~Nie poddawaj się bez walki, bo to oznacza bezsilność.
NETEYAM POV
Obudziłem się dziwnie zmęczony. Nie przejmowałem się tym i leżałem jeszcze chwilę na łożu. Moje myśli powędrowały do wczorajszego dnia, kiedy do Awa'atlu przyplynęły tulkuny. Przyglądałem się Neylani, by zobaczyć tą więź między nimi. Powiedziała do jej duchowej siostry że spotkała chłopaka. To zdanie przysporzyło tyle wątpliwości, że nie chciałem na to patrzeć.
Mogła mieć na myśli Ka'ydela, Rotxo'a, mnie, Lo'aka w sumie każdego. Leżałem tak jeszcze chwilę i postanowiłem wstać. Podszedłem do mojej rodzicielki, która krzątała się w kuchni.
-Widzę cie matko. - powiedziałem
-Widzę cię Neteyam. Idziesz na śniadanie?
-Ja mam nie iść? Przecież zawsze chodzę, ale dzisiaj nie będę siedział przy was. Będę... - nie pozwoliła mi dokończyć
-Będziesz siedzieć obok Neylani, tak wiem. Chodź już.
~Jakim cudem? - pomyślałem.
Skąd ona wiedziała? Jak się domyśliła. Ciekawe co moja matka jeszcze wie. Nie myślałem o tym dłużej, tylko ruszyłem za matką.
Kiedy doszliśmy do namiotu głównego szukałem wzrokiem Neylani. Gdy w końcu ja znalazłem poszedłem, by usiaść obok niej. Usiadłem z jej prawej strony i przywitałem się z nią, na co zareagowała zszokowaną twarzą
-Co to na mina? - powiedziałem powstrzymując się od śmiechu
-Nie spodziewałam się tu ciebie.
-Będziesz dzisiaj w domu przed zachodem słońca?
-Jasne. Zamierzasz mnie gdzieś zabrać?
-Może. Przyjdę po ciebie.
Dalsza część rozmowy wyglądała jak zwykle, czyli śmianie się z idiotycznych rzeczy. Zawsze chciałem ją rozśmieszyć, by móc posłuchać jej słodkiego śmiechu.
Kiedy śniadanie dobiegło końca wróciłem do Marui razem z moją rodziną. Poczułem małe ręce na swojej dłoni. Oczywiście to była Tuk. Kiedy ją zauważyłem powiedziała:
-Neteyam, pobawisz się ze mną i Lo'akiem lalkami?
-Dobrze, ale nie długo, bo muszę coś przygotować
***
-Chodź pójdziemy na shopping. - powiedział Lo'ak będąc laleczką o imieniu Rhea
-Rhea nie dzisiaj. Muszę opiekować się moja siostrą Ley. - wspiąłem się na najwyższe tony i wydałem z siebie piskliwym głos.
-Lo'ak musisz mieć bardziej dziewczęcy głos! Cały czas ci to powtarzam! - Tuk przerwała zabawę. Faktycznie mówiła to za każdym razem jak Lo'ak się odezwał
-Co mam mówić tak: Jestem Rhea i chcę iść na shopping - Lo'ak wszedł na najbardziej damskie tony, co skończyło się moim niekontrolowanym wybuchem śmiechu.
Lo'ak fuknął w odpowiedzi na moją reakcję, a ja machnąłem na to ręką. Spojrzałem na Tuk, a ta wydawała się być zdenerwowana.
-Tak masz mówić tak! - naburmuszona Tuk powiedziała - Wolę sie bawić z Neylani i Kiri niż z wami!
Mimo jej wybuch, nie odeszła od nas i dalej udawałam, że jej lalka ubiera bujne kreację.
***
Skończyliśmy się bawić i kierowałem się wgłąb lasu. Przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa, która muszę załatwić. Ka'ydel. Najchętniej do końca życia bym na niego nie patrzył, ale musiałem zakończyć to, co on zaczął. Nawet nie wiem gdzie musiałem iść, by go znaleźć, ale na szczęście kątem oka zauważyłem jego sylwetkę znikającą za jedną z chatek. Przyspieszyłem tempo chodu i zastałem go, kiedy wysmiewał mniejszego od siebie.
-Zostaw go w spokoju. - wycedziłem w kierunku Ka'ydela, co odwróciło jego uwagę od małego chlopca. Zdążył uciec.
-Czego chcesz? Nie mówiłem Ci, żebyś spadał od Neylani. Jest moja. - miał agresywne podejście i zapał w oczach, który łatwo zgasić.
-Przyszedłem ci podziękować.
-Za co? - zrobił zdziwioną minę
-Może za to, że teraz wiem, że Neylani nigdy nie przekazuje informacji przez innych. I że woli się spędzać czas ze mną niż z pierwszym lepszym dupkiem.
-Nie, to ja Ci coś przypomnę. Albo dam ci nowinę. To ja będę tym, który spędzi z nią życie więc możesz od razu odpuścić.
-Dobrze i co? Nie dasz jej tym sposobem szczęścia. Jedna uwaga: Chcesz się z nią złączyć, czy nie?
-To chyba jasne, że chce. - w jego oczach pojawił się strach i oznaką kłamstwa.
-Daruj sobie. Wiem kiedy ktoś kłamie. - jego oczy błądziły po mojej twarzy szukając kłamstwa. Nie znalazły go.
-Dobra, nie chce. Robię to dla rodziny.
-Powiedz to Olo'ektanowi. Będzie tak lepiej i dla ciebie i dla niej. Uwierz mi.
-Właściwie to miałem inny pomysł, ale to też przemyślę.
-A teraz żegnaj Ka'ydel.
-Żegnaj Neteyam.
Oddaliłem się od niego. Spojrzałem w niebo i było późno, za późno. Nie zdążę zrobić wszystkiego co planowałem. Zamiast ostrożnie iść zacząłem biec, by chociaż zrobić większą część tego co było na liście idealnej. Wbiegłem do lasu i uważnie obserwowałem otoczenie. Mój wzrok szukał rośliny, która ma płatki jak sito. Chciałem zrobić z tego hamak. W naszych lasach takie rośliny zwykły rosnąć w pobliżu wody.
Kierowałem się w stronę zatoczki i niedaleko niej znalazło się takie drzewo. Zerwałem jeden liść i podszedłem do jednego z dwóch przeciwległych drzew. Przymocowałem koniec roślinki do pnia i drugi do drugiego pnia. W ten sposób powstał hamak. Wróciłem się do domu po kocyk i zmieniłem strój. Słońce było blisko zachodu. Ruszyłem w kierunku domu Neylani ze skrawkiem materiału w ręku. Miał on służyć jako przepaska. Nie mogłem doczekać die jej reakcji i różu na jej polikach.
_________________________________________________
---------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział mógł być lepszy, ale według mnie następny będzie lepszy.
Mam nadzieję że was nie zawiodłam.
Buziaczki💋❤️
Liczba słów: 832
____________________🤍💙🤍____________________
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
RomanceOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...