Rozdział 11

436 28 9
                                    

Oddałam całe zadanie Eywie. Leżałam na nim tak jak tamten hologram. Miałam nie płakać, miałam być silna, ale i to zawiodło. Teraz kiedy zrobiło się ciemno napewno rodzice zarówno moi i Netehama na pewno się martwią. Ale zdziwiłam się, że nie ma nikogo na statku, a może jest i boi się podejść? Nie ważne, teraz tylko liczył się Neteyam.

-Neteyaaaam - szepnęłam do jego ucha przeciągając samogłoskę - Obudź się - w tym momencie złamał mi się głos, a z gardła wydostał niechciany szloch.

Przytuliłam go mocniej. Trzymałam go tak może pięć minut, może mniej. W końcu opuściłam głowę spowrotem na jego klatkę piersiową. Tym razem pusta cisza zmieniła się w bicie serca i oddech. Podparłam się na łokciach by móc zobaczyć jego twarz.

-Neteyam? - zapytałam nieco głośniej. - Neteyam! - nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, tylko jego ręce przycisnęły mnie spowrotem do jego klatki piersiowej.

Łzy wyleciały z moich oczu, ale nie łzy smutku, tylko szczęścia. Byłam szczęśliwa że się obudził.

-Już spokojnie, przecież żyje. - zaśmiał się

-Ale nie żyłeś, leżałeś tutaj, a ja starałam się cie uratować!

-Już jest dobrze cśś - przyłożył mi palec do ust.

-Musimy się stąd zbierać, Twoi rodzice napewno się martwią.

-Tak? Ale jak stąd zejdziemy?

-Wyjaśnisz mi czyj był ten ikran na którym wylądowałam? Bo jakoś nie był on ani Kiri ani Neytiri więc czyj?

-Tak się składa, że mój.

-To odlećmy stąd, nie chce tutaj już dłużej być.

Neteyam wstał, oparł się o barierkę i wydał z siebie dźwięk podobny do skrzeku papugi. Ikran nadleciał, chłopak wsiadł pierwszy i podał mi rękę. Chwyciłam ją i usiadłam przed nim.

-Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam

-Jest wręcz idealnie.

Niebo było wyjątkowo gwieździste, a ocean niespokojny, ale nie przeszkadzał, szumił przyjemnie. Ikran wylądował w miejscu bójki. Zsiadłam z niego, on też.

-Powiesz mi jak oni was zgarnęli do tego statku i co robiliście na polance?

-Opowiem ci jak będę bardziej na siłach okej?

-Dobrze, ale masz teraz odpoczywać i dzisiaj mnie nie odprowadzasz tylko ja ciebie. Ty tutaj prawie umarłeś.

-Jeżeli muszę to się zgodzę.

-Musisz.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Minuty mijały zadziwiająco szybko. Dotarliśmy do jego Marui, zajrzałam do niej, wszyscy byli w głównej części domku, zamartwiali się, tak jak myślałam.

-Och Święta Eywo, dziękuję Ci! - Neytiri podbiegła do nas wykrzykując te słowa - Gdzieżeście się podziewali?

-To już Neylani Ci musi wytłumaczyć. - odparł Neteyam

-Więc jak odlecieliście Neteyam został ze mną. Quaritch jeszcze był przytomny i sięgnął po broń i wystrzelił, trafił w Neteyama, ale Eywa go uratowała.

-Dziękuję Ci Wszechmatko - Neytiri skierowała głowę ku niebu. - Dziękuję Ci Neylani, a teraz idź Twoi rodzice też się martwią.

Na pożegnanie podbiegłam do Neteyama i uściskałam go tak mocno, że nie zdałam sobie sprawy że mogę go udusić.

-Przepraszam. Trochę mnie poniosło.

-Nic nie szkodzi, teraz leć do siebie.

Wybiegłam z domku jak poparzona. Oczywiście pobiegłam skrótem. Po około trzech minutach wparowalam do mojej chatki. Odrazu poczułam czyjeś ręce na moim ciele. To była moja matka.

Avatar: I can't live without youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz