|Gavira|

1.2K 53 17
                                    

Wyszliśmy sprawnie z domu, nie oglądając się za siebie a bynajmniej, abym ja nie powędrowała wzrokiem w jego stronę, mogę się założyć, że byłabym tam teraz błagając go o przebaczenie nie zasługiwał na to bo nie był moim Bogiem, przecież nie będę przed nim klękać i przepraszać wielkiego Gaviego, pff absurd.

~Do czasu~

Chłopak ciągnął mnie za rękę, abym jak wspomniałam przypadkiem się nie zatrzymała. Moje myśli wędrowały jednak ciągiem do bruneta, który teraz pewnie będzie się świetnie bawić o ile już tego nie robi, jako iż nie czuje już jego wzroku, który przeszywał każdy fragment mojego ciała. Czemu zawsze ja muszę cierpieć z nas obojga? To nie jest w porządku, to ja płakałam wijąc się jednocześnie z bólu serca, nie on, przecież on nawet zapewnie nie znał takiej emocji jak żal oraz bezradność, bo nigdy jej nie odczuł, chociaż pewnie na to zasłużyłam. Moje przemyślenia przerwał mi natychmiastowo Robert, który mnie najwidoczniej przejrzał, zresztą nie dziwiłam się, pewnie wyglądał okropnie a do tego byłam zamyślona, szybko się jednak ogarnęłam.

-Spokojnie-powiedział pocieszające z ogromnym uśmiechem na ustach, który mógłby nawet roztopić górę lodową- już wszystko jest okej, nie martw się, ja natomiast wyjaśnię tego gnojka gdy tylko wrócę- dodał, ale szybko przemyślał swoje słowa i dopowiedział- znaczy się tasiemca, znaczy synka?..- uśmiechnął się ponownie aby ukryć swoje rozproszenie na co ja się jedynie zaśmiałam lekko, ale nadal byłam trochę roztrzęsiona po całym zajściu, byłam poprostu za bardzo emocjonalna.

-Starczy, tasiemiec jest okej- przerwałam mu w dalszej plątaninie losowych wyrazów.

                                  ~~~

-Gdzie jedziemy tak właściwe?-zapytałam zdezorientowana, mężczyzna szyderczo się uśmiechnął, jakby chciał mnie zakopać żywcem w jakiejś dziurze- okej to było straszne-dodałam przerażona.

-Na stadion tyle mogę ci zdradzić- odpowiedział prędko, po czym zajął się kierowaniem samochodem, ja natomiast i tak za wiele się niestety nie dowiedziałam.

Siedzieliśmy cicho przez resztę drogi, ale uważam, że była to komfortowa cisza.
Po niedługim czasie byliśmy już na miejscu docelowym, ale przez chwilę siedzieliśmy jeszcze w aucie, ponieważ lewy na coś odpisywał, wydało mi się to podejrzane, jako iż przez większość drogi spoglądał na telefon, jakby czekał na jakąś wiadomość, ale jednak odrzuciłam w niepamięć swoje podejrzenia.
Drzwi obok mnie się otworzyły, a ja jedynie patrzyłam w osłupieniu na mężczyznę, który najwyraźniej zdziwił się moją postawą.

-No co ty, serio nikt Ci nigdy nie otwierał drzwi?- prychnał z lekkim zażenowaniem, ale raczej nie był zażenowany mną, ale całokształtem sytuacji, ja tylko kiwnęłam głową, było to naprawdę miłe- nawet Gavi, źle go wychowałem- westchnął na co ja się lekko zaśmiałam i wysiadłam samochodu, na co on jedynie się lekko uśmiechnął, oczywiście Gavi nie był jego synem, chociaż dla chcącego nic niemożliwego, Robert poprostu sobie żartował.

-Dziękuję- powiedziałam.

-Nie ma sprawy, pamiętaj teść cię bardzo uwielbia- zaśmiał się prześmiewczo na co ja puściłam mu słaby uśmiech.

                                ~~~

-Przypadkiem, nie ma tu jeszcze kibiców? Nie minęło za dużo czasu- powiedziałam z lekkim zmartwieniem, nie koniecznie chciałam pokazywać się im z tej strony.

-Oh nie panikuj, będzie dobrze napewno, załóż to- powiedział po czym rzucił w moją stronę koszulkę Gaviego oraz szare dresy, spojrzałam na niego z kpiną, ale na jego twarzy wcale nie mogłam ujrzeć rozbawienia, był śmiertelnie poważny.

-Tak, tak typowy dziadek Robert- uśmiechnęłam się sarkastycznie, a następnie skierowałam się w stronę łazienki.

-Nie jestem wcale taki stary!- usłyszałam za mną na co się zaśmiałam.
Ubrałam to co mężczyzna mi podał, koszulka na mnie wisiała, natomiast dresy nie były najgorsze, również nie były najlepsze,  trzymały się ledwo na moich biodrach, ale trzymały się to było ważne.
Gdy wyszłam ujrzałam już przebranego Roberta, w porównaniu do niego wyglądałam dosyć, źle, nie bardzo źle.
Jednak on zeskanował mnie swoimi oczami i się uśmiechnął dając mi otuchę, było to bardzo miłe, po czym zachęcił mnie do pójścia za nim dłonią.
Gdy weszliśmy na murawę, dostrzegałam jeszcze nie zbyt liczne grupy osób, które kierowały się w stronę wyjścia, ale jedna osoba strasznie się wyróżniała, chciałam się jej przyjrzeć, ale był to błąd, stał tam Pablo Gavira, pieprzony Pablo Gavira.

Release me |Pablo Gavi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz