Rozdział 36

306 17 2
                                    

Od kiedy ktoś chciał mnie porwać nie wchodziłam na zalesioną część wyspy, ograniczyłam się do wody i plaży. Po prostu wtedy się wystraszyłam. W sumie kto by się nie wystraszył. Rzecz w tym, że teraz nie umiem odnaleźć się w lesie. Minęły około dwa tygodnie od zdarzenia. Wyjatkowo dzisiaj wszyscy mieli zebrać się na wspólny obiad. Ponoć ojciec miał jakieś ważne sprawy do omówienia. Byłam po śniadaniu i lunchu. Rodziny czekały na mężczyzn, którzy zwykli wracać o tej porze z polowania.

Jednak nie wrócili, a zaczęło się już ściemniać. Pobiegłam do mojej Marui, spotkałam tam mamę, która -chyba ze stresu- nie robiła nic poza siedzeniem na dywaniku. Mruczała coś pod nosem, ale głównie tępo patrzyła się przed siebie.

Wiedziałam, że wie więcej ode mnie. Na pewno wie, gdzie popłynęli mężczyźni i w jakim celu. Jestem przekonana, że polowanie było tylko przykrywką. Robią coś innego. Czuję to.

-Mamo? Już się ściemnia, a ojca nie ma. - zagadałam - Wiesz może gdzie jest?

Nie odpowiedziała. Może ja się pomyliłam, może na prawdę nie wiedziała po co I gdzie pojechali, albo wiedziała niewiele więcej niż ja. Podeszłam bliżej i usiadłam naprzeciwko niej. Delikatnie położyłam ręce na jej policzkach, tak jak ona zwykła robić to mnie, gdy się martwiła.

-Mamo? - powtórzyłam

Na początku nie odpowiadała, widać, że była się z myślami. Chwilę później usłyszałam ciche "Tak?" wychodzące z jej ust. Na ten prawie niesłyszalny sygnał powiedziałam:

-Jest już ciemno, a ich nie ma. Co mamy zrobić?

-Musimy czekać. - powiedziała stanowczo, ale tym razem nie uległam

Mogę powiedzieć jedno: zachowywała się dziwnie. Coś wiedziała i wybrała drogę na około, by mi o tym nie powiedzieć.

-Mamo, nie kręć. Wiem, że wiesz gdzie popłynęli.

-Mówię ci. Idź i czekaj, nie pakuj się w to.

-To w końcu gdzie pojechali?

Mama złapała się za głowę. Faktycznie nie chciała mi powiedzieć, ale ja moimi słowami przybiłam ją do ściany. Po długich minutach czekania odpowiedziała.

-Ehh dziecko.., powiem ci, ale nie będziesz tam płynąć.

-Nic nie obiecuję. - ucięłam cicho pod nosem.

-Ojciec wam nie mówił, ale ludzie z naszego klanu znikają wtedy, kiedy wchodzą wgłąb lasu. Dzieje się tak od około tygodnia.

~Czyli ja bym była pierwsza. - pomyślałam

-Popłynęli na około wyspy zobaczyć czy nie ma tam statków.

Nagle poniosła mnie wodza serca, nie rozumu. Nic nie powiedziałam i wyszłam z Marui, mimo nawoływań matki i tak to zrobiłam.

Kierowałam się w stronę Marui Sullych. "Oby tylko ich szóstka tam była, potrzebuję ich." To zdanie mówiłam sobie jak mantrę. Miałam plan, ale musiałam przedostać się przez las. Oby tylko byli wszyscy.

Weszłam, a raczej wbiegłam do ich domu i na szczęście zobaczyłam cała rodzinę. Może trochę naruszyłam im prywatność, ale potrzebowałam ich.

-Co się stało? - zapytała Neytiri

-Jest źle, bardzo i może wiem co się stało. - powiedziałam - Mogę? Potrzebuję pomocy.

-Jasne, siadaj. - Jake wskazał na miejsce obok niego

Usiadłam w wyznaczonym mi kawałku przestrzeni i chwilę układałam słowa w głowie. Kiedy byłam gotowa przekazałam im to, co powiedziała mi matka.

Avatar: I can't live without youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz