[116] FALLING CLOCK TOWER

252 13 0
                                    

NASTĘPNEGO DNIA, Lara i Maggie były na wieży, gdzie przebywały od rana. Od czasu do czasu robiły sobie przerwy, a jedna z nich schodziła na dół, aby zebrać jedzenie i wodę, zanim wróciła do wieży i podzieliła się tym z drugą. Czekali na znak, cokolwiek, co mogłoby wskazywać, że Glenn lub Daryl żyją i wracają. Rick zauważył ich tam na górze, wspiął się po drabinie, by do nich dołączyć. 

"Nie musicie tak często tu przebywać." powiedział. 

"Nie będziemy." odparła Maggie. "To jest kierunek, z którego przybędą. Jeśli wyślą sygnał, będzie to stamtąd. Albo... Albo nie będzie."

"Kiedy tam wychodzimy, nigdy nie jest łatwo." powiedział Rick. "To nigdy nie jest proste. Zawsze jest to walka. Ale wróciliśmy z trudniejszych rzeczy. Z daleka. Glenn, Daryl, Abraham i Sasha też to zrobią." 

Lara westchnęła. "Mam nadzieję, że masz rację."

"Może nie czekajmy na ich powrót." powiedział Rick. "Powinniśmy zacząć zastanawiać się, jak odciągnąć szwendaczy. Mamy trochę jedzenia i wody na jakiś czas, a ściany się trzymają. Nie musimy się spieszyć. Naprawdę to przemyślcie. Zróbcie to dobrze. Musimy tu wyczyścić, aby mogli... mogli od razu wejść."

"Widziałam Judith w domu któregoś dnia." powiedziała Maggie. "Ona zaczyna... Zaczyna wyglądać jak Lori."

"Tak." Rick skinął głową. 

"Uszczęśliwiło mnie to." powiedziała Maggie. 

"Mnie też." powiedział Rick. 

Lara uśmiechnęła się, kiedy Rick wyszedł. "Dobrze, że wygląda jak Lori, a nie... no wiesz. Któryś z nich."

"Przestań." powiedziała cicho Maggie. "Nigdy się nie dowiemy."

"Dokładnie." odparła Lara. "Ale to nie ma znaczenia. Nawet jeśli Shane był tym, który... wiesz... to nie ma znaczenia. Rick jest jej tatą. Zawsze nim będzie, niezależnie od biologii."

Maggie skinęła głową. "Tak, masz rację." 

Cały dzień pozostali na wieży, nie ruszając się. Nie oznaczało to, że w murach Alexandrii nie było dramatu. Wyglądało na to, że Spencer zdecydował się na jednoosobową misję odwabienia szwendaczy, używając haka i drutu, aby spróbować wspiąć się nad szwendaczy na drugą stronę, gdzie by ich zwabił. 

Jego plan nieuchronnie się nie powiódł, wrzucając go prosto w gęstwinę tych rzeczy, gdy hak się poluzował. Gdyby nie szybkie myślenie Ricka, który wciągnął go z powrotem, Spencer byłby martwy. Lara była wdzięczna, że ​​nie było jej na wieży, kiedy to się stało. Z piętrzącym się stresem, zarówno jej zmartwieniami o Daryla i Glenna, jak i resztą z nich, którzy byli zasadniczo uwięzieni w ścianach, nie sądziła, że ​​poradzi sobie z tym dzisiaj.

Kiedy usiadła na wieży, obgryzając paznokcie, westchnęła. "Daj spokój, świecie. Ostatnio byłeś dla nas naprawdę gówniany. Właściwie byłeś dla nas gówniany, odkąd to wszystko się zaczęło. Daj nam znak, że wydarzy się coś dobrego, proszę. I proszę, później nie przynoś więcej gówna."

"Chciałabym, żeby to tak działało." powiedziała Maggie. "Dostajemy jedną małą dobrą rzecz; jedną odrobinę nadziei, a potem całą masę gówna."

"Czyż nie." zgodziła się Lara. "To takie gówno. Modlę się tylko, żeby to wszystko zniknęło i nic złego się nie wydarzyło. Wiem, że to myślenie życzeniowe, ale chciałabym, żeby wszystkie te szwendacze po prostu padły martwe i zostawiły nas w spokoju."

Maggie się roześmiała. "Takie rzeczy się nie zdarzają."

"Nawet mi o tym nie mów." westchnęła Lara.

Przez cały dzień chciała pozbywać się szwendaczy, ale się powstrzymała. Nie mogła zmarnować kul, bo gdzieś z tyłu głowy powtarzała sobie, że jakimś cudem szwendacze przebiją się przez ścianę. Przejdą, całe ich stado i to by było na tyle. Będą musieli walczyć ponownie, mimo że dopiero co przeżyli ostatnią sytuację. 

Kiedy Lara spojrzała na kamizelkę kuloodporną, którą miała na sobie, dzięki temu, że Rick znów był nadopiekuńczy, westchnęła. "Nigdy nie myślałam, że będę musiała to znowu nosić."

"Przynajmniej nadal to masz." powiedziała Maggie. "Nie mogę uwierzyć, że się tego trzymałaś."

"Jestem taka uparta." wzruszyła ramionami Lara. "Nie lubię gubić rzeczy. Nadal mam nóż, który dostałam na początku. W jakiś sposób został ze mną przez cały ten czas."

"To imponujące." skomentowała Maggie. "A co z twoją czapką, którą zawsze nosiłaś?"

"Jestem prawie pewna, że ​​jest gdzieś w domu." powiedziała Lara. "Przydałoby mi się to w takie dni jak ten. To była cholernie brzydka czapka, ale nigdy nie mów Darylowi, że to powiedziałam." 

Maggie się roześmiała. "Nie powiem, ale była naprawdę brzydka."

"Jedynym powodem, dla którego tak często ją nosiłam, jest to, że on jej nienawidził." powiedziała Lara z uśmiechem. "Boże, tęsknię za nim. Tak łatwo go nakręcić lub sprawić, że się zarumieni."

"Nie mogę sobie wyobrazić, jak Daryl się rumieni." powiedziała Maggie. 

"Oh, robi to." odparła Lara z uśmiechem. "Muszę tylko powiedzieć właściwą rzecz i bam, jego policzki przybierają kolor wozu strażackiego Abrahama."

"Lara!" Maggie nagle westchnęła. "Lara, widzisz to?"

"Widzę co?" spytała Lara, spoglądając na horyzont. "Czy to... balony?"

"Wygląda na to, że twoja modlitwa została wysłuchana. Chodź." powiedziała Maggie, spiesząc w dół wieży. "To musi być Glenn."

Podbiegli do miejsca, gdzie Rick obserwował balony, zdyszany, ale mimo to uśmiechnięty, a Lara powiedziała, "To Glenn. To Glenn."

Ich chwila szczęścia została roztrzaskana jak drewno w wieży, która przez chwilę złowrogo skrzypiała, zanim przechyliła się niebezpiecznie. Oczy Lary rozszerzyły się, gdy zobaczyła, jak się chwieje, poczuła, jak Rick chwyta ją za ramię i ciągnie do tyłu, patrząc z przerażeniem, jak wieża upada, zabierając ze sobą panel w ścianie, za którym stała, wraz z tymi najbliżej niej. 

Rick potknął się i razem z Larą upadli na ziemię, a ta ostatnia wylądowała mocno na swoim tyłku, ponieważ cofała się. Kiedy próbowała zignorować ból przeszywający jej kręgosłup po uderzeniu o ziemię, usłyszała charakterystyczny dźwięk warczenia szwendaczy, a potem ich zobaczyła.

Przedzierali się przez popękane ogrodzenie, po dziesiątki na raz, a Rick złapał Larę i podniósł ją do pionu, uciekając przed stadem. "Wszyscy wracajcie! Wchodźcie do swoich domów, teraz!" 

"Zamknijcie drzwi!" Lara krzyknęła za nimi. "Nie wychodźcie z domów!"

"Lara, idź!" wrzasnął Rick, strzelając do szwendaczy znajdujących się najbliżej nich. 

"Nie, nie bez ciebie!" Lara odkrzyknęła. 

Rick jęknął. "Dobra, po prostu uciekaj!"

Biegli, a po drodze Rick złapał Deannę, która się potykała i miała krwawą rozdarcie na koszuli. Michonne, Gabriel, Carl i Ron dołączyli do nich w biegu. Skończyło się na tym, że zostali przytłoczeni, otoczeni ze wszystkich stron, ale strzały przed nimi ujawniły Jessie trzymającą broń. 

"Chodźcie!" krzyknęła. "Mam Judith!"

Lara poprowadziła grupę do domu Jessie, a kiedy wszyscy byli w środku, zatrzasnęła drzwi. Lara oparła się o nią, oddychając ciężko. 

"Jasna cholera." wydyszała. "Ale mamy przesrane." 




jeśli ktoś chce porozmawiać o twd hmu, ponieważ wczoraj wieczorem skończyłam sezon 10 i bardzo mi się podobał. 

też mam wielkie plany na sezony 9 i 10, ale będę musiała zrobić z nich kolejną książkę, bo ta jest już cholernie długa :)

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz