XL

5.6K 294 47
                                    

Po dokładnie siedmiu dniach od wypadku przyszło wezwanie. Przystojny brunet o ciemnej karnacji, ubrany w dżinsy za trzy tysiące dolarów i ulubiony t-shirt z kołnierzykiem siedział na komendzie policji. Oparty łokciami o kolana wspierał twarz. Przekrwione oczy samoistnie zamykały się z wyczerpania organizmu. Jego osoba natychmiast wzbudziła zainteresowanie młodych policjantek, które co kilka minuty raczyły go kawą. W ten sposób mężczyna spożył jej już hektolitry.
- Pańska żona straciła panowanie nad pojazdem na zakręcie, wpadła w poślizg i uderzyła w drzewo - stwierdził oschle   jeden z dwóch policjantów siedzących za biurkiem.
- Tłumaczę wam do cholery jasnej, że moja żona doskonale prowadziła. Nie ma takiej opcji żeby po prostu uderzyła w drzewo.
- Proszę pana ludzie się mylą. Nikt nie jest idealny - spokojnie tłumaczył nieprzejęty całą sprawą kolejny z policjantów. Alex wsparł się na pieściach wbitych w biurko i wstał. Spojrzał na dwóch przerażonych jego miną funkcjonariuszy i uderzył pięścią w blat aż filiżanka z kawą wywróciła się i zalała stertę papierów.
- Ona była idealna - wysyczał przez zęby - i macie dokładnie dwadzieścia cztery godziny żeby znaleźć prawdziwy powód tego wypadku. W innym przypadku wasz przełożony złoży na tym zasranym biurku, zasrane zwolnienie dyscyplinarne. Żegnam panów.
Wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Sprawnym krokiem przemierzał długi, wąski, mroczny korytarz.
Wszedł do salonu i zobaczył zwłoki leżące na kanapie.
Dom bez niej nagle stał się salą tortur. Każda jego część przywoływała wspólne dobre i złe momenty. Jej pilnik do paznokci na kanpie i tusz do rzęs na komodzie wywoływał lawinę łez.
- Mogę tu powiedzieć? Nie chce wracać do domu - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi więc rozgościł się.
Mężczyna na kanapie nie dawał znaku życia. Patrzył w sufit i co chwilkę mrugnął oczami.
- Mogę kupić pół tego miasta, najdroższy samochód świata i złotem wyłożyć podłogę w salonie. Mogę wszystko, ale nie mogę jej przywrócić życia.
- Gówno wiesz - burknął flegmatycznie pod nosem i nie oderwał wzroku od sufitu.
- Wiem wszystko. Wiem, bo w salonie są zamontowane kamery. Ale za bardzo ją kochałem, żeby ją stracić, a gdybym wypomniał jej zdradę, odeszłaby do ciebie.
- Bo tylko w moich ramionach była bezpieczna, ale tak naprawdę to była ci cały czas wierna - poderwał głowę i uderzył nią z impetem w rant kanapy.
- Nigdy sobie tego nie wybaczę, że pozwoliłem jej cierpieć.
W kieszeni Alexa zawibrował telefon.
- Alex Fray, słucham - rzucił od niechcenia - będę za kilka minut - dodał po wysłuchaniu rozmówcy i bez słowa wybiegł z domu brata.
Wszedł bez pukania do gabinetu swojego znajomego.
- Alex - podał mu rękę - tak mi przykro.
Alex w odpowiedzi tylko westchnął i mrugnął oczami.
- Muszę ci coś przekazać. Tylko nie wiem jak to zrobić - plątał się w słowach.
- Nie może mnie już spotkać nic gorszego.
- Może usiądziemy - zasugerował.
- Ernest do rzeczy - stracił cierpliwość.
- Anastasia w chwili śmierci była w czwartym miesięcu ciąży - wyrecytował na jednym wdechu.
- Nie... Nie wierzę. Nic mi nie powiedziała. Nic nie zauważyłem.

                              ***
Każdego dnia Ana próbowała przenieś się do swojego domu. Chciała zobaczyć jak funkcjonuje bez niej Alex. Jak wygląda.
- Irina naucz mnie zejść na ziemię - zażądała - chcę się z nim pożegnać.
- Nie możesz - wyjaśniła - nie potrafię cię tego nauczyć.
- Chcę tylko widzieć tak, jak ty to widzisz - wstała z ziemi i przechadzała się po poczekalni.
- Sama musisz się tego nauczyć - odrzekła.
Ana oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Chciała opuścić ciało, które w tej chwili najbardziej jej ciążyło. Pragnęła jak nigdy wcześniej zobaczyć ukochanego i nagle znalazła się w windzie, która spadała. Żołądek podszedł jej do gardła. Jej całe ciało poderwało się nad ziemię i nagle winda zatrzymała się, a Ana upadła i uderzyła głowę o ostry dywan .
  Otworzyła oczy, a drzwi windy były uchylone wprost na salon jej domu. Mrugnęła jeszcze raz powiekami i zaczęła odrywać głowę od podłogi. Kiedy ustabilizowała sylwetkę, ruszyła na boso w kierunku wyjścia z windy. Poczuła się jak w domu. Zapach perfum Alexa i płynu do prania uderzył jej do głowy. Usiadła na krzesełku obok lodówki i podziwiała ich listę zakupów, którą wspólnie sporządzali na zasadzie: każdy zapisuje potrzebne mu produkty.
Czytała po kolei: pomidorki koktajlowe, bakłażan, pierś indyka, peperoni, ukochany przez Alexa ser brie, masło orzechowe...
W tym momencie drzwi otworzyły się i do domu wszedł  Alex w niewyprasowanych spodniach i koszuli z kołnierzykiem.
- Kochanie - Anie załamał się głos ze szczęścia.
Mężczyna obojętny na jej słowa podszedł do lodówki i wyjął wino. Ana stanęła mu drodze, ale on bez problemu przenikł przez jej ciało. Kiedy zaczął otwierać wino korkociągiem. Ana położyła swoje dłonie na jego dłoniach, ale on tak jakby tego nie poczuł dalej otwierał butelkę. Wstała i zaczęła chodzić po salonie od lewej do prawej.
- Nie spadałam z krzesła, nie przenikałam przez nie więc czemu nie mogę go dotknąć - mówiła do siebie, a jej mąż nieświadomy jej obecności pił wino wprost z butelki.
Ana siedziała od dwóch godziny pod ścianą i patrzyła, jak Alex majaczył. Wypił zaledwie dwa łyki wina, a następnie zepchnął butelkę za tysiąc dolarów na szklane płytki. Biała podłoga nabrała krwistwo czerownego koloru.
- Alex posłuchaj. Chcę ci coś powiedzieć - mówiła zrezygnowana do siebie, kiedy nagle doznała olśnienia. Poderwała się z niewygodnej podłogi i podeszła do lodówki i przeczytała jeszcze raz ich listę zakupów. Jedną ręką zaczęła błądzić po blacie kuchennym. Opuszkami palców poczuła długopis. Delikatnie chwyciła go, aby sprawdzić czy jest w stanie go podnieść. Ze szczęścia do oczu napłynęły jej łzy, trzymała w dłoni długopis. Stuknęła nim dwa razy o czarną, gładką lodówkę, aby zwrócić uwagę swojego męża.
- Ana ? - obrócił się w kierunku usłyszanego dźwięku - kochanie? Jesteś tutaj - nie mógł mówić z rozpaczy.
Na liście zakupów zaczęły pojawiać się kolejno litery.
- K. O. - czytał na głos - C. H. A. M. C. I. Ę. -  zamknął oczy i zadrżał - ja też cię kocham - szepnął, bo nie był w stanie mówić - zawsze cię będę kochał - po jego policzkach popłynęły łzy.
Ana osunęła się na kafelki i po jej uśmiechniętej twarzy również popłynęły słone krople łez.

                                ***

Inspiracją była śp. C.
W czterdziestu rozdziałach zawarte całe serce.
Najszczersze podziękowania za każde ciepłe słowo.
New story: Jutra nie będzie.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz