[152] ALL FOR YOU

137 10 0
                                    

DOPROWADZILI CARLA DO KOŚCIOŁA, układając go w środku. Lara poszła przodem, oczyszczając teren ze szwendaczy karabinem, żeby Rick i Michonne mieli prostą drogę do kościoła. Wokół nich płonęła Aleksandria, domy stały w płomieniach, a niebo stało się pomarańczowe. 

"Dzięki za... za sprowadzenie mnie tutaj." powiedział Carl. 

"Ja... przepraszam." odparł Rick. "Po prostu... nie chciałem, żebyś tam był."

"Nie. Nie, za sprowadzenie mnie tutaj." powiedział Carl. "Za... za to, że mogłem być tym, kim... kim się stałem. W więzieniu, kiedy zostaliśmy zaatakowani, był tam dzieciak, trochę starszy ode mnie. Miał broń. On... Zaczął odkładać broń, a ja... ja go zastrzeliłem. On się... On się poddał, a ja... ja po prostu... ja go zastrzeliłem. Myślę o nim. Co zrobiłem mu i jak... jak łatwo było go po prostu zabić."

"Carl, nie." powiedział Rick. "Nie. Co się stało... Co straciłeś... Wszystkie te rzeczy, które musiałeś... Wszystkie te rzeczy, które musiałeś zrobić, byłeś po prostu... byłeś tylko chłopcem."

"I widziałeś to." powiedział Carl. "Co to zrobiło. Jak... Jakie to łatwe. Dlatego się zmieniłeś, dlatego sprowadziłeś tych ludzi z Woodbury. Sprowadziłeś ich i wszyscy mieszkaliśmy razem. Byliśmy wrogami. Odłożyłeś broń. Zrobiłeś to, żebym mógł się zmienić, żebym mógł być tym, kim teraz jestem. To, co wtedy zrobiłeś, jak... jak przestałeś walczyć, było słuszne. To nadal jest. Może być tak znowu. Nadal możesz być taki znowu."

"Teraz jest inaczej." powiedział Rick. 

"Nie możesz ich wszystkich zabić, tato." odparł Carl. "Musi być coś po. Dla ciebie i dla nich. Musi być coś po. Wiem, że jeszcze tego nie widzisz... jak to może być, ale widzę. Masz brodę. Jest... Jest większa i bardziej szara. Michonne jest szczęśliwa, Judith jest starsza i słucha piosenek, które kiedyś śpiewałem z córką Lary. Aleksandria jest większa. Są... Są nowe domy, uprawy i ludzie pracujący. Wszyscy żyją... pomagając innym żyć. Jeśli nadal możesz być tym, kim byłeś, tak właśnie może być."

"Carl..." powiedział Rick. "To wszystko było dla ciebie. Od samego początku. W Atlancie, na farmie, wszystko, co zrobiłem, było dla ciebie. Potem w więzieniu, to było dla ciebie i Judith. Nadal tak jest. Tak będzie i nic - nic - to zmieni."

"Chcę tego dla ciebie, tato." powiedział Carl. "Dla ciebie i cioci Lary."

"Uczynię to prawdziwym, Carl." powiedział Rick. "Obiecuję. Zrobię to naprawdę." 

"Urzeczywistnimy to." obiecała Lara. 

"Masz moje listy?" zapytał Carl. 

Lara skinęła głową, poklepując się po kieszeni. "Mam je tutaj."

"Dobrze." powiedział Carl. "Upewnij się, że wszyscy je dostaną."

"Dobrze." 

"Carl... przepraszam." powiedział Rick. "Przepraszam, że nie mogłem cię chronić. Zadaniem ojca jest chronić syna."

"Kochać." odpowiedział Carl. "Powinien tylko kochać."

Carl sięgnął po broń, a Lara potrząsnęła głową. "Carl, nie. Nie." 

"To... To... To powinien być..." wyjąkała Michonne. 

"Wiem, wiem." odparł Carl. "Kogoś, kogo kochasz, kiedy sam nie możesz tego zrobić. Ale nadal mogę. Dorosłem. Muszę to zrobić. Ja."

"Dorosłeś." wyszeptała Lara. "I jestem bardzo dumna z tego, kim się stałeś i jak daleko zaszedłeś od Atlanty. Jesteś taki odważny i silny i wszystko będzie dobrze, cokolwiek będzie dalej. Mój piękny chłopcze, kocham cię . Tak bardzo cię kocham."

"Ja też cię kocham." powiedział cicho Carl, wyciągając rękę, by położyć dłoń na brzuchu Lary. "Przykro mi, że nigdy jej nie poznam. Powiedz jej... Powiedz jej, że duży kuzyn Carl ją kocha i ja będę nad nią czuwał."

"Rosie." wydyszała Lara. "Będzie się nazywać Rosie."

"Rosie." powtórzył Carl ze łzami w oczach. "Ponieważ..." 

"Z powodu tego dnia w więzieniu." powiedziała Lara, kiwając głową. "Daryl i ja rozmawialiśmy o tym i zdecydowaliśmy, że gdybyśmy mieli dziewczynkę, nazwalibyśmy ją Rosie."

Carl uśmiechnął się. "Mała Rosie. Podbije ten świat, tak samo jak Judith, a ty im pomożesz. Będziesz silna, Ciociu Laro. Będziesz silna i pokonasz też ten świat."

"Zrobię to za ciebie." powiedziała Lara, ledwo wydobywając głos. "Zrobię to dla ciebie, Carl."

Carl uśmiechnął się, przenosząc wzrok na Michonne. "Kocham cię." 

"Ja też cię kocham." powiedziała cicho Michonne. 

Carl spojrzał na ojca. "Kocham cię, tato." 

"Kocham cię, Carl." wyszeptał Rick. "Kocham cię tak bardzo. Urzeczywistnię to. Zrobię to. Zrobimy to."

Zostali z nim, dopóki słońce nie zaczęło wschodzić, kiedy to pożegnali się po raz ostatni. Lara została jeszcze przez chwilę po wyjściu Ricka i Michonne, wciąż klęcząc przy bratanku. Nie chciała się żegnać. Nie chciała, żeby to był koniec. Przez cały ten czas spodziewała się, że Carl ją przeżyje, ale świadomość, że umiera, uderzyła ją jak ciężarówka i za każdym razem, gdy myślała o przebudzeniu się następnego ranka w świecie bez Carla Grimesa. 

"Jesteś taki odważny, dzieciaku." powiedziała Lara. 

"Dzieciaku." Carl zachichotał bez tchu. "Po tylu latach nadal tak mnie nazywasz."

"Tak." Lara skinęła głową. "Ty jesteś 'dzieciakiem', Judith 'łobuziarą', a Ro będzie 'orzeszkiem'."

"Nie zatracaj się, Ciociu Laro." szepnął Carl. "Wiem, że prawie to zrobiłaś, kiedy zabiłaś ludzi, którzy porwali ciebie i Maggie. Wiem, że na chwilę się zgubiłaś. Proszę, zawsze wracaj."

Lara skinęła głową. "Będę. Kocham cię, dzieciaku. Zawsze będę." 

"Ja też cię kocham." odpowiedział Carl. "Teraz idź. Idź, bądź z tatą. Opiekuj się nim. Opiekuj się Judith, Michonne i Darylem. Opiekuj się nimi wszystkimi."

"Zrobię to." obiecała Lara, pociągając nosem smutno. "Nic nam nie będzie."

"Dobrze." powiedział Carl, kiwając głową. 

Miał wyraz twarzy i przez ból i infekcję rozprzestrzeniającą się w jego żyłach, kiedy zamknął oczy, Lara pomyślała, że ​​wygląda spokojnie. Gdziekolwiek się wybierał, był wolny od bólu, a samo bycie na skraju dotarcia do celu na chwilę uśmierzało jego ból, wiedząc, że jego rodzinie wszystko będzie dobrze. 

Nie otwierał oczu, gdy Lara wychodziła z pokoju, ale gdy odchodziła cicho, usłyszała, jak szepcze, "Dobranoc, kochanie."



to podobieństwo :) 

mogę potwierdzić, że spoiler, który widziałam, jest prawdziwy i wszyscy nie jesteście gotowi na finał sezonu 10 

a teraz przepraszam, idę wypocić mój tyłek i poćwiczyć :))

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz