Wstałam z łóżka sfrustrowana tym co miało się dzisiaj stać. Dotarło to do mnie dopiero teraz kiedy się obudziłam, a na dworze było jeszcze ciemno. Zdałam sobie sprawę że nie było jeszcze wschodu słońca. Wyszłam z naszej Marui na plażę. Nie zwracając uwagi na to, czy ktoś już wstał. Podchodząc bliżej zauważyłam ciemną sylwetkę, podobną do tej, która towarzyszyła mojej rodzicielce. Podeszłam bliżej i przykucnęłam w krzaczkach nieopodal z tej odległości słyszałam większość słów które padały z jej ust.
-Och Niliu... (tak nazywa się jej Ilu) kiedy ja ostatnio spędzałam czas z dziećmi? - szeptała kierując głos do zwierzęcia, które opierało się na jej udach, gdyż ono było w wodzie - Wiesz, chciałabym znaleźć odpowiedź na to pytanie i na wiele innych. Na przykład dlaczego Ao'nung zawsze jest taki nieprzyjazny dla swoich sióstr, chociaż nigdy tego nie pokazuje w naszej obecności, to wiem, że tak jest. Coś mi o tym podpowiada.
Niliu wydała z siebie odgłos przypominający wysokie skrzeknięcie żaby, mama widać wzięła to za potwierdzenie jej słów.
-Widzę że mnie rozumiesz. - nagle cichy szloch wydał się z jej ust, zwierzątko usłyszawszy ten dźwięk wydała coś podobnego do śmiechu - Niliu nie wiem czy zdajesz z tego sobie sprawę, ale nie powinnaś się z tego śmiać. To poważna sprawa, chce mieć takiego syna jak Ao'nung, mimo że nie mam dowodu na to jak traktuje moje córki. Jednak zachowuje się on niestosownie do sytuacji w domu, cały czas kłóci się z każdym i nie daje możliwości podważania jego zdania, bo jego jest najważniejsze. - Niliu spojrzała na nią że zrozumieniem - Błagam Cię Święta Eywo, pomóż mi tutaj, pomóż mi odzyskać syna. - po tych słowach szloch wydostał się z jej gardła, łzy popłynęły jej po policzkach, natomiast oczy Niliu zaświeciły się i ona sama ostatni raz przytknęła swą głowę do ud Ronal i odpłynęła.
-Widzimy się następnym razem. - krzyknęła mama, a w odpowiedzi dostała ciche piśnięcie że strony stworzonka.
Siedziała tam jeszcze przez chwilę wpatrując się w horyzont, jakby czekała na jakiś znak. Na marne. Cała ta konwersacja matki zapadła mi w pamięć, nie umiałam wyrzucić jej z głowy. Cały czas siedziałam w krzakach, jednak pomyślałam, że jak mama postanowi wstać i wrócić, to zacznie robić to, co zawsze. Czyli sprawdzi, czy wszyscy bezpiecznie śpią i poczeka na pierwszą osobę jaka wstanie. Bezzwłocznie wstałam i ponownie spojrzałam na mamę, ta nadal wpatrywała się w ocean. W ciszy wyszłam z krzaczka i w pośpiechu wróciłam do Marui, położyłam się do łóżka i zamknęłam oczy, odpływając myślami dalej niż sięgał ocean.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło od mojego powrotu do chatki, ale mama weszła do niej i zaczęła z kimś rozmawiać. Jej ton głosu wskazywał na to, że ten temat był dla niej drażliwy. Mimo iż nie byłam daleko rozmowy, to nie pamiętam jej tematu.
Gdy rozmowa ucichła w końcu postanowiłam ponownie wstać i zjeść coś na śniadanie. Ku mojemu zdziwieniu było zbyt późno na śniadanie, raczej to była porą między pierwszym posiłkiem dnia, a lunchem. Skoro tak się stało nie chciałam zaburzać toku dnia i nie jadłam. Przypomniałam sobie, że muszę zapytać jeszcze Tsireyę czy chciałaby iść pływać i nurkować razem ze mną i Rotxem.
Nie było trudno ją znaleźć, ponieważ każdego dnia między śniadaniem a lunchem zajmowała się wodną yogą.-Ej! Tsireyaa! - krzyknęłam
-Moja siostrzyczko, co tam? - odpowiedziala jak zawsze jej przyjaznym i przepełnionym ciepłem głosem
-Mam sprawę - przerwałam tu na chwilę - Poszłabyś ze mną i z Rotxem pływać i zwiedzac świąt naszej rafy?
-Dzisiaj?
-No, a kiedy chcesz isc? Dzisiaj po lunchu. Spotykamy się przy klifach, jeżeli masz jakieś wątpliwości, a zakładam że masz, to się ich pozbądź bo to koleżeńskie wyjście beż podtekstów.
-Ehh, Neylani, Neylani, Neylani... - wymówiła moje imię trzy razy, za każdym razem ciszej i trochę szybciej - Tak pójdę z wami, ale tylko po to żeby sie tobą zaopiekować i liczę na to, że pokażesz mi jakieś śliczne miejsce do przesiadywania w południe. - zachichotała.
-Dobra, mogę do ciebie dołączyć? Chciałabym spróbować czegoś nowego, wiesz, od niektórych rzeczy czasem trzeba zrobić sobie przerwę, a pozatym to jak myślisz, jak wyglądają inne plemiona Na'vi? - zapytałam się
-Neylani, nie wiem skąd biorą się te twoje pytania, ale podziwiam cię, że jeszcze nie zadałaś ich ojcu, ten to by się wściekł. - zaśmiała się - Ale tak, możesz do mnie dołączyć, chodź pokaże ci co masz robić. - powiedziała i po małej rozgrzewce zaczęłyśmy ćwiczyć.
Pokazała mi jak zrobić potrójna beczkę w wodzie, bez zawrotów głowy. Muszę przyznać robi to wrażenie kiedy niegdyś pojedyncza stanowiła dla mnie wyzwanie, a teraz nawet potrójna to pestka.
Nastała pora lunchu, wszyscy wyszli z wody i wrócili do swoich Marui. Ja z Tsireyą szybko skończyłyśmy jeść i udałyśmy się w stronę klifów. Jak się spodziewałabym Rotxo był tam już przed nami, sam, na jego szczęście. Przywitaliśmy się. Zanim weszlismy do wody rozmawialiśmy. Lata kiedy byliśmy mali, to przyszło mi na myśl kiedy zachowywaliśmy się tak beztrosko. Nadszedł czas. Przywołaliśmy nasze Ilu. Wsiadłam na Yonję i poprowadziłam resztę. Chwilę później znaleźliśmy się w według mnie najbardziej zamieszkanym miejscu rafy, które odkryłam.
-Wow, Neylani kiedy ty to odkryłaś? - zapytał się mnie Rotxo
-Jakoś miesiąc temu. Czemu pytasz?
-Czemu nam o tym nie opowiedziałaś! - oboje wykrzyczeli to w tym samym momencie
-Wątpie, że ty Rotxo chciałbyś mnie słuchać zważając na Twoje zachowanie, a tobie Tsireya to mówiłam jak tylko wypłynęłam na brzeg, wiec nie wiem po co pytasz. - nieco arogancko odpowiedziałam, ale nie zwrócili na to odwagi.
Nic nie mówiliśmy, połączyliśmy się w pełni z cudami naszej Eywy. Obserwowaliśmy jak stworzenia żyją własnym życiem. Uczucie to jest kojące, możesz sie wyciszyć.
Po pewnym czasie wychyliliśmy się na powierchnie wody, by złapać trochę powietrza, ale coś przykuło uwagę Rotxa. Odwrócił się a siebie i zobaczył coś co go zszokowało.
-Wiecie co to jest? - wskazał na duże kolorowe ptaki, które były coraz bliżej naszego domu.
-Nie mam zielonego pojęcia, ale wygląda na to, że lecą w odwiedziny. - powiedzialam
Nie ukrywam wystraszyłam się, że oni chcą coś zrobić tacie, albo mamie. Pospiesznie zawołałam Yonji, wskoczyłam na nią i popłynęłam w stronę domu. Trochę źle się z tym czułam, że zostawiłam ich bez słowa, ale w tamtym momencie nie przejęłam się tym tak bardzo, jak powinnam. Według mnie nie mieli mi tego za złe, bo sami się tym przejęli i nawet byli na brzegu szybciej niż ja.
Wielkie ptaki wylądowały tuż przed moim nosem, a sześć osób zsiadło z ich grzbietów. Mieli że sobą parę torb, a naokoło nich stał cały lud Metkayina._________________________________________________---------------------------------------------------------------------------
To już pierwszy rozdział. Wiem, że jeszcze nie wprowadziłam plemienia Omaticaya, ale tak toczy się akcja. Nie chciałabym żeby ta książka skończyła się tak szybko jak inne fanfiction. Tak jak mówiłam, akcja się rozwinie, ale musicie poczekać. Jakby ktoś chciał wiedzieć słów mam tutaj 1115.
____________________🤍💙🤍_____________________
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
RomanceOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...