Od kiedy ktoś chciał mnie porwać nie wchodziłam na zalesioną część wyspy, ograniczyłam się do wody i plaży. Po prostu wtedy się wystraszyłam. W sumie kto by się nie wystraszył. Rzecz w tym, że teraz nie umiem odnaleźć się w lesie. Minęły około dwa tygodnie od zdarzenia. Wyjatkowo dzisiaj wszyscy mieli zebrać się na wspólny obiad. Ponoć ojciec miał jakieś ważne sprawy do omówienia. Byłam po śniadaniu i lunchu. Rodziny czekały na mężczyzn, którzy zwykli wracać o tej porze z polowania.
Jednak nie wrócili, a zaczęło się już ściemniać. Pobiegłam do mojej Marui, spotkałam tam mamę, która -chyba ze stresu- nie robiła nic poza siedzeniem na dywaniku. Mruczała coś pod nosem, ale głównie tępo patrzyła się przed siebie.
Wiedziałam, że wie więcej ode mnie. Na pewno wie, gdzie popłynęli mężczyźni i w jakim celu. Jestem przekonana, że polowanie było tylko przykrywką. Robią coś innego. Czuję to.
-Mamo? Już się ściemnia, a ojca nie ma. - zagadałam - Wiesz może gdzie jest?
Nie odpowiedziała. Może ja się pomyliłam, może na prawdę nie wiedziała po co I gdzie pojechali, albo wiedziała niewiele więcej niż ja. Podeszłam bliżej i usiadłam naprzeciwko niej. Delikatnie położyłam ręce na jej policzkach, tak jak ona zwykła robić to mnie, gdy się martwiła.
-Mamo? - powtórzyłam
Na początku nie odpowiadała, widać, że była się z myślami. Chwilę później usłyszałam ciche "Tak?" wychodzące z jej ust. Na ten prawie niesłyszalny sygnał powiedziałam:
-Jest już ciemno, a ich nie ma. Co mamy zrobić?
-Musimy czekać. - powiedziała stanowczo, ale tym razem nie uległam
Mogę powiedzieć jedno: zachowywała się dziwnie. Coś wiedziała i wybrała drogę na około, by mi o tym nie powiedzieć.
-Mamo, nie kręć. Wiem, że wiesz gdzie popłynęli.
-Mówię ci. Idź i czekaj, nie pakuj się w to.
-To w końcu gdzie pojechali?
Mama złapała się za głowę. Faktycznie nie chciała mi powiedzieć, ale ja moimi słowami przybiłam ją do ściany. Po długich minutach czekania odpowiedziała.
-Ehh dziecko.., powiem ci, ale nie będziesz tam płynąć.
-Nic nie obiecuję. - ucięłam cicho pod nosem.
-Ojciec wam nie mówił, ale ludzie z naszego klanu znikają wtedy, kiedy wchodzą wgłąb lasu. Dzieje się tak od około tygodnia.
~Czyli ja bym była pierwsza. - pomyślałam
-Popłynęli na około wyspy zobaczyć czy nie ma tam statków.
Nagle poniosła mnie wodza serca, nie rozumu. Nic nie powiedziałam i wyszłam z Marui, mimo nawoływań matki i tak to zrobiłam.
Kierowałam się w stronę Marui Sullych. "Oby tylko ich szóstka tam była, potrzebuję ich." To zdanie mówiłam sobie jak mantrę. Miałam plan, ale musiałam przedostać się przez las. Oby tylko byli wszyscy.
Weszłam, a raczej wbiegłam do ich domu i na szczęście zobaczyłam cała rodzinę. Może trochę naruszyłam im prywatność, ale potrzebowałam ich.
-Co się stało? - zapytała Neytiri
-Jest źle, bardzo i może wiem co się stało. - powiedziałam - Mogę? Potrzebuję pomocy.
-Jasne, siadaj. - Jake wskazał na miejsce obok niego
Usiadłam w wyznaczonym mi kawałku przestrzeni i chwilę układałam słowa w głowie. Kiedy byłam gotowa przekazałam im to, co powiedziała mi matka.
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
RomanceOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...