I

15.5K 415 4
                                    

Ann była spóźniona. Powinna wyjść dokładnie pół godziny temu. W pośpiechu ubierała elegancką sukienkę z białym kołnierzykiem i przegryzała tosta, który był jej śniadaniem. W dodatku podczas zakładania czarnych rajstop, podarła je. Rzuciła je na kanapę i zaczęła wrzucać do torebki po kolei portfel, dokumenty, kosmetyczkę klucze od domu i telefon. Włożyła swoje białe szpilki i wybiegła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.

Taksówkarz zatrzymał auto przy najbardziej ekskluzywnym hotelu w mieście. Młoda kobieta pomalowała czerwoną szminką usta, roztrzepała blond włosy i wysiadła z opłaconej już taksówki. Powoli szła w stronę wejścia trzymając w jednej ręce połyskującą kopertówkę. Jej opalone nogi błyszczały od oliwki. Kiedy spojrzała w górę budynek wydał się nie mieć końca. Przy ogromnych obrotowych drzwiach MaxFray stał mężczyzna w czarnym garniturze. Był wysoki, karnację miał ciemną i włosy w kolorze kawy. Był młody. Ann posłała mu nieśmiały uśmiech. Naprawdę trzęsła się z przerażenia. Kiedy stała już metr od niego, spuściła wzrok, a on silną ręką złapał za jej tyłek i przycisnął ją do siebie, próbowała się dyskretnie wyrwać.
- Nie przywitasz się ze mną - szepnął delikatnie, całując jej policzek - pięknie wyglądasz.
Podał jej ramię i weszli do ekstrawaganckiego wnętrza. Ogromny hol oślepiał złotem, czerwienią i żyrandolami z kryształu. Trzymała go pod rękę. Zatrzymali się w recepcji, gdzie z dużą dozą sztucznej sympatii przywitał ich mężczyzna w zielonej kamizelce i białej koszuli.
- W czym mogę służyć panie Fray - zapytał uśmiechnięty mężczyzna.
- Marlow mam tu spotkanie z inwestorami z Wiednia - rzekł poważnie Alex i zaścisnął usta w linię.
- Proszę za mną.
Wchodzili po szerokich schodach wyłożonych czarno-białymi kafelkami.
- Poczekaj - zatrzymał się mężczyzna - mam coś dla ciebie - włożył rękę pod marynarkę i wycignął zamszowe pudełeczko z jej wewnętrznej kieszeni.
Ann patrzyła zdziwiona.
- Co to - pierwszy raz powiedziała do niego tego wieczoru.
- Będziesz dziś moją żoną - otworzył czerwone pudełeczko. W środku były dwie, złote obrączki. Jedna z nich większa i klasyczna, druga przypominała kształtem pierwszą, ale na środku miała piękny kamień. Ana od razu pomyślała, że to diament. Przystojny mężczyzna najpierw założył obrączkę sobie, a następnie jej. Nic nie odpowiedziała, a on podał jej znowu ramię i weszli na samą górę, gdzie czekał już na nich Marlow.
Wokół stały stoliki. Przez ogromne okna było widać panoramę całego miasta. Ich zarezerwowane miejsce znajdowało się przy oknie i było otoczone parawanami. Przy stole siedział starszy pan z brodą. Włosy miał siwe. Garnitur lniany. I okulary na nosie.
- Proszę poznać moją żonę, panie Majckalister - powiedział Alex do struszka, który wychylił głowę ponad kartę dań, a następnie wstał i podał rękę. Ann wyciągnęła dłoń, a mężczyzna pocałował ją.
- Miło mi panią poznać pani Fray - odrzekł.
- Ja też się cieszę, że mój mąż dał mi możliwość spotkania z tak wybitnym człowiekiem. Z przyjemnością zgodziłam się mu towarzyszyć - powiedziała pewna siebie. Alex odsunął krzesło, aby mogła usiąść.
- Czy zamówił pan już coś, bo mógłbym polecić comber z królika sous vide
z musem z dyni i imbiru, podawane ze smażoną sałatą rzymską z limonką i miodem. Myślę, że specjalność hotelu.
- Właśnie czekałem na propozycję z pańskiej strony.
- Kotku co dla ciebie - zapytał Any, która swoją miną zdradzała, że i tak nie znajduje nic dla siebie.
- Zdaję się na ciebie, kochanie - bardzo wiele trudu wkładała, w to by być wiarygodną. Odłożyła kartę i założyła nogę na nogę, seksownie zarzucając włosami.
Kiedy podszedł kelner z urządzeniem podnobnym do smartfona i zapytał czy może przyjąć zamówienie. Alex zamówił dwa comber z królika i grillowane krewetki tygrysie.
O winie zdecydował staruszek, który podał jakąś włoską nazwę. Jego nazwy Ana prawdopodnie nie była nawet w stanie powtórzyć.
Kiedy Alex i Majckalister zaczęli dyskutować o sprawach biznesowych, Anka, żując z obrzydzeniem krewetki tygrysie, podziwiała miasto nocą. Pojedyńcze okna wysokich wieżowców były oświetlone. Widok przypominał fragmenty filmu: " Pretty woman ".

- Kochanie właśnie kupiliśmy hotel we Wiedniu - rzekł Alex do swojej przyszywanej żony po dłuższym czasie.
- Piękne miasto. Wiesz przecież, że zawsze popieram twoje decyzje - uśmiechnęła się do niego, za wszelką cenę chciała sprawiać wrażenie posłusznej i zakochanej.
Ścisnął mocno prawą dłonią jej lewe udo, a następnie przesuwał się wyżej. Ana z uśmiechem na twarzy odrzuciła agresywnie jego rękę.
- Myślę, że formalności załatwimy już w moim biurze.
- My się w takim razie pożegnamy. Mamy jeszcze plany... - rzucił zawadiacko w stronę swojej tymczasowej małżonki i wstał.
"Chyba ty masz " - pomyślała.
- Tak mój mąż ma rację. Miło mi było poznać - pogładziła męża po przedramieniu i podała rękę mężczyźnie w podeszłym wieku.
- Kolacja oczywiście na koszt hotelu - orzekł Alex do zbliżającego się kelnera.
Podał Ann swoje silne ramię i powędrowali w stronę szerokich schodów ze zdobionymi złotem poręczami. Kiedy schodzili wzrok gości kierował się na nich. Właściel hotelu we własnej osobie ze swoją partnerką o urodzie anioła. Długie, szczupłe nogi. Zgrabna sylwetka. Włosy do ramion z widocznie jaśniejszymi końcówkami. Usta pełne w kolorze krwisto czerwonym. I oczy brązowe wpadające w czerń. Skromna i prosta sukienka podkreślała jej atuty.
Wyprowadził ją przed hotel. Było chłodno. Żółte taksówki podjeżdżały pod hotel jedna za drugą. Ruch był jak w godzinach szczytu, a była dwudziesta trzecia. Ulice miasta wyglądają jak przedsionek zła. Są ruchliwe na sześciu pasach tworzą się korki. Wszędzie czają się kieszonkowcy, narkomani, kobiety oferujące usługi, bezdomni śpią na ławkach, a nawet chodnikach.

- Poprosimy do Lombard Street - powiedział Alex do taksówkarza.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Rozmowa się nie kleiła. Ann była cała w stresie, ponieważ jechali do niego. Nerwowo gładziła swoje kolana. Alex patrzył przez okno nie zdradzając swoją miną żadnych emocji. Ciemne oczy utkwił w widoku za oknem. Ulice stawały się kręte i wyboiste. A na poboczach rosły magnolie i migdałowce. Okolica sprawiała wrażenie spokojnej. Z lewej strony rozciągały się ogromne wille, a po prawej przeciętne domki rodzinne. W nocy niewiele mogła dostrzec choć latarnie sprytnie oświetlały części drogi.
Taksówkówka zatrzymała się. Alex obiegł auto, aby pomóc jej wysiąść. Betonowy mur skrywał wszystko co za znajdowało się za nim. Stali na chodniku przed w oczekiwaniu aż ogromna brama otworzy się. Jej oczom ukazał się ogromny białym dom na planie kwadratu, oszklony. Do niego prowadziła połyskującą ścieżka z płyt. Wzdłuż niej rosły azalię japońskie oraz różaneczniki. Kiedy weszli na śliską nawierzchnię Ana mocniej złapała się jego ramienia aby nie upaść w swoich śnieżnobiałych szpilkach.
Brama za nimi zatrzasnęła się.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz