Dopłynąwszy do Awa'atlu, zeszłam z Ilu i pociągnęłam ojca na ląd. Zostawiłam go na plaży i szybko pobiegłam wgłąb wyspy.
-Ma Sa'nu! - krzyknęłam gdy wbiegłam do Marui
-Neylani, co się stało? - zlustrowała mnie spojrzeniem, a jej wzrok zatrzymał się na przerażonych oczach - Dziecko drogie, co się stało?!
-Chodź. - złapałam i pociągnęłam ją za rękę
Bez oporu podążyła za mną. Dotarłyśmy do ojca i matka zakryła usta dłonią. Nie było dobrze. Nigdy tak nie patrzyła na nikogo chorego. Ale teraz tu był jej mąż. Leżał bez ruchu. Po chwili powiedziała, tyn samym wyrywając mnie z myśli;
-Co się stało? Z nim. - była zakłopotana, nie wiedziała co robić. Zawsze kiedy nie wiedziała zachowywała się tak.
-Mówiłam poszłam szukać oddziału zwiadowczego. - matka wtrąciła wtedy coś w stylu: "Mówiłam żebyś nie jechała" - Wyszło tak, że poprosiłam o pomoc Sullych. Ja znalazłam jego - wskazałam głową na ojca - i innych. Teraz jest tu i nie wiem co mu jest.
Może ominęłam sporo szczegółów, ale w końcu: "Szczegóły to szczegóły" - tak zawsze mówił ojciec, kiedy chcieliśmy się czegoś dowiedzieć gdy byliśmy mali. Ogarnęła mnie wtedy mała i na szczęście krótkotrwała fala smutku. Nie miałam czasu na użalanie się nad sobą. Musiałyśmy działać. On jeszcze żył. Jeszcze było co ratować.
-Przynieś moje rzeczy. - rozkazała mama, nie spuszczając wzroku z Tonowariego.
Pobiegłam do chatki i zabrałam schowane w jednym z koszy pudełeczko. Szybko zawróciłam, o mało się nie wywracając.
Podałam mamie pudełko, a ona wyciągnęła z niego coś na kształt szpileczki, którą wcześniej namoczyła w wonnym płynie. Zaczęła swój rytuał, a ja przyglądałam się z boku. Wbijała koniuszek drutu w skórę, parę razy. Potem ustawiała palce rąk w trójkąt i wciągała powietrze jaky "z pleców" ojca, a potem wyduchała gdzieś daleko.
Metoda Tsahik zadziałała, ponieważ mój ojciec odzyskał przytomność. Matka uradowana od razu go wyściskała.
-Tato.. - powiedziałam szeptem
-Dziękuję córeczko. - położył rękę na mojej głowie i lekko zmierzwił mi włosy.
-Pojdziemy powoli do domu, Neylani weź rzeczy. - zarządziła rodzicielka.
Kiedy zbierałam rzeczy, matce udało się (razem z Tonowarim) stanąć na nogach. Wzięłam wszystko w rękę i powoli ruszyłam w stronę Marui. Rozłożyłam wszystkie rzeczy na swoje miejsca i czekałam aż rodzice doczłapią się do domu.
W końcu Ronal weszła przez wejście. Położyła ojca do leżenia. Rozkazała mu, by dużo odpoczywał i się nie przepracowywał. Przewidywała, że ojciec poleży spokojnie z dwa tygodnie, ale myliła się. Tata już potrafił wykonywać podstawowe rzeczy po tygodniu.
***
Około miesiąc minął od ostatnich walk. Od tamtego czasu na terenie plemienia Metkayina panuje pokój. Ojciec był już w pełni sił, ale matka i tak nie wypuszczała go na polowania za rafę. Tata był trochę obrażony, ale szybko mu przeszło.
Regularnie spotykałam się z Neteyamem. Nasze nocne randki stały się niemal codziennością. To było po prostu coś naszego. Coś, co robiliśmy tylko my. Sytuacja między Lo'akiem, a Tsireyą też stała się jaśniejsza. Mimo, że byli że sobą złączeni, to nie pawali do siebie taką miłością. Nie zdążyli jej wypielęgnować. Teraz są tak jak my. Zachowują się jak ja i mój ukochany, kiedy zaczynała się nasza relacja. Po prostu się siebie uczą.
Od momentu uwolnienia klanu od wojny czułam się, nie wiem, spełniona? Ciężko powiedzieć. Mogę stwierdzić jedno: było lepiej. Wszystko się ułożyło. Razem z Tsireyą obeszłyśmy kolejne urodziny. Piękne czasy. Niestety dzisiaj wódz miał ogłosić jakieś smutne wieści. Zajęło to moją głowę na tyle, by zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Tym sposobem nie usłyszałam Neteyama, z którym w tamtym momencie się spotykałam.
-Neylani, może zwrócisz na mnie uwagę? - powedział poirytowany Neteyam.
-Przepraszam.. - spojrzałam się na niego błagalnie
-Jest jedna rzecz, dzięki której Ci wybaczę. - przerwał - Jeden mały całus, o tutaj. - wskazał na swoje usta.
Nic nie odpowiedziałam. Wywróciłam w zabawie oczami i wbiłam się moimi ustami w jego. Złapał moje policzki. Pasowaliśmy do siebie. Nasze ruchy wypełniały się nawzajem. Nie robiliśmy błędów, a jeżeli już to wspólnie. Bylosmy jak jedna osoba. Złączeni, rozłączeni, n ważne. Byliśmy jednością.
Może nie był to mały całus, ale kogo to obchodziło. I ja na tym skorzystałam i on. Nie wiem jak długo siedzieliśmy wpici w siebie. Natomiast nie spodziewaliśmy się, by przyszła tam Kiri. Dziewczyna zagwizdała, a nas wybiło to z równowagi i w mgnieniu oka odsunęliśmy się od siebie.
-Co tam młodzi romantycy? - zachichotała cicho
-Romansujemy na polance, co u ciebie? - odpowiedział Neteyam
-Właściwie to Tonowari mnie przysłał. Mam was zaprowadzić na jego mowę. To ważne.
Po jej słowach prawie zakrztusiłam się własną śliną. Jeżeli chciał widzieć głównie mnie i Neteyama to nie wróżyło nic dobrego. Nic a nic. Przecież kiedyś I to nie raz nie było mnie na jego przemówieniach i jakoś nie było z tego problemu. Teraz jest.
-Naprawdę? - mruknęłam cicho, na co Kiri kiwnęła głową - Cholera...
-Neylani ty coś wiesz? - ukochany szepnął mi do ucha.
-Ja nic nie wiem, - uniosłam ręce w geście obrony - ale na pewno nie będzie to przyjemne.
Chłopak spojrzał się na mnie i zasugerował byśmy już szli. Wstałam razem z nim. Ruszyliśmy w stronę wioski.
________________________________________________
---------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, ze rozdzial wam się podoba. Jest to jeden z krótszych rozdziałów. Miłego dnia/wieczoru/nocy/czy kiedykolwiek to tam czytasz.
Buziaczki💋❤️
Liczba słów: 847
_____________________🤍💙🤍____________________
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
RomanceOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...