🥀~Rozdział 37~🥀

196 17 2
                                    

🥀~Moment~🥀

Perspektywa Connona

Wchodząc do środka, widziałem, że już nic nie będzie takie samo. Pewna era się kończyła, a w końcu zapanuje ta właściwa. Moi ludzie już byli na swoich miejscach, uśmiechnąłem się, a kiedy mój wzrok spoczął na osobę w przed ostatnim rzędzie, na chwilę zapomniałem o wszystkim. Nawet jak była w masce odznaczała się od tłumów.

Korona już była na swoim miejscu, udawany król wraz z królową zasiedli na swoich miejscach, czekaliśmy tylko na Mirandę.

Kiedy przyszła odpowiednia pora, przełknęłam ślinę. Już nie było odwrotu. Czułem, że to nie będzie łatwe do zrozumienia. Jednak mała cząstka mnie wierzyła, że wszystko zakończy się dobrze i unikniemy rozlewu krwi.

Gdy już miał być moment włożenia korony, wyszedłem na środek i spojrzałem po wszystkich zgromadzonym. Dałem biskupowi znak, żeby zaprzestał wszystkiego. Wzrok Marianny, gdyby mógł zabijać już dawno leżałbym martwy.

— Dawno temu doszło do wypadku, żyjemy w takich czasach, co ciężko rozpoznać co jest prawdą, a co zwykłym kłamstwem. Jak do tego doszło, że nie rozpoznaliśmy czegoś? Operacje plastyczne mogą wiele ukryć, ale prawdziwej natury człowieka już nie. Nasza rodzina królewska ma wiele brudów, pewnie jak nie jedna, ale to co zrobiła nie da się wybaczyć. Spójrzcie na królową i króla. Czy oni są podobni do tych co rządzili? Być może, ale to nie prawda. Wiele lat temu doszło do wypadku — zatrzymałem się na chwilę, po czym dałem sygnał chłopakom, żeby było przygotowani. — Oni są oszustami, przed nami siedzi siostra królowej, która upodobniła się do niej. Dlaczego tyle lat nie opuszczali zamku? Ponieważ bali się tego, że rozpoznamy prawdę. Zaczęła się bieda w nie których dzielnicach, a to wszystko przez nich.

— Ty głupi ochroniarzu, jak śmiesz rzucać takimi oskarżeniami! Do więzienia! — zaczął udawany król, a ja tylko pokręciłem głową.

— Chcecie dowodu? Proszę bardzo. O to prawdziwy król! — powiedziałem, a do środka wraz z chłopakami wszedł prawdziwy. Uśmiechnąłem się, widząc jak dumnie kroczył.

Po sali tak jak się spodziewałem rozniosło się zdziwienie. Do tego kazałem puścić naszą rozmowę. Mieliśmy twarde dowody. Czułem, że nie wywinie się z tego udawany król.

— To są brednie! — krzyczała Mariana. — Jak mogłeś to zrobić!

— Tyle lat byliście i zajmowaliście miejsce, które nie należy do was. W końcu przyszedł czas, żeby odpokutować to wszystko. Zabrać ich — warknąłem.

Wyrywali się do wyjścia, ale daleko nie uciekli, chłopaki zabrali ich do więzień. Zrobiłem miejsce dla króla, to on w końcu mógł zająć swoje odpowiednie miejsce.

— Gdyby nie Connon, nie byłoby mnie tutaj. Żałuję, że w tym wypadku nie przeżyła moja żona
Byłaby dumna z was wszystkich. Szczerze mówiąc obawiałem się tego, że mi nie uwierzycie — powiedział, a ja westchnąłem. Miałem te same obawy. Pierwszy raz cieszyłem się, że wszystko było nagrywane i wszyscy mogli poznać prawdę...

I dopiero teraz zrozumiałem, że nie będę miał prawa spojrzeć na Dalie, ona była księżniczką, a ja nic nie znaczącym żołnierzykiem...

**************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

"𝐊𝐬𝐢ęż𝐧𝐢𝐜𝐳𝐤𝐚"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz