Wbiegłam do naszej Marui i rozejrzałam się po pokoju. Moja rodzicielka siedziała na ziemi i przygotowywała jedzenie.
-Mamo, jesteś potrzebna.
-Córko, co się stało?
-Musisz iść na roślinną plażę, chodź.
Wyszłyśmy z domu i za chwilę byłyśmy na plaży. Tsireya nadal opiekowała się leśnymi wojownikami. Podeszłam do nich razem z mamą. Tsireya wstała, podeszła do mamy i powiedziała:
-Mamo, opatrzysz im rany?
-Co się tutaj stało? - mama podniosła głos oburzona.
-Wyjasnię Ci później. - wtrąciłam się do ich rozmowy.
-Dobrze.
Mama podeszła do chłopców i ich obejrzała. Skoro jest Tsahik, to może ich opatrzy. Wzięła jakąś maść i posmarowała im rany, które były jeszcze otwarte. Mimo, że to nie byla moja rola, to wiedziałam jak co działa.
Kiedy mama skończyła poprosiłam ją, by wróciła do domu, a dam jej wyjaśnienia.
-Neteyam, Lo'ak chodźcie do domu.
-Nie idę z tobą. - Lo'ak zachowywał się już w pełni świadomie.
-Lo'ak, nie czas na dyskusje musisz odpoczywać. To samo tyczy się ciebie Neteyam. - chłopak, który miał moje serce zdał się na mnie, a jego brat nadal walczył.
-Nie ma opcji. - warknął na mnie.
-Lo'ak! Idź po prostu. - Neteyam wydał ostatnie polecenie.
Trzymałam ich za ramiona i prowadziłam do domu. Na wejściu widzialam Neytiri bawiącą się z Tuk.
-Cześć, przyprowadziłam Ci chłopców do domu. Neytiri, słuchaj ja zajmę się Tuk, a ty zaopiekuj się nimi. - widziałam niepewność w oczach Neytiri, ale przystała na to. - To co Tuk, gdzie idziemy?
-Chodźmy na plażę - dziewczynka podskoczyła z radości.
***
-Wracamy już do domu? - spytałam się Tuk, ponieważ wyglądała na zmęczoną.
-Tak. - odpowiedziała sennie.
Wzięłam dziewczynkę na ręce i zaniosłam do rodziców.
-Puk puk! Oddaję Tuktirey.
-Dzięki Neylani. - Neytiri posłała mi lekki uśmiech.
-Mogę cię o coś zapytać? - kobieta kiwnęła głową - Wiesz co mogę zrobić, by Lo'ak, Kiri I Neteyam się tak nie zachowywali w stosunku do mnie? Wiem że Ka'ydel namieszał i bardzo za to przepraszam, ale ja nawet go nie znam. Po prostu chcę, żeby było jak wtedy, zanim się pojawił.
-Och Neylani. Rozumiem że to nie twoja wina, ale nie mi to masz wyznawać. Ja cię nie oceniam, ale wiesz to mnie też trochę zabolało. W każdym razie. Musisz postarać się by dać im zaufanie. Jeżeli jeszcze oni będą tego chcieli.
-Dziękuję Neytiri. - skinęłam głową i wyszłam z ich chatki.
Na dworze było ciemno, ten dzień dość szybko minął przez to całe zamieszanie z bójką chłopców. Jeszcze tylko powiedzieć o tym matce. Weszłam do mojej Marui, podeszłam do mojej rodzicielki i powiedziałam:
-Cześć mamo.
-Cześć córciu, wyjaśnisz mi co się tam stało?
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
RomanceOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...