Rozdział XIV

347 15 19
                                    

Zhongli postawił kolejną jedynkę, po czym odchylił się na krześle przymykając oczy.

Jego świat wywrócił się do góry nogami. Wrócił do biurka opierając na łokciach cały ciężar ciała.

Westchnął z twarzą w dłoniach. Co on sobie wyobraża? Dymał się z nieletnim.

Na oczach syna.

Wypuścił długo wstrzymywany oddech. Zwariował. Xiao co prawda zachowywał się jak zwykle, jakby nic nie widział.

Czy zignorował ten fakt? Może wyparł z pamięci?

Ponownie głęboko westchnął. Miał wrażenie jakby na płucach leżał spory ciężar utrudniający cyrkulację powietrza. Poczucie winy? Zagubienie?

Z konsternacji wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Do sali wszedł - to znaczy wtoczył się - blady, ciemnowłosy mężczyzna z zieloną pasemką, który trzymał przy piersi kartonowe pudło.

Tighnari - nauczyciel chemii, bocianim krokiem ruszył w stronę swoich szafek. Co on tam trzymał? Sama dyrektor Ninguang bała się zapytać.

Gdy tylko postawił pudło, oparł się o kolana by złapać wdech. Byli sami w pokoju nauczycielskim. Dopiero po paru minutach uspokajania oddechu zauważył jego obecność.

Zamrugał dwukrotnie, po czym uśmiechnął się szeroko pokazując wszystkie swoje zęby.

- Rzucaj kostką, będzie sprawniej. Ja tak robię

Zhongli uniósł brew. Chyba źle usłyszał.

- Kostką?

- No taaa,  no wiesz kostka ma sześć tego tych i my możemy postawić tego no sześć ocen!

- Czy to nie jest... niesprawiedliwe?

- No los jest ślepy, a tego no to już nie moja wina

Zhongli splótł dłonie, po czym położył na nich podbródek.

Los jest ślepy.

Tighnari wrócił do swojego magicznego pudła. Historyk nie mógł ukryć ciekawości, dlatego kątem oka przyglądał się jak z pudła są wyciągane... grzyby.

Chemik z tym swoim uśmieszkiem wyjmował kolejno drożdżaki; Niebieskie, różowe, czarne, rude, tęczowe - naprawdę coś takiego rośnie w lesie? - był nawet ten okaz, którym narkotyzował się Azduś. Chwila. Czy to...

- Jesteś grzybiarzem?

- Wolę określenie zapalony pasjonat natury

Tighnari upchnął całą tonę grzybów do swojej szafeczki. Zhongli zaczął się zastanawiać jakim cudem to jeszcze nie zaczęło śmierdzieć.

Jakim prawem nie wezwano tu sanepidu? W jaki sposób nie zleciało się tu NASA, wojsko, genetycy, działaczki lgbt, naukowcy i grzybiarze by nie zbadać ekosystemu tej konkretnej szafki?

W pewnym momencie chemik zaczął chichotać w niekontrolowany sposób. Zgiął się w pół i zarechotał na całe gardło.

Zhongli wstał zaniepokojony. Starał się wypatrzeć co doprowadziło go do takiego stanu.

Rozpoczął już poważne rozważania na temat wezwania karetki, gdy do pokoju weszła Raiden.

Omiotła pomieszczenie lodowato-krytycznym spojrzeniem.

- Macie pięć minut by ogarnąć dupska i stąd wyjść - po tym oświadczeniu mężczyzna zaczął zalewać się jeszcze gwałtowniej.

Shogun się to nie spodobało. Przemaszerowała w jego stronę w przerażająco spokojnym tempie.

Zhongchi - Rudy gej podrywa nauczycielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz