[118] BATTLE OF ALEXANDRIA

230 12 0
                                    

LARA NIGDY NIE MOGŁA ŹLE powiedzieć o dzieciach, ale kiedy usłyszała, jak Sam woła matkę, miała ochotę podać Judith najbliższej osobie i udusić tego małego drania. Ręka Ricka zacisnęła się na jej ramieniu, ale poruszali się dalej, ledwo oddychając, gdy mijali szwendaczy w jednej linii. 

Judith, mały aniołek, milczała, kiedy szli, a Lara w duchu chwaliła za to swoją bratanicę. Rick poprowadził ich na jedną stronę. "Dobrze, nowy plan. Flary z kilku dział to za mało. Za dużo szwendaczy, aby się rozproszyć. Nie idziemy do zbrojowni. Potrzebujemy naszych pojazdów z powrotem do kamieniołomu. Każdy z nas jedzie. Będzie trzeba ich zebrać. Wyjeżdżamy, wracamy."

"W porządku." Jessie skinęła głową. "Ale Judith... do kamieniołomu i z powrotem, ja..." 

Gabriel powiedział. "Wezmę ją. Zadbam o jej bezpieczeństwo w moim kościele, dopóki wszyscy nie usuniecie szwendaczy."

Lara spojrzała na księdza. "Możesz to zrobić?" 

"Powinienem." powiedział. "Muszę. Zrobię to."

"Jeśli choć jeden włos spadnie z głowy tej małej dziewczynki." zaczęła Lara, podając Judith Gabrielowi. "Znajdę cię i zabiję, więc lepiej się nią zaopiekuj."

"Będę." obiecał Gabriel. 

"Weź Sama." powiedziała nagle Jessie. 

"Nie." 

"Tak, Sam, tak będzie bezpieczniej." odpowiedziała Jessie. 

"Nie zostawię cię." powiedział Sam. 

"Sam..." 

"Mamo, nie idę." upierał się Sam. "Mogę iść dalej."

"Sam—"

"Mogę iść dalej." powiedział Sam. "Proszę. Proszę?" 

"Siedź cicho, dobrze?" Lara syknęła, przekazując Judith ojcu Gabrielowi. "Ani słowa."

Sam skinął głową. "Po prostu chodźmy." 

Gabriel wyruszył z Judith, a Lara spojrzała na Ricka. "Hej, uda mu się. Wiem o tym."

Potem znów się poruszali, a Lara starała się jak mogła, by być cicho. Noc nadeszła szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał i zanim się zorientowali, otoczyli ich ciemność i szwendacze, śmiertelna kombinacja. 

Sam zatrzymał się, sparaliżowany strachem i żadna ilość słów Ricka czy Jessie nie była w stanie go zmusić do ruchu. Lara próbowała zmusić go do kontynuowania, ale Sam zaczął płakać, przyciągając szwendaczy. To właśnie w tym momencie, gdy płacz Sam przebijał się przez pomruki szwendaczy, Lara wiedziała, że ​​mają naprawdę przesrane. 

Szwendacze złapali Sama, a on krzyczał jeszcze bardziej, gdy szwendacze zaczęli rozdzierać jego ciało. Jessie wykrzyczała imię syna, a wtedy szwendacze też ją dopadły, a jej uścisk na dłoni Carla zacieśnił się, nie chcąc puścić.

"Tato." wyszeptał Carl, próbując uwolnić rękę. "Ciociu Laro."

Ricka sparaliżowało przerażenie, a Lara zobaczyła załamany wyraz jego oczu. Nie słyszał ich, ani nie był w stanie uratować syna. Lara rzuciła się do przodu, chwytając topór Ricka zza jego paska, po czym obróciła się i uderzyła Jessie w nadgarstek, odcinając jej rękę od ramienia. Carl zatoczył się do tyłu, gdy siła została złagodzona i uderzył o ziemię z głuchym łoskotem. 

Gdy Lara oddała Rickowi topór, Carl wstał. Lara sprawdziła brata, unosząc dłoń do jego policzka, by delikatnie musnąć kciukiem jego kość policzkową. "Rick? Jesteś ze mną, braciszku? Potrzebuję, żebyś do mnie wrócił."

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz