Rozdział 10

424 25 7
                                    

Skierował broń w moim kierunku. Wystrzelił.

Pocisk uderzył we mnie tak samo mocno, jak moje plecy o metalową ścianę. Odepchnął mnie nieco do tyłu. Z mojego brzucha wylatywały tony krwi. Ostatni raz spojrzałam na Neteyama. Teraz jeżeli ktokolwiek mógłby mnie uratować, to byłaby to Wszechmatka.

-Święta Wszechmatko, proszę pomóż mi. - ostatnie słowa wypadły z moich ust.

Zamknęłam oczy. Słyszałam krzyki innych oraz płacz. Zdawało mi się, że Kiri. Nie miało to znaczenia. Byłam jeszcze zdolna by otworzyć oczy. Tak zrobiłam. Moje ciało całe się trzęsło, może to przez postrzelenie, a może nie. Poczułam ukojenie, nie wiem z jakiej przyczyny. W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami, a w uszach szumiło. Zamknęłam oczy.

-Idź za moim głosem dziecko. - usłyszałam

Otworzyłam oczy. Było tak samo ciemno, jak wtedy kiedy ta muszelka wciągnęła mnie pod wodę.

-Ale gdzie jesteś?

Przed moim nosem pokazało się nasionko z Eywy. To nie może być prawda. Sama Eywa chciała mi coś pokazać. Nie mogłam odmówić.

-Idź za mną.

Nasionko zaświeciło się mocniej. Podążyłam za nim. Doszłyśmy do jasno oświetlonego pokoju. Nie zdziwiłabym się gdyby było to laboratorium, ale nie pokój był pusty.

-Dlaczego tutaj jestem? - padły słowa, po których pomieszczenie nabrało kolorów.

Na ścianie pojawiła się moja osoba w trakcie postrzału. Ale jakby od początku, mimo że to widziałam po raz pierwszy, to dlaczego Wszechmatka pokazała mi to po raz drugi. Tylko że tym razem po strzale oberwałam, ale brzuch miałam cały. Mimo to leżałam tam cały czas.

-Po co mi ta wersja zdarzeń? Po co mi ją pokazujesz? - powiedziałam bardziej do siebie niż do kogoś innego, ale i tak uzyskałam odpowiedź.

-To jest teraz prawda. Twoje ciało się nie rusza, bo twoja dusza jest tutaj. Idź i walcz za przyjaciół. Wróć tam.

-Ale jak ja mam powstrzymać Quaritcha?

-Spokojnie, dam ci siłę, jakiej on nie ma.

-Dziękuję Wszechmatko.

Zamknęłam oczy i w uszach pojawił się ten sam szum. Wracam. Czułam to.

Otworzyłam oczy. Poruszyłam rękoma, wierzyłam tak mocno w to, że to się stanie i się stało. Wstałam, a obok mnie znalazł się mój łuk.  Podniosłam strzałę, która leżała obok mnie. Wycelowałam w plecy Quaritcha i oddałam strzał. Celny, jak zawsze. Może i nie zrobiłam mu większej krzywdy, ale osłabiłam go na tyle na ile bylam w stanie, by podejść. Wzięłam w rękę mój sztylet i rozcięłam opaski jakimi byli skuci przyjaciele. Otrzymałam przytulasa od niemalże każdego i powiedziałam:

Avatar: I can't live without youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz