XXX

3.1K 175 1
                                    

- Rozumiem, nie będziesz się do mnie odzywała - podśmiewał się skupiony na drodze.
- Nie chcę tam jechać - uspokoiła się już.
Wysiadł z samochodu i musiał otworzyć jej drzwi, które zablokował. Podał jej dłoń. Smutna nie wsparła się na nim, aby opuścić samochód.
- Ej mała... Obiecałem, że nie pozwolę zrobić ci krzywdy - przytulił ją i pocałował jej włosy.
- Czy możesz mi obiecać, że mnie nie pokują? - zapytała ironicznie.
- Nie. Nie mogę - szczerze stwierdził.
- Dobra, chodźmy. Tylko mnie tam samej nie zostawiaj - złapała jego rękę i pociągnęła go za sobą.

Weszli do przytulnego holu i podeszli do rejestracji.
- Witam moją ulubioną pielęgniarkę - rzucił zalotnie Roger.
- Cześć Roger - powiedziała nieładna okularnica, wyraźnie zafascynowana jego osobą - pan Adam już na ciebie czeka. Mrugnął do niej okiem i zabrał Anne w kierunku gabinetu przyjaciela. Jest zupełnie inny niż Alex. Potrafi zjednywać sobie kobiety bez problemu, kokietując je, natomiast Alex nie jest zainteresowany kobietami, nie próbuje ich podrywać, jakby liczyła się tylko Ana. Nie ogląda się za kobietami na ulicy i wykorzystuje swojej pozycji ani wdzięków w kontaktach z płcią piękną.
- Cześć staruszku - rzucił na przywitanie starszy, zadbany mężczyna w masywnych okularach, siedzący za biurkiem.
- Dzień dobry - powiedziała onieśmielona.
- Piękna dziewczyna i nie jest twoją żoną. Czy o czymś nie wiem?
- Żona przyjaciela. Nie błaznuj - podał mu dłoń.
- Dobrze się bawisz - zażartował - ale teraz wypad stąd, bo jak rozumiem tą panią mamy przebadać - wskazał głową na blondynkę.
- Mam wyjść? - zapytał zdziwiony.
- No, a coś ty myślał. Rodziną raczej nie jesteś. Wypad - żartował, a w dziewczynie zbudowało się przerażenie.
- Czekam za drzwiami - szepnął do niej na ucho.
- No, na razie - kontynuował błazenadę lekarz - niech pani usiądzie, bo on tylko straszy.
- Jaki mamy problem - zapytał, gdy tylko trzasnęły drzwi.
- Nic takiego, dwa razy gorzej się poczułam - odrzekła cała spięta.
- Co konkretnie? - bujał się na fotelu.
- Kręci mi się w głowie. Wymiotowałam, ale to była raczej zatrucie - popatrzyła na swoje palcem.
- Dobra. Mam propozycję nie powiem co myślę dopóki nie nabiorę pewności. Musimy zrobić badania krwi - stwierdził - drugie drzwi po lewej.
Wyszła zdezorientowana z gabinetu. W opustoszałym korytarzu siedziała jedna osoba. Przystojny brunet na jej widok natychmiast wstał.
- I co ? - zapytał z niecierpliwością.
- Muszę iść na krew - przełknęła ślinę.
- Chodź - podał jej dłoń - będę z tobą. Będzie dobrze.
- Ja już na sam widok strzykawki, wariuję - ścisnęła mocniej jego dużą, silną dłoń.
- Dasz radę. Ja w ciebie wierzę - przycisnął swoje czoło do jej i szepnął,
pociągnęła go w kierunku wskazanym przez doktora. Zapukała do drzwi.
- Spokojnie - czuł, jak cała się trzęsię, a jej oddech szaleje. Nacisnął klamkę drzwi i weszli do środka
- Pani od doktora Adama ? - zapytała pielęgniarka podnosząc się spod sterty papierów.
- Anastasia Fray - odpowiedziała.
- Tak, wiem. Zostało mi już wszystko przesłane drogą elektroniczną - odpowiedziała mało sympatyczna osóbka.
- Przepraszam, czy jest może pani Gwen? - zapytał Roger, za którego umięśnionym ciałem chowała się mała postać.
- Zaraz przyjdzie. Proszę tam poczekać - wskazała na fotel, który służył do wszelkich działań z igłą.
Dziewczyna usiadła i oparła głowę o zagłówek, zamykając oczy. Przy niej przykucnął Roger, jeszcze bardziej przerażony widokiem krwi niż ona.
- Daj rękę - powiedział i złapał jej dłoń przyciskając sobie do serca. Udało mu się rozbawić nieco zestresowaną blondynkę
- Serce ci zaraz z piersi wyskoczy - uśmiechnęła się.
- Boję się bardziej niż ty. Nienawidzę krwi - przyznał się wreszcie.
- Tylko nie zemdlej - rozluźniła się dzięki szwagrowi, a właściwie kochankowi.
- Będę dzielny - szepnął rozbawiony i pocałował jej dłoń.
Stare drzwi trzasnęły, a szyba załoskotała, jakby miała zaraz wypaść.
- Dzień dobry dzieci - wesoła atmosfera zapanowała w gabinecie.
- Dzień dobry pani Gwen.
- Dzień dobry - odpowiedziała Ana.
- Cześć, cześć... To co upuszczamy trochę krwi - zażartowała i zaczęła rozrywać opakowania od strzykawek i igieł. Co wywołało urywany oddech ślicznej blondynki.
- Patrz mi oczy - zażądał Roger.
- Aż tak się boisz? - szepnęła z powagą na twarzy. Położył dłoń na jej policzki i skutecznie zasłonił pielęgniarkę, zmierzającą w jej kierunku ze strzykawką i paskiem.
- Uważaj - szepnął mężczynę, kiedy zobaczył, jak kobieta rozpina pasek i zaczyna zaciskać na jej przedramieniu. Dziewczyna przycisnęła do ust swoją prawą dłoń i zagryzła zęby na palcu wskazującym.
- Dobrze teraz proszę się nie denerwować - powiedziała skupiona pielęgniarka.
- Co ci powiedział lekarz - próbował ją zagadywać. Zaczęła kręcić głową i zmarszczyła brwi, poczuła jak obce ciało wbija się w jej skórę.
- Mam nie mówić? Okej - patrzył w jej oczy. Patrzył jak walczy ze samą sobą, aby pozostać na fotelu i w dodatku w bezruchu.
- Spokojnie już kończę - zapewniła symaptyczna pani. Ana poczuła jak igła wysuwa się z jej żyły, a do dziurki po ukłuciu przyciska gazę.
- Już po wszystkim. Niech pani tu jeszcze chwilę posiedzi. A później zapraszam na poczekalnię. Wyniki będą za pół godzinki - zabrała krew i odeszła.
- Byłaś dzielna - cmoknął jej ramię. Jej skóra pachniała aromatem jaśminu, goździków i drzewa sandałowowego. To kojarzyło mu się seksulanie.
- Ty też - uśmiechnęła się i mrugnęła okiem do niego - chodźmy stąd - podniosła się z pozycji w połowie leżącej.

Usiedli na poczekalni obok straruszki z wnuczkiem. Mały chłopiec o jasnozłotych włosach szarżował w gazetkach w poszukiwaniu prawdopodnie bajek.
- Miałaś zastsyk? - słodkie dziecko zwróciło się do Any.
- Leo. Ta pani nie jest twoją koleżanką - skarciła go babcia.
- Nie Mały, miałam pobieraną krew - mrugnęła okiem do około trzyletniego chłopca, klęczącego na kolanach w stosie makulatury.
- Ej nie jestem mały - oburzył się.
- Przepraszam, faktycznie nie jesteś mały, pomyliłam się - uśmiechnęła się do Rogera - a czego tam szukasz?
- Sukam ksiąski o wyścigówkach - odpowiedział.
- I co pewnie nie znalazłeś? - zagadawywała zabawnie mówiącego chłopczyka, a jego babcia się śmiała.
- Wies co, ja nie mam casu, bo musę iść do doktola. Babciu jus?
Wywołało to zduszany śmiech Any i Rogera. Spojrzeli się na siebie i jeszcze bardziej ich to rozbawiło.
- Nie, słoneczko jeszcze momencik - odpowiedziała starsza pani z siwym kokiem na czubku głowy.
- Pani Anastasia Fray - z gabinetu wychyliła się ta mniej miła pielęgniarka.
- Słucham - oboje wstali na równe nogi.
- Pan doktor prosi panią do gabinetu - oświadczyła i trzasnęła drzwiami.
- Poczekaj tutaj - ścisnęła jego dłoń.

- Witam moją najładniejszą pacjentkę - zdjął okulary i zmierzył dziewczynę, która stała w drzwiach gabinetu, mężczyna miał poważny wyraz twarzy - niech pani usiądzie, bo mam dla pani pewne wieści...
- To jest rak złośliwy ? Z przerzutami ? - zapytała przerażona jego tonem głosu. Lekarz zacisnął usta w linię, jakby chciał wyrazić swoje współczucie.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz