[95] UP AND LEFT

329 22 3
                                    

LARA CHODZIŁA DOOKOŁA niespokojnie. Gdy wszyscy wyszli na zewnątrz, aby sprawdzić zakłócenia, ona pozostała w środku z Judith, trzymając ją w ramionach, czekając, aż wszyscy wrócą. Kiedy na zewnątrz rozległy się strzały, wpadła w jeszcze większą panikę i rozważała wyjście tam, ale powstrzymała się, gdy Carl położył dłoń na jej ramieniu. 

Przez cały czas, kiedy Gabriel mówił o swoich grzechach, Lara cicho panikowała. Brakowało Daryla; był gdzieś tam i nie powiedział Larze dokąd się wybiera. Niczego bardziej nie pragnęła, niż wyjść i go znaleźć, ale wiedziała, że ​​to daremny pomysł. Nie była tropicielem; nie była tak dobra w Darylowaniu. Mogła tylko wierzyć, że wróci, ponieważ tylko w ten sposób ponownie się spotkają.

Nie oznaczało to jednak, że nie była zła na niego za to, że ją zostawił. Już raz to zrobił – odszedł bez pożegnania – i Lara miała nadzieję, że nie będzie następnego razu. Jednak na nieszczęście dla niej sytuacja się powtórzyła, a teraz martwiła się o jego bezpieczeństwo i nie wiedziała, co robić. 

Kiedy grupa wróciła do kościoła, Lara była przerażona, widząc, jak wspierają między sobą Boba z amputowaną jedną nogą i owiniętą grubymi bandażami. Położyli go na podłodze i tłoczyli się wokół niego, gdy powoli wracał do przytomności. Kiedy obudził się na tyle, by mówić, Rick zapytał go, co się stało. 

"Byłem na cmentarzu." odparł Bob. "Ktoś mnie znokautował. Obudziłem się w zupełnie innym miejscu. Wyglądało to jak szkoła. Był tam ten facet, Gareth i jeszcze pięciu innych..." pociągnął smutno nosem. "Jedli moją nogę tuż przede mną, jakby to było nic. Wszyscy dumni, jakby dobrze znali się na rzeczy."

"Mieli Daryla i Carol?" zapytała Lara, nerwowo obgryzając paznokieć kciuka.

"Gareth powiedział, że ucieklk." odparł Bob. 

Lara otworzyła szeroko oczy i odwróciła się tak, aby nikt nie widział łez w jej oczach. Daryla nie było. Naprawdę wyjechał z Carol samochodem, co oznaczało, że nie było nadziei na znalezienie ich, dopóki nie wrócą. Jej ciało drżące lekko od cichego szlochu nie umknęło uwadze Glenna, który przyciągnął swoją najlepszą przyjaciółkę w ramiona i przytulił ją mocno do swojej klatki piersiowej. 

"On cierpi." odezwała się Sasha, podczas gdy Bob jęknął. "Czy mamy cokolwiek?"

"Myślę, że w apteczce są tabletki." powiedziała Rosita. 

"Ratujcie ich." powiedział Bob. 

"Nie." odparła Sasha. 

"Naprawdę." upierał się Bob. Usiadł i pociągnął za kołnierz koszuli, ukazując grupie ślad ugryzienia. "To zdarzyło się w banku żywności."

"Już dobrze." wyszeptała Sasha, gdy on położył się z powrotem. "Bob?"

"W moim biurze jest sofa." zaoferował Gabriel. "Wiem, że to niewiele, ale..." 

"Dziękuję." powiedziała Sasha. 

"Wezmę go." powiedział Tyreese. 

Lara delikatnie odsunęła się od Glenna i poszła na tyły kościoła. Złapał ją za ramię, gdy próbowała się od niego odsunąć. "Gdzie idziesz?" 

"Tam." odpowiedziała. "Muszę tylko pomyśleć. Nie martw się, nie zamierzam za nim biec."

Skierowała się na tyły kościoła, mijając przy tym Abrahama. Judith zaczęła płakać przed kościołem, gdy Lara stała pod ścianą, przyciskając czoło do drewna. Daryla nie było, a ona nie miała pojęcia, czy wróci.

Sięgnęła do piersi, czując, jak serce bije jej w żebra, ale poczuła też coś w kieszeni. Sięgnęła do kieszeni koszuli na piersi i wyjęła podarte zdjęcie. Kiedy na nie spojrzała, zdała sobie sprawę, że to to, które Daryl zawsze nosił ze sobą; zdjęcie jak śpi. Odwróciła je, nie spodziewając się zobaczyć pisma, ale tam, niechlujnym pismem Daryla, widniały słowa 'Wrócę po to'.

Te słowa napełniły Larę odrobiną nadziei. Musiał wsunąć go do jej kieszeni, kiedy ją przytulił, zanim poszedł za Carol, dlatego nie znalazła tego wcześniej. Mimo to sam ten gest sprawił, że jej niepokój zniknął i zastąpił go większą niż wcześniej nadzieją, że do niej wróci. 

"Czas wrócić na ziemię." odezwał się Abraham. "Wszyscy musimy natychmiast wyjechać do Waszyngtonu."

"Daryl i Carol wrócą." powiedział Rick.

Lara odwróciła się i spojrzała na nich, stojących z tyłu kościoła. "Nie pójdę, dopóki nie przyjadą."

"My  nigdzie się bez nich nie wybieramy." zgodził się Rick. 

"Szanuję to, ale istnieje wyraźne zagrożenie dla Eugene'a." powiedział Abraham. "Muszę zabrać stąd jego tyłek, zanim sytuacja stanie się jeszcze gorsza. Więc jeśli wszyscy nie przyjdziecie, życzę wam powodzenia. Pójdziemy w swoją stronę."

"Idziecie na piechotę?" zapytał Rick. 

"Sami naprawiliśmy ten cholerny autobus." odpowiedział Abraham. 

"Jest nas dużo więcej." zauważył Rick. 

"Chcesz, żeby tak zostało?" Abraham zapytał. "Powinieneś się dołączyć." 

"Carol uratowała ci życie." powiedział Rick. "My uratowaliśmy ci życie."

"Cóż, ja próbuję ocalić wasze." warknął Abraham. "Ratować wszystkich."

"Nigdzie nie idziemy bez naszych ludzi." odparowała Lara. 

"Twoi ludzie odeszli." odparł Abraham. "Twój cholerny nowy mąż właśnie uciekł i cię zostawił."

"Oni wrócą." warknęła Lara. "Nie idę bez niego. Oni wrócą."

"Do czego? Przebranych kości?" Abraham wrzasnął, a Lara wzdrygnęła się lekko. 

"Nie bierzesz—" zaczął Rick, zamierzając chwycić Abrahama. 

"Nie dotykaj mnie!" Abraham krzyknął, odtrącając rękę Ricka. 

"Abraham!" Rosita zaprotestowała.

"Hej, hej, przestańcie!" wrzasnął Glenn, wchodząc między Ricka i Abrahama. "Ale już!" zwrócił się do Abrahama. "Naprawdę myślisz, że będziesz bezpieczniejszy, jeśli wyjedziesz teraz, w środku nocy?"

"Tak." odpowiedział Abraham, kiwając głową. "Tak."

"A co z jutrem?" spytał Glenn. "Potrzebujemy siebie nawzajem do tego. Potrzebujemy siebie nawzajem, aby dostać się do Waszyngtonu. Możemy przejść przez to wszystko razem."

"Mam pomysł." powiedziała Tara, robiąc krok do przodu. "Jeśli zostaniesz jeszcze jeden dzień i pomożesz, pojadę z tobą do Waszyngtonu, bez względu na wszystko. Dobrze?"

Abraham zastanowił się przez chwilę. "Glenn i Maggie też."

"Nie." odparła Lara. 

"W takim razie powodzenia." odpowiedział Abraham. "Nie jestem zainteresowany niszczeniem tego, co tutaj masz. Rosita, bierz swój sprzęt."

"Abraham..." 

"Teraz." warknął. "Eugene, chodźmy." Eugene nie ruszał się z miejsca. "Eugene. Ruszaj się."

"Nie chcę."

"Teraz." 

"Dobra." 

Kiedy odchodzili, Rick powiedział. "Nie weźmiesz autobusu."

"Spróbuj mnie zatrzymać."

Rick odczekał chwilę, zanim ruszył w stronę Abrahama. Znowu Glenn stanął między nimi. "Czekaj, czekaj, czekaj, czekaj, czekaj, czekaj. Hej, hej, hej!" zwrócił się do Abrahama. "Zostań... Zostań i pomóż nam, a my pójdziemy z tobą."

"Nie." powiedział Rick. 

"To nie twoja decyzja." powiedział mu Glenn, zanim odwrócił się z powrotem do Abrahama. "Zostań, pomóż nam."

"Pół dnia." odpowiedział Abraham. "W samo południe ruszamy. Nie będę czekać, aż przyjdą kolejne problemy."

"A my wyruszymy z tobą." potwierdziła Maggie.

"Dwanaście godzin." powiedział Abraham. "Potem ruszamy."

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz