[158] DON'T LEAVE ME

137 12 0
                                    

DZIEŃ PO ATAKU, Lara była na zewnątrz, pomagając przy sprzątaniu. Wynieśli ciała na zewnątrz i spalili je, grzebiąc własnych zmarłych. Pomimo chaosu, uszkodzenia były minimalne, poza kilkoma dziurami po kulach w samochodach i budynkach. 

Lara zobaczyła Tarę wysiadającą z jednego z samochodów. "Hej, nie powinno cię tu być."

Poprzedniej nocy Tara została postrzelona przez Dwighta strzałą w ramię i pomimo nalegań lekarza, że ​​musi obchodzić się ze wszystkim łagodnie, Tara była ze wszystkimi innymi, wykonując swoją pracę. Lara podziwiała to w swoich ludziach - ich bezinteresowność nigdy jej nie przestawała zadziwiać, ponieważ nigdy nie pozwolili, by cokolwiek stanęło między nimi a utrzymaniem rodziny. 

"Och, to tylko... to tylko zadrapanie." powiedziała Tara. "Mogę pomóc." 

"A gdyby tak nie było?" spytał Daryl. 

"W takim razie byłaby to moja cholerna wina." odparła Tara. "Wrócił do nich z mojego powodu."

"Nie, wrócił z nimi, bo taki jest." odpowiedział Daryl. 

Dwight wrócił do Zbawicieli, podczas gdy Daryl prowadził grupę Aleksandryjczyków na Wzgórze. Z tego, co powiedział Larze poprzedniej nocy, gdy leżeli razem w łóżku, nie mogąc spać, Dwight był ścigany przez Tarę przez las, gdzie uratował ją przed odkryciem przez patrol Zbawiciela, który przeczesywał lasy w poszukiwaniu ocalałych.

"My... mieliśmy szczęście." powiedziała Tara. "Spotkaliśmy Maggie, Ricka. Mogło być inaczej. To było dla mnie, kiedy byłam z Gubernatorem."

"Tak, ale nie byłaś jedną z nich." odpowiedział Daryl, gdy Lara zadrżała na wzmiankę o ich dawnym wrogu. 

"Ale byłam z nimi powiedziała Tara. "Twój brat też."

"Mój brat?" powiedział Daryl. "Mój brat przez całe życie szedł złą drogą. Gdyby tu był, gdybym został z nim, kiedy odszedł, też bylibyśmy ze Zbawicielami. Albo z jakąś inną grupą, taką jak oni. Ale zorientowałbym się, kim byli, tak samo jak ty."

"Może to właśnie przydarzyło się Dwightowi." powiedziała Tara. 

"To było przed czy po tym, jak zabił twoją dziewczynę?" zapytał Daryl, a Lara cicho westchnęła. "A może teraz wszystko jest w porządku?"

"Jest." odparł Tara. "Mogę go nienawidzić na zawsze, ale uratował mi życie."

"Nie, on próbował cię zabić zeszłej nocy." odparował Daryl. 

"Kiedy byliśmy w lesie, kiedy szliśmy tutaj, widziałam, jak próbował pomóc nam wygrać." odpowiedziała Tara. 

"Tak. Ja też widziałem to, co widziałem." odpowiedział Daryl.

Gdy odchodził, Lara położyła dłoń na ramieniu Tary. "Przepraszam za niego. On nie jest... Nie może tak po prostu zapomnieć, bo ktoś zrobił coś, by udowodnić mu, że się myli. Jest taki uparty."

Tara uśmiechnęła się lekko, gdy Lara ją zostawiła, goniąc Daryla. Ledwo mogła już biec bez zwijania się i wydawało się, że co dwadzieścia minut idzie do łazienki. Już niedługo będzie miała dziecko w ramionach i nie mogła się doczekać, aż to wszystko się skończy. 

Straciła rachubę dni i miesięcy, ale jeśli jej obliczenia były prawidłowe, zbliżała się już do siedmiu miesięcy. Zdecydowanie nie było dużo czasu do narodzin dziecka i nie mogła nic poradzić na to, że miała nadzieję, że wcześniej załatwią sprawę z Neganem. 

"Hej!" krzyknęła, zwracając uwagę Daryla. "Zwolnij!" 

"Tylko idę." powiedział bez ogródek Daryl. 

DANGER ZONE | Daryl Dixon [1] - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz