|wyjazd|

1.1K 51 34
                                        

Widziałam, że jego oczy wpatrywała się teraz prosto we mnie. Jakie przyczyny go tu do cholery sprowadzają, czemu nie da mi tego cennego oddechu, którego tak pragnę, odcięcia się.
Zawsze pojawia się on, gdy chcę wsiąść oddech spokoju, ale chyba już nigdy go nie doznam dopóki się nie wyprowadzę, bynajmniej z tego miasta, albo nie kraju.
Moje oczy przeszywały wzrokiem każda część jego ciała, chciałam go jedynie zignorować, ale nie mogłam, nie umiałam tego zrobić, pragnęłam żyć chwilą.
Dotknęłam swoich warg, ponieważ poczułam na nich pulsujące ciepło, znałam je, nie do końca jednak byłam w nim obeznana, ale i tak wiedziałam komu je zawdzięczam.

-Co się stało?-zapytał lewy jako iż wpatrywałam się ciągle w chłopaka, którego jeszcze moment temu odnalazłam wzrokiem, robiliśmy to oboje, mogło wyglądać to jakbyśmy grali w jakąś popapraną grę.

-On tu jest-powiedziałam do chłopaka, nawet na niego nie patrząc.

-Hej, nie martw się myślę, że zaraz stąd pójdzie-wyszeptał w moje ucho lekko je muskając, na co natychmiastowo się wzdrygnełam i spojrzałam na szatyna, przy tym odwracając wzrok od bruneta, miałam ogromną ochotę pocałować Roberta, aby Gavi dostał za swoje, ale jednak miał dzieci i żonę, musiałam to tolerować. Serce ciągnęło mnie w stronę Gaviego, zazwyczaj go słuchała, ale nie dziś. Robert złapał mnie za ramię a ja bezwładnie poszłam tam gdzie on chciał.Ludzie nadal przechodzili przez trybuny stadionu.

-Będziesz mi strzelać karne, łap- powiedział Robert a następnie rzucił piłkę w moją stronę.

Ustawiłam ją poza polem karnym, zamachnełam nogą, i trafiłbym gdyby mężczyzna się tak na nią nie rzucił, było blisko. Powtarzaliśmy tą czynność cały czas i stwierdziłam, że jestem całkiem niezła, ale już zmęczona padłam na murawę poddając się a przy tym ciężko wzdychając.Zamknełam oczy i poczułam lekki wiatr na moim ciele, ale i tak był bardzo przyjemny i kojący dla mojej zmęczonej i spoconej skóry, chwilę potem poczułam silne ramiona, które chwytały moje barki.

-Robert puszczaj, nie będę juz dalej próbować!-krzyknełam z impetem, nadal nie otworzyłam powiek, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi a więc otworzyłam oczy. Jak się okazało trzymający mnie chłopak to nie był Lewy a Gavira, cholera, zamarłam.
  

                                ~~~

-Czemu tu jesteś, to twoja ,,zemsta"? Lepiej wracaj do swojej lali-prychnełam nie zadowolona tym, że muszę z nim bynajmniej rozmawiać, nie zasłużył nawet na moje słowa.

-To nie jest żadną lala, jak chcesz to ci wytłumaczę, a napewno jej nie obrażaj-odpowiedział lodowato, w porównaniu do Roberta jego wzrok i wyraz twarzy mógłby zamrażać te wszystkie topniejące lodowce.

-I kto tu się teraz puszcza- przytoczyłam mu słowa, których użył kiedyś bezpodstawnie w moją stronę - Nie obchodzi mnie to, nie obchodzisz mnie ty i twoje bezsensowne tłumaczenia, odejdź odemnie- w moim głosie była słyszalna jedynie obojętność.

-Kipisz z zazdrości co?-wychrypiał ciężko, czułam od niego alkohol chociaż wcale nie byłam bardzo blisko niego, dokładnie w tym momencie podjęłam najbardziej spontaniczną decyzję w moim życiu, która miała zmienić wszystko, ale też mnie uratować.

-Wyprowadzam się- dodałam do naszej dziwnej konwersacji patrząc mu się prosto w oczy, ale tym razem zauważyłam w nich strach i ból.

-Gdzie?- zapytał z łamiącym się powoli głosem, ale nadal utrzymywał tą swoją fałszywa powagę- nie zrobisz mi tego- dopowiedział a jego głos teraz pierwszy raz od dawna totalnie się załamał.

-Tam skąd przyjechałam-odpowiedziałam- będę przylatywać na wasze ważne mecze, nie dziękuj-powiedziałam dumnie, ale pewnie siebie, po czym skierowałam się w stronę wyjścia.

-Zrobie dla ciebie wszystko Victoria, nie zostawiaj mnie, zrobiłaś dla mnie bardzo wiele, sprawiłeś, że poczułem się w pełni szczęśliwy, czemu mi to robisz?..-dodał już szeptem błagalnie, wyczułam w tym prawdę, ale to już nie było istotne.
Wyjeżdżam to koniec.

Release me |Pablo Gavi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz