Rozdział 35

302 16 1
                                    

~Nosz cholera jasna! - w głowie klnęłam na mój marny los.

Bylam uwięziona. Co ja mogłam niby zrobić. Zacząć się szarpać? I tak nie miałabym szans, a tylko zmarnuje moją energię. Na pewno potem mi się przyda. Napastnik podniósł moje ciało delikatnie nad ziemię i zaczął iść. Nie schodził ma dół, tylko piął się w górę.

~Po co idziesz na klif? - mogłam jedynie pytać o to samą siebie.

Niby byłam w potencjalnym niebezpieczeństwie, mimo to nie bałam się. W każdym razie mógł to też być ktoś z wioski. Jednak to, że się nie bałam, nie znaczyło że się nie stresowałam. Moje serce dwudziestokrotnie przyspieszyło, a oddech stał się niemiarowy. Raz był szybki i głęboki, raz płytki raz wolny. Po prostu chaos panował nad moim życiem.

Cały czas nie widziałam twarzy oprawcy, ale doskonale czułam jego zapach. Pachniał trochę jak Na'vi, ale było to znikome. Bardziej czuć było popiół i ludzkość? W każdym razie widziałam gdzie idziemy. Przed nami na granicy klifu lewitował duży statek. W tamtym momencie moja skala strachu wzrosła nieodwracalnie. Spanikowałam. Zaczęłam szarpać się  i wiercić na wszystki strony, ale nic to nie dało. Tylko podsyciłam agresję ze strony napastnika.

-Przestań się wierzgać! Nie pomożesz sobie. - jego głos był oschły i niski, delikatnie sfrustowany.

Osoba za mną nie zauważyła, że jedną rękę udało mi się uwolnić z jego uścisku. Musiałam być czujna. Musiałam zachować zimną krew. Tak by się zachowali Na'vi.

Szybkim ruchem wyciągnęłam sztylet z schowka. Osoba za mną nie zorientowała się. Miałam ogromne szczęście. Drastycznie zbliżyliśmy się do pokładu samolotu.

~Tylko nie to.

Wzięłam mężczyznę z zaskoczenia i sprawnie obydwoma rękoma zepchnęłam jego ręce że mnie. Odskoczyłam na bok i popatrzyłam na jego twarz. Wyglądał jak jeden z facetów, którzy byli tam. Kiedy Tsireya i Neteyam prawie zginęli. Wodza zemsty przewyższyła zdrowy rozsądek i warknęłam na niego w miarę głośno.  Chciałam się na niego rzucić i wsadzić mu tą broń tam gdzie boli najbardziej, ale powstrzymał mnie głos dobiegający ze statku.

-Słuchaj Neylani, nie mamy czasu. Wskakuj. Na. Pokład. - powiedział.

Jego głos był zbyt wysoki jak na dorosłego mężczyznę. Obróciłam głowę tak by spojrzeć się za mnie. Dopiero się zorientowałam, że stoję na skraju klifu, z jednej strony stoi statek, a przede mną Avatar.

~Nie no świetna kurna pozycja na dziecinne przepychanki! - powiedziałam do siebie.

Na statku stał nie kto inny jak Pająk. Przekręciłam głowę w lewo. Co on tam robił? Czego ode mnie chciał? Było ciemno, więc szantaż na mnie nie działał. Byłam pewna, że moi bliscy są w domach. Wiem, że moi przyjaciele i rodzina są bezpieczni.

-Ja. Nigdzie. Nie. Idę. - odpowiedziałam akcentując--dość arogancko jak na mnie--każdy wyraz.

Chłopak na statku skinął głową w stronę marnej imitacji Na'vi. Mężczyzna zbliżał się do mnie powoli, a wzrok chłopaka na sobie wypalał moją skórę. Musiałam pomyśleć szybko. Co zrobić? Co zrobić? Można powiedzieć, że panikowałam. Spojrzałam na spadek. Może faktycznie był tak długi jak wtedy, może nie. Szczerze, to teraz on mógł mi uratować dupę. O ile dobrze pamiętam woda przy brzegu klifu jest głęboka. Jeśli nie - to mam przerąbane.

Avatar zbliżył się do mnie na tyle, na ile mógł. Jeżeli tylko by chciał mógłby mnie złapać albo zabić. W tej sytuacji bylam bezbronna. Mimo, że ja też mogłam go skrzywdzić, to na statku było zbyt dużo broni, bym ich pokonała. Teraz najmniej spodziewałam się głosu Pająka:

-Czas tyka tik-tak. Wiesz ze masz go mało?

Pająk spojrzał na Avatara jakby chciał mu powiedzieć, że ma mnie gonić choćby do śmierci zaczynając od teraz.

-Jeszcze raz powiem. Wsiadaj na pokład. - powiedział niebieski mężczyzna

Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale żadna nie wchodziła w grę. Jedne były zbyt miłe, inne zbyt wulgarne. Były tez takie, ktore w ogole byłyby nie na miejscu. W końcu nasunęła się idealna:

-Cmoknij mnie w dupę. - powiedziałam to bardzo oschle i prześmiewczo.

Na moje słowa, jak na zawołanie na statku rozbłysło światło. Avatar ruszył w moim kierunku, ale ja byłam szybsza. Zrobiłam parę kroków ku przepaści  i wybiłam się w górę. Zamachnęłam się w tył i moje ciało przewróciło się w powietrzu. Salto w tył zaliczone. Kiedy byłam jeszcze w ich polu widzenia, przesłałam im całusa.

Zlatywałam na dół. Gdy zbliżyłam się do tafli wody, wyprostowałam się niczym strzała. Prawie bezgłośnie wpadłam do wody. Zacmokałam do Yonji. Ilu prawie od razu przypłynęło. Złapałam się jej, a ta odprowadziła mnie po sam brzeg plaży.

Pospiesznie wbiegłam do mojej Marui. Na szczęście każdy spał. Wleciałam do mojego łóżka jak poparzona i starałam się choć przespać do świtu, który się zbliżał. Jednak nic z tego nie wyszło. Stres po zdarzeniu okazał się być milion razy większy niż zakładałam.

-No świetnie. - sarkastycznie mruknęłam do siebie, kiedy miałam już dość przewracania się z boku na bok.

Starałam zająć głowę innymi myślami niż tym co słyszałam i wnioskowałam z zachowania Pająka. Ciekawe jaki był dla Sullych. Pamiętam jak znalazłam się z Neteyamem i Tuktirey na statku. Wtedy chłopak nam pomógł. Teraz zachowywał się jakby, po tamtym zdarzeniu nie było najmniejszego śladu, jakby tamten był przykrywką. Albo na odwrót. Nie mi to oceniać. W pewnym momencie moje powieki stały się tak ciężkie, że przestałam trzymać je w górze i zamknęłam oczy. Chwilę później zasnęłam. Nie wiem jak, ale po prostu odpłynęłam we śnie. Krótkim ale wciąż jakimś.

_________________________________________________
---------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, ze rozdzial wam się podoba. Ciąg dalszy nastąpi prawdopodobnie jutro. Przepraszam, że na niektóre rozdziały musicie czekać, ale wiecie szkoła. W każdym razie miłego dnia/wieczoru/nocy/czy kiedykolwiek to tam czytasz.
Buziaczki💋❤️
Liczba słów: 914
_____________________🤍💙🤍____________________

Avatar: I can't live without youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz