[115] SURROUNDED

242 14 0
                                    

RICK WRÓCIŁ DO ALEXANDRII, ścigany przez stado szwendaczy, które podążały za nim z powrotem. Kiedy wbiegł przez bramę, Lara rzuciła się w jego stronę, wpadając mu w ramiona ze szlochem ulgi. Rick przytulił swoją siostrę, zauważając kamizelkę kuloodporną, którą miała na sobie.

"Co się stało?" zapytał. 

"Zostaliśmy zaatakowani." odparła Lara. "Mężczyźni przeszli przez mury i po prostu zaczęli zabijać ludzi. Nie mogłam stać i patrzeć, Rick. Nie mogłam."

"Byłaś w tym?" zapytał Rick. 

"Nakrzycz na mnie później." powiedziała Lara. "Gdzie jest Daryl?" 

"Nie wiem." odparł Rick. 

Oczy Lary rozszerzyły się. "Co masz na myśli mówiąc, że 'nie wiesz'? Jak możesz nie... Gdzie on jest?"

"Jestem pewien, że nic mu nie jest, Laro." powiedział Rick.

"O tak, a stado szwendaczy, które przywlokłeś ze sobą, też jest w porządku, prawda?" zapytała ostro Lara, zanim westchnęła. "Przepraszam. Jestem po prostu spięta."

Grupa Alexandryjczyków - tych, którzy przeżyli atak - zebrała się pod ścianą, słuchając warczenia szwendaczy na zewnątrz, domagających się wejścia. Rick szedł w kierunku środka grupy, Lara podążała za nim. 

"Możecie słyszeć." zaczął. "Niektórzy z was to widzieli. Wrócili tutaj, połowa z nich. Wciąż wystarczająco, by otoczyć nas na dwadzieścia głębokości. Słuchajcie, wiem, że się boicie. Nie widzieliście czegoś takiego. Nigdy tego nie doświadczyliście. Ale teraz jesteśmy bezpieczni."

"Panel, w który uderzyła ciężarówka, wygląda na nienaruszony." powiedziała Lara. "Wzmocniliśmy go, na wszelki wypadek."

"Tak czy inaczej, ściana się utrzyma." kontynuował Rick. "A wy? Inni, jeszcze wrócą."

"Wrócą." powiedziała Rosita, kiwając głową.

"Daryl, Abraham, Sasha." powiedział Rick, a Lara spojrzała w dół, gdy usłyszała imię Daryla. "Mają pojazdy. Wywiozą ich, tak jak innych, a Glenn i Nicholas pójdą potem z powrotem przez frontową bramę. Wiedzą, co robią, a my wiemy, co musimy zrobić. Ograniczamy hałas do minimum. Zasuwamy rolety w nocy. Jeszcze lepiej: nie zapalamy światła. Staramy się, aby to miejsce było ciche jak na cmentarzu, zobaczymy, czy pójdą dalej."

"To miejsce to cmentarz." powiedziała kobieta. 

"Kamieniołom się otworzył i ci szwendacze zmierzali w tę stronę." oznajmił Aaron. "Wszystkie. Plan, który wdrożył Rick, powstrzymał to. Połowę z nich zabrał. Rekrutowałem z Darylem. Chciałem spróbować i iść do fabryki konserw i wyczyścić ulicę, a Daryl chciał dalej szukać ludzi. Zrobiliśmy to, co chciałem... i znaleźliśmy się w pułapce zastawionej przez tych ludzi, a ja zgubiłem swój plecak. Musieli pójść naszym śladem. Ci, którzy nas zaatakowali... odnaleźli drogę powrotną tutaj z mojego powodu."

Deanna odeszła od grupy, a Rick powiedział. "Będzie jeszcze o czym rozmawiać."

Lara spojrzała na niego. "Rick?" 

"Chodź." powiedział cicho Rick, odciągając siostrę od grupy ludzi. 

Gdy zapadł zmrok, dzieci i dorośli ze społeczności stworzyli ścianę z imionami wszystkich ofiar ataku. Lara wybrała się tam po zmroku, owinięta w jedną z koszul Daryla. Podeszła do ściany i zauważyła listę nazwisk. Ludzie, których nie rozpoznawała; ludzie, którzy nie zasłużyli na koniec, jaki im dano. Na dole listy było jedno imię, które sprawiało, że zabolało ją serce. 

Glenn.

Pokręciła głową, patrząc na to, wyciągając jedną rękę, by przesunąć palcem po literach jego imienia. Westchnęła. "Lepiej, żebyś nie był martwy, dupku. Wiem, że masz teraz Maggie, a ja mam Daryla, ale to ja i ty, człowieku. Zawsze byliśmy Glenn i Lara. Lara i Glenn, cokolwiek było pierwsze. Jesteśmy drużyną, ja i ty. Jesteś moim partnerem. Jeśli nie żyjesz, nigdy ci nie wybaczę, że nas opuściłeś, więc proszę, proszę, nie umieraj. Wróć do nas. Potrzebujemy cię, człowieku. Nie bądź martwy, bo to taki chujowy ruch."

Cichy chichot za jej plecami sprawił, że się odwróciła i zobaczyła stojącą za nią Maggie. "Och, nie zdawałam sobie sprawy, że nie jestem sama. I-Ile z tego słyszałaś?"

"Prawie wszystko." odparła Maggie. "Ale on nie jest martwy. Czulibyśmy to, gdyby był."

"To mój najlepszy przyjaciel." westchnęła Lara. "Przeżył tam, robiąc to, co robił, przez długi czas. Nie ma mowy, żeby nie wrócił."

Maggie skinęła głową. "Potrzebuje takiej przyjaciółki jak ty."

"Tak jak ja potrzebuję takiego przyjaciela jak on." odparła Lara, zauważając minę Maggie. "Hej, on wróci."

"Wiem." powiedziała Maggie. "Musi wrócić, bo..." 

Umilkła, spoglądając na swój brzuch i minęło kilka sekund, zanim jej słowa kliknęły w głowie Lary, a kropki się połączyły, ale kiedy to się stało, sapnęła. "Nie gadaj!" 

Maggie uśmiechnęła się. "Tak, tak myślę." 

"Jesteś w ciąży?" spytała Lara. "O mój Boże, gratulacje!"

Maggie zaśmiała się nerwowo, przytulając Larę. "Dziękuję. Wiem, że Glenn chciałby być tym, który o to poprosi, ale czy zostaniesz matką chrzestną?" 

"Oczywiście." odparła Lara. "O ile, jeśli zostaniesz matką chrzestną mojego. O mój Boże, nasze dzieci będą razem dorastać."

"Twoje może być starszym bratem lub siostrą." odpowiedziała Maggie.

Zaczęli szorować imię Glenna ze ściany, nie chcąc uwierzyć, że nie żyje i po chwili dołączył do nich Aaron. Spryskał ścianę wodą i zaczął szorować rękawem. 

"Kiedy wróci." powiedział, kładąc nacisk na 'kiedy'. "Warto wspomnieć - zarówno Darylowi, jak i Glennowi - że Aaron... Erin... pracują nad chłopcem lub dziewczynką, w zależności od pisowni. Tak tylko mówię." po czym spojrzał na Larę. "Lub, jeśli masz chłopca, możesz nazwać go Aaron, a jeśli Maggie ma dziewczynę, może nazywać ją Erin i odwrotnie."

Lara zamruczała. "Tak, nie znam się na tym."

"Tak tylko mówię." powiedział Aaron. "Kiedy oboje wrócą, powinniście to rozważyć."

Lara uśmiechnęła się. "Rozważymy to."

Kiedy usunęli imię Glenna ze ściany, Lara i Maggie wróciły do ​​domu. Niewiedza, co stało się z ich małżonkami, powoli doprowadzała ich do szaleństwa, więc kiedy wrócili do domu i udali się na górę do swoich pokoi, Lara cicho zawołała Maggie. 

"Chcesz, uh... Chcesz zostać dziś w moim pokoju?" spytała Lara. "Nic dziwnego ani nic. Po prostu nie mam ochoty być sama."

Maggie skinęła głową. "Tak, to brzmi nieźle."

Biorąc pod uwagę, że wcześniej spali bliżej siebie, w stodołach śmierdzących końskim gównem i w domach z gnijącymi trupami w sąsiednim pokoju, nie było to dla nich dziwne, że oboje dzieliły łóżko. Wchodząc pod kołdrę, leżeli naprzeciw siebie. 

"Martwię się, wiesz?" Lara powiedziała. "Wiem, że on zawsze wraca, ale mam złe przeczucie." 

"Wiem." odparł Maggie. "Wiem, jak to jest. Martwię się."

"Chciałabym tylko, żeby wrócili i odpoczęli od tego przez chwilę." westchnęła Lara. "Zamiast wychodzić cały czas."

"Wydaje się, że Daryl woli być tam." skomentowała Maggie. "Nie, żeby to było w jakikolwiek sposób skierowane do ciebie. Ja tylko mówię..."

"Tak, wiem." Lara skinęła głową. "Wiem, co masz na myśli. Woli być tam. Jest zaprogramowany na przetrwanie. Zna dzicz lepiej niż ktokolwiek inny i żył tam nawet wcześniej. To miejsce... Nie jest dla niego domem."

"Nie." powiedziała Maggie. "To miejsce nie jest jego domem. Ty jesteś."



jesteśmy za przyjaźnią maggie i lary

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz