie się zacisnęło, gdy owijał ramiona wokół jej wąskiej talii.

Dlaczego nie mógł wydobyć z siebie tak prostych słów?

- Słońce.. myślę, że potrzebujesz wakacji, wydajesz się naprawdę nieobecny odkąd wróciłam...

- Ja uhm - wysapał. - To dla mnie wiele... wiesz.. Jeszcze miesiąc temu zapalałem znicz na twoim grobie.

- Właśnie! - tu trochę się spięła. - Musimy się dowiedzieć kogo pochowałeś

Zhongli przełknął ślinę. Na śmier-.. ym, na zabó- ym.. kompletnie zapomniał, by to sprawdzić i ustalić.

A/N
Ojej ale wyszło krótko... spróbuję następny rozdział dać wcześniej niż ostatnie dni miesiąca.. trzymajcie się!

Zhongchi - Rudy gej podrywa nauczycielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz