Wokół mnie nie było żadnego Avatara, a na dworze zrobiło się już ciemno. Basen oświetlały tylko płomienie, które ciągnęły się gdzieniegdzie naokoło niego. Może trochę się bałam, że dojdą one do mnie? Teraz nie myślałam o tym, zajęłam się wymyślaniem planu ucieczki. Mój sztylet miałam w przepasce na pasie. Mogłam sięgnąć go jedną ręką.
Wygięłam się tak, by ostrze znalazło się najpierw w ręku, a później w moich ustach. Przecięłam nim opaskę, a później schowałam je w swoje miejsce. Usłyszawszy głos Kiri i jakiegoś mężczyzny ukryłam się za grubą rurą. Obok mnie leżał łuk z kilkoma strzałami, które napewno należały do Neytiri. Miały zielone końce. Mężczyzna przywiązał Kiri do tej samej barierki co mnie. Ewidentnie był zdziwiony tym, że mnie tam nie ma, ale machnął na to ręką. Po chwili znalazła się tam też Tuktirey. Avatar, który zaprowadził je tam zniknął, a na jego miejscu stanął Quaritch.
~Nosz cholera jasna. - pomyślałam. - Jak on kurde jeszcze żyje!?
Klnęłam w głowie na sytuację w jakiej się znalazłam. Nie mogłam tam podejść i poprosic by je uwolnił, bo skonczyłabym martwa. Nie wiedziałam co zrobić. Stresowala mnie ta cała sytuacja. Pułkownik chodził już po płytkiej tafli wody. Statek był w pół zalany wodą - na wiec opcji do dzialania mialam niewiele.
~Cholera jasna jeszcze zaraz się przekręci dachem w górę! - klnęłam na mój marny los ratowania ludzi.
Przy sprzyjających warunkach miałam dwa wyjścia:
Albo dać się schwytać nieudolną próbą zabicia Quaritcha, który pilnował sióstr.
Albo ogłuszyć go na tyle, by zabrać je i pozwolić okrętowi bardziej tonąć.To było proste, że z automatu wybrałam tą drugą opcję. Jeszcze pojawił się problem jak to zrobię. Na moje szczęście płytka woda wprzywiala do mnie kawał blachy nadziany na kij. Jeżeli dobrze bym to wymierzyła, to mogłabym podejść niezauważona i przywalić mu w gębę.
Zakradłam się od strony pleców pułkownika. Wspięłam się na rury wiszące nad nim i zawisłam na kolanach kawałek za mężczyzną. Wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam drgające ręce. Zamachnęłam się i uderzyłam go z impetem w tył głowy.
Avatar runął natychmiastowo na ziemię, a ja wzięłam w rękę szytlet i rozcięłam opaski, którymi dziewczyny były przykute.
-Wszytsko okej, nic wam nie jest? - zapytałam z troską
-Chyba jest dobrze. Chodźmy do reszty. Wiecie gdzie są? - zapytałam
-Chyba tak. Widziałam ich, jak ikran zanosił mnie na statek. - Kiri wskoczyła do wody, a ja razem z Tuk za nią.
Zacmokałam do Yonji, a Kiri do swojego Ilu. Wsiadłam na moje małe zwierzątko, a Kiri wraz z Tuk na swoje. Pozwoliłam jej prowadzić. Wiem, że pułkownik mógł się tutaj jeszcze pojawić. Niefortunnie coś złapało dziewczyny przede mną. Jakaś machina. Kiri zdążyła jeszcze przekazać mi migami:
"Płyń na najbliższą wysepke. Tylko tyle mieli czasu."
Przeraziłam się. Komu mogło być tego czasu brak? Co tam się stało na statku, kiedy chłopcy z niego uciekali? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nie wiedziałam też co robić, czy płakać, czy szykować się na najgorsze. A może szykować zemstę? Nie wiem co wpadło mi wtedy do głowy, ale poczułam ucisk w niej, jakąś dziwna myśl ujawiła się w mojej głowie.
"Te strzały, ci ludzie na plaży, to wszystko teraz ma sens"
Teraz wszystko się połaczyło. Ktoś polował albo na mnie, albo na Neteyama. Wiem, że dużą część miał w tym Jake, ale on nie chce tego na co los go skazał. Nie mogłam o tym więcej myśleć, moje gardło zacisnęło się na śmierć. Na samą myśl o tym, że ktoś z nich mógł mieć tylko tyle czasu, nieprzyjemne ciarki rozlały się po moim ciele.
Nim się obejrzałam byłam u wybrzeży wysepki. Opuściłam w pośpiechu moje Ilu i wdrapałam się na górkę. Jake klęczał przy kimś i głaskał Neytiri po plecach. Ona natomiast zasłaniała mi widok na osoby znajdujące się za nią. Gdzie jest Lo'ak, Neteyam, gdzie jest Tsireya i gdzie Ao'nung, Rotxo i Pająk. Za dużo pytań za mało odpowiedzi. Na niektóre mogłam odpowiedzieć, na inne nie, ale napewno nie spodziewałam się takiego rozwoju zdarzeń.
_________________________________________________
---------------------------------------------------------------------------
Taki krótki rozdział, ponieważ trochę chce was potrzymać w niepewności. Mam nadzieję, że ten wam się podobał. Osobiście nie jestem z niego tak zadowolona, ale to wam ma się podobać. Miłego dnia/wieczoru/nocy/czy kiedykolwiek to tam czytasz.
Buziaczki💋❤️
Liczba słów: 704
_____________________🤍💙🤍____________________
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
Roman d'amourOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...