Rozdział dwudziesty pierwszy

24.6K 823 97
                                    

Dziękuję za 18k wyświetleń i za każdy komentarz!

Nowy rozdział pojawi się za 6 dni :)

Jo! <3

Musiał przyznać, że określenie wymyślone przez Gabriellę idealnie pasowało do Matteo. Było w nim coś odpychającego, co sprawiało, że przypominał mu jego kuzyna, Lucę. Obaj słynęli ze swoich mizoginistycznych zapędów, a Alessandro niejednokrotnie był świadkiem tego jak źle traktowali swoje żony, czy też liczne kochanki. Ich zachowanie napawało go obrzydzeniem. Niczego nienawidził tak bardzo, jak wykorzystywania słabszych, aby pokazać swoją siłę.

Przed oczami Alessandro pojawił się obraz płaczącej Gabrielli i ledwo powstrzymał się przed władowaniem kolejnej kulki, tym razem w sam środek czoła Matteo. Po części sytuacja z kawiarni była też jego winą. Puścił płazem ostatnią niesubordynację mężczyzny, chociaż dobrze wiedział, że należy trzymać go krótko. Przypomniał sobie zaczerwieniony policzek dziewczyny i ponownie ogarnął go gniew.

Złapał Matteo za brodę. Mężczyzna stęknął z bólu, odruchowo próbując się odsunąć, lecz lodowaty wzrok Alessandro zatrzymał go w miejscu.

– Zadałem pytanie – warknął.

Pot zrosił twarz Matteo, a jego wargi drżały, gdy odpowiadał:

– Nie, Szefie – wybełkotał. – Nie mam nic do powiedzenia.

Zacisnął mocniej dłoń na szczęce mężczyzny i z satysfakcją przyglądał się jego wykrzywionej bólem twarzy.

Nie jesteś już taki cwany, co?

– Czyli zaprzeczasz, że byłeś wczoraj w kawiarni? – spytał Alessandro.

– Nie... to znaczy tak...nie, nie zaprzeczam – wyjąkał Matteo.

– Czy w tej kawiarni, rozmawiałeś z Gabriellą?

– Tak, Szefie.

– Czy w tej rozmowie, powiedziałeś jej, że biorę ślub?

– Tak, Szefie.

– Ale zaprzeczasz, że nazwałeś ją dziwką?

– Tak...nie, Szefie...nazwałem tak Gabriellę, ale nie Szefa narzeczoną – jąkał się, a z każdym wypowiadanym słowem, Alessandro coraz mocniej zaciskał dłoń na jego brodzie. – Nigdy...bym...tak Szefa nie...obraził.

Alessandro zmrużył oczy i popatrzył na resztę mężczyzn, którzy z przerażeniem przyglądali się całej sytuacji. Jeszcze chwilę temu, ich twarze były otępiałe od alkoholu; teraz wyglądali na całkowicie trzeźwych. Wystarczyło trochę adrenaliny, aby procenty w ekspresowym tempie opuściły ich ciała.

– Szefie... nie wiem co...ta dzi... Gabriella, Szefu...naopowiadała, ale...to są kła..mstwa – odezwał się Matteo, z trudem wypowiadając każde słowo.

Skupił uwagę na Matteo, a jego ciałem znów zawładnął gniew. Tym razem nie starał się go opanować. Puścił szczękę mężczyzny i szybkim ruchem uderzył go pięścią w twarz. Matteo stracił równowagę, a upadając, chwycił krawędź stołu, który pod jego ciężarem, przewrócił się razem z nim. Alessandro z rozbawieniem przyglądał się jak karty, resztki alkoholu i popiół z papierosów wylądowały na ciele Matteo, brudząc jego jasny garnitur.

Matteo splunął ciemnoszarą śliną i wytarł lekko drżącą dłonią swoją usmoloną twarz. Reszta mężczyzn nawet się nie poruszyła, aby pomóc mu pozbierać się z podłogi. Jedynie przeskakiwali wzrokiem między Alessandro, a Matteo, nie rozumiejąc, o co dokładnie tutaj chodzi.

Alessandro widząc, że mężczyzna próbuje się podnieść, zrobił krok do przodu i butem przycisnął go z powrotem do ziemi. Głowa bruneta opadła na posadzkę, a z jego ust wydobył się głośny jęk.

– Teraz, dobrze mnie posłuchaj! – rozkazał Alessandro. – Gabriella jest moją narzeczoną, więc jeżeli jeszcze raz okażesz jej w jakikolwiek sposób brak szacunku to wiedz, że nie będę wtedy tak litościwy jak dzisiaj. – Docisnął mocniej stopę do klatki piersiowej mężczyzny i uśmiechnął się diabolicznie, słysząc jego pełne bólu stęknięcie. – Jeżeli tylko dowiem się, że niewłaściwie się do niej odezwałeś lub choćby źle na nią spojrzałeś, to zapewniam cię, że jak z tobą skończę, to będziesz mnie błagać, abym cię zabił.

Ciało mężczyzny zesztywniało, słysząc tę groźbę, a na jego twarzy malowało się przerażenie.

– Zrozumiałeś?

– Ta..aa.k, Sze..efie – odpowiedział drżącym głosem.

Jeszcze raz docisnął buta do jego klatki piersiowej, po czym odsunął się i spojrzał na resztę mężczyzn.

– To, co powiedziałem, tyczy się was wszystkich – powiedział stanowczym głosem. – Zrozumieliście?...Dobrze! Przekażcie to całej reszcie! Wystarczy, że Bratva zabija naszych ludzi i nie mam zamiaru jej w tym pomagać – dodał, po czym rzucił ostatnie spojrzenie na leżącego mężczyznę i ruszył w kierunku wyjścia. Wyszedł na zewnątrz i już miał zamknąć za sobą drzwi, gdy usłyszał szept Matteo:

– ...musi mieć cipkę ze złota, że on chce się z nią ożenić. Nie wierzę...

Alessandro nie słuchał nic więcej. Wszedł z powrotem do środka, uderzając drzwiami o ścianę. Matteo, który w międzyczasie zdążył podnieść się z podłogi, zamarł w miejscu, a cała krew odpłynęła mu z twarzy, gdy zrozumiał, że Szef usłyszał jego słowa.

Alessandro kilkoma długimi krokami pokonał dzielący ich odcinek, po czym złapał mężczyznę za szyję i docisnął go do ściany. Ich twarze dzieliły milimetry. Zmarszczył nos, czując jego śmierdzący alkoholem i fajkami oddech. Odsunął lekko głowę i zmierzył Matteo wzrokiem, zaczynając od jego przerażonego spojrzenia, przez drżące wargi, aż do wielkiego odcisku buta widocznego na jego jasnym garniturze.

Starał się opanować, lecz wiedział, że jest na straconej pozycji, gdy w jego głowie ponownie pojawiło się kilka obrazów: zaczerwieniony policzek Gabrielli, jej spuchnięta od płaczu twarz i wypełnione smutkiem oczy.

Przyparł mężczyznę mocniej do ściany i zaczął okładać go prawą pięścią. Tym razem Matteo starał się obronić, lecz nie miał szans z Alessandro, który w szale zadawał mu jeden cios za drugim. Nie lubił przemocy, a zwłaszcza rozwiązywania nią konfliktów, lecz w tej chwili nie myślał normalnie. Od dawna tłumione emocje zawładnęły jego ciałem, kompletnie uciszając zdrowy rozsądek. Wypełniające go obrzydzenie, pogarda i gniew stanowiły mieszankę wybuchową, którą wreszcie aktywowały słowa Matteo.

Nie wiedział, jak długo bił mężczyznę. Przestał dopiero, gdy Matteo stracił przytomność. Puścił go, a jego bezwładne ciało, osunęło się na podłogę. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jego zmasakrowaną twarz, po czym odwrócił się i bez słowa przeszedł obok trójki zszokowanych mężczyzn.

Na zewnątrz chłodny wiatr potargał mu włosy, smagał po jego rozpalonej skórze. Szybkim krokiem ruszył w stronę samochodu, a żwirowa nawierzchnia ponownie głośno trzeszczała pod jego butami. Wsiadł do auta, oparł głowę o zagłówek i czekał, aż zejdzie z niego adrenalina.

Wreszcie włączył silnik i syknął, czując rwący ból w ręce. Zapalił lampkę i w jej słabym świetle przyjrzał się pokaleczonym knykciom. Prawą dłoń pokrywała cienka warstwa częściowo zaschniętej krwi, a jeden z jego palców był spuchnięty.

Sięgnął po ukryte w schowku wilgotne chusteczki i zaczął czyścić zakrwawioną rękę. Poczuł wibrację telefonu, a widząc na wyświetlaczu imię Sergio, wypuścił głośno powietrze. Jeżeli jego zastępca dzwonił o pierwszej w nocy, to nie oznaczało to niczego dobrego.

– Tak? – odebrał połączenie.

– Dwa kolejne trafienia* – rzucił tylko Sergio.

Alessandro przymknął na chwilę oczy, a potężne zmęczenie ogarnęło jego ciało.

– Zaraz tam będę – odpowiedział, po czym się rozłączył.

Rzucił telefon na fotel pasażera, wrzucił bieg i ruszył w stronę biura.

*trafienia – według słownika, który znalazłam w Internecie oznacza to morderstwo :)

Skrywane nadzieje ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz