NEYLANI POV
Obudziłam się otulona ciepłem bijącym od mojej dzisiejszej "podusi" zwanej potocznie Neteyamem. Chłopak jeszcze się nie obudził, więc mogłam sobie popatrzeć na niego. Niestety nie potrwało to długo bo przypadkiem pociągnęłam go za jeden z warkoczy. Neteyam otworzył oczy i spojrzał na mnie badawczo, a ja uśmiechnęłam się niewinnie.
-Ktoś się chyba domaga uwagi. - skomentował moje działania
-Tak, potrzebuję zejść stąd nie budząc ciebie.
-To coś chyba nie wyszło.
-No tak jakby. Dobra na poważnie, poszliśmy spać przed świtem, to jak myślisz dużo brakuje żeby rodzice nas zabili czy nie?
-Nie wiem, bardzo możliwe że to zrobią.
-Tego się obawiam. - popatrzyłam się na chłopaka a on na mnie.
-To co robimy? Leżymy tutaj jeszcze chwilę, czy musimy iść. - zapytał dość niewyraźnie
-Ja musze iść, ale najpierw musisz otworzyć to cudo. - szarpnęłam liść nade mną.
-Musisz się jeszcporo nauczyć. - pokręcił głową ze zrezygnowaniem i delikatnie odsunął część rośliny, która okrywała nas od góry.
-Jesteś cudowny. - złożyłam krotki pocałunek na jego policzku i pobiegłam w stronę wioski.
Kiedy byłam na pobliskiej polance spojrzałam na słońce, a jego ułożenie na niebie wskazywało na to, ze jest południe.
~Świetnie, czyli jednak rodzice mne zabiją- pomyślałam
Teraz zamiast iść spokojnym krokiem, biegłam ile sił w nogach, by zakończyć ten moment jak najszybciej. Tym sposobem po paru minutach byłam w mojej Marui. Tradycyjnie matka stała przy szafce, Ao'nunga nie było, a Tsireya i ojciec wydawali się czegoś szukać. Odwróciłam się tyłem do nich i poczułam jak ktoś na mnie skacze. Oczywiście była to Tsireya.
-Tsireya wystraszyłaś mnie. - zdjęłam jej ręce z mojego ciała i spojrzałam jej w oczy.
-Ja cię wystraszyłam, to ty mnie wystraszyłaś! Nie ma cię od wczoraj wieczorem do dzisiaj południa ja mam się nie martwić. - wrzasnęła z pretensją do mnie.
Miała rację, powinnam była wrócić. Mimo to, nie miałam poczucia winy, że zrobilam coś źle. Ta noc była najlepsza w całym moim krótkim życiu. Milczałam, nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć czego oczekuje. Następnie podszedł do mnie ojciec i oprosil bym z nim poszła.
Wyszliśmy z Marui i wspólnie przechadzaliśmy się po Awa'atlu. Po paru minutach milczenia ojciec odezwał się:
-Gdzie byłaś przez całą noc?
Wiedziałam, że w końcu zada to pytanie, ale spodziewałam się krzyku i kłótni. Ale tata był spokojny, przynajmniej na takiego wyglądał.
-Z przyjaciółką. - skłamałam. Wiedziałam, że jeśli wspomnę o szczególe z Neteyamem, to mogę pożegnać się z życiem.
-Nie kłam, myślisz że Jake nie przyszedł do mnie pytać o Neteyama?
Cholerny Jake. Nie przemyślałam tego szczegółu, że Jake może pójść z tym fo mojego ojca. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Została tylko prawda.
-Dobra. Byłam w lesie z Neteyamem. - powiedziałam z wyczuwalną pretensją w głosie
-Czego oczekujesz? - zapytał
-Zawsze się na mnie wydzierasz, przyzwyczaiłam się.
-Przepraszam, chciałem by moja córka związała się z kimś z naszego plemienia, ale robiąc to zraniłem ciebie.
-Nic się nie stało tato, każdy popełnia błędy. Ale jest jakiś haczyk, zawsze jest.
-Owszem i jest. Nie będziesz tworzyć z nim Tsaheylu puki nie będziesz miała 18 lat. Zrozumiano?
-Tak jest! - stanęłam na baczność i zasalutowalam.
-Jeszcze jakbyś mogła, to poproś Neteyama by do mnie przyszedł, to ważne.
-Tato, przerażasz mnie. - spojrzałam na niego z udawanym dramatyzmem, na co wolno się zaśmiał.
-No już, leć do Neteyama. - ojciec poklepał mnie po ramieniu.
Od razu ruszyłam w stronę Marui Neteyama, która na moje nieszczęście znajdowala się na drugim końcu Awa'atlu.
-Niech to szlag. - powiedziałam do siebie
Zeszłam z mostku na plażę i szłam przy lini brzegu, tak by przypływające fale moczyły mi stopy. Trochę przyspieszyłam kroku, kiedy zbliżyłam się do centrum wioski i mojej Marui. Chatka leśnych Na'vi była już niedaleko. Weszłam na pomost i dalej pobiegłam.
Wbiegłam do domu Sullych bez pukania, tak jakoś wyszło. Przywitałam się ze wszystkimi zgromadzonymi w głównej przedziale chatki i poszłam w stronę która wskazała mi Neytiri. Dobrze wiedziala po co przyszłam i nie musiałam nawet jej pytać.
Neteyam był odwrócony do drugiego wyjścia i postanowiłam że zaskoczę go od tyłu. Zakradłam się, byłam tuż za nim i wskoczyłam mu na plecy. Chłopak lekko zadrżał, co wyczułam na jego plecach. Delikatnie zaczął kręcić się w miejscu. Nie wiedział kto wkradł się na jego plecy.
-Kto tam?! - zapytał podniesionym tonem lekko zdenerwowany
-Zgadnij. - udałam głos Lo'aka, co nie za bardzo mi wyszło, bo natychmiast zaczęłam się śmiać.
-Neylani, zawału przez ciebie kiedyś dostanę.
-Taka natura. Mam cię poinformować od mojego ojca, że chce cię widzieć. Nie wiem o co chodzi, ale dzisiaj jak się dowiedział, że cała noc byłam z tobą to się nie wściekł. Był wyjątkowo spokojny i wykazał się zrozumieniem.
-Czekaj, czekaj. Mam do niego iść? Teraz? - pokiwałam głową na tak - Cholerka.
Neteyam krążył wkolo mnie. Coś mamrotałam pod nosem. Nie umiałam zrozumieć jego słów. W pewnym momencie przestał i powiedział:
-Jak myślisz czego on może chcieć. W sensie twój ojciec.
-Nie wiem, ale chyba cię nie zabije. Jak nie spróbujesz, to nie zobaczysz. Wspomniał jeszcze o tym, że masz się y niego znaleźć szybko, więc radzę ci się zbierać.
-Bedziesz tam że mną?
-Nie mogę, to męska rozmowa. Tak mówi tata. Ja będę na plaży przed moim domem, albo tam gdzie zawsze. W odwiedzinach u motylków.
-Dobra to idź, ja też zaraz pójdę.
Wyszłam z jego domu i kierowałam się w stronę plaży. Rozmyślałam o tym czego ojciec może chcieć od Neteyama. Nic nie przyszło mi do głowy, a zanim zdążyłam dobrze to przemyśleć byłam na plaży. Wskoczyłam do wody i zacmokałam do Yonji, która przypłynęła po chwili. Wsiadłam na nią i jechałam do motyli. Po drodze dostrzegłam Ao'nunga i Rotxo'a, moje plany się zmieniły i chciałam im podogryzać.
Podpłynęlam do nich i spędziłam z nimi chwilę pływając na falach oceanu. Później jak planowałam wróciłam w odwiedziny do motyli. Czekałam na Neteyama. Nie wiedziałam ile zajmie mu rozmowa, ale mogłam przesiadywać godziny w tym miejscu.
_________________________________________________
---------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Myślałam, że będzie on słabszy, ale w sumie nie jest on taki zły jak mi się wydaje. Miłego dnia/wieczoru/nocy/czy kiedykolwiek to tam czytasz.
Buziaczki 💋❤️
Liczba słów: 1005
___________________🤍💙🤍____________________
CZYTASZ
Avatar: I can't live without you
RomanceOna - Córka wodza klanu Metkayina, tak naprawdę nigdy nie doceniana. Nigdy nie znalazła prawdziwego szczęścia. Chyba że mówimy o nim. On to wszystko zmienia. On - Syn byłego wodza klanu Omaticaya. Przybywa do wioski na wodzie w celu schronienia i...