XXV

3.3K 190 0
                                    

Obojgu do głowy uderzył alkohol. Siedzieli i patrzyli się na siebie w skupieniu i ciszy. Z natłoku spojrzeń i bezsensownie wypowiedzianych słów nie wynikło nic. Dziewczyna nie odrywała wzroku od jego przymrużonych oczu. Zdradzały smutek i bezsilność. Mógł jej, jak twierdzi nie kochać, ale nieszczęście drugiego człowieka, którego dobrze znamy, codziennie widujemy jest dla nas ciosem.
- Ana - otwieranie drzwi, wybiło ich z fascynacji sobą wzajemnie. Alex wszedł do domu typowym sposobem. Trzaskając drzwiami i rzucając walizką o jasne kafelki. Ze względu na to, że drzwi wejściowe prowadziły do ogromnego salonu, połączonego z kuchnią, natychmiast widział, co się dzieję.
- Już wróciłeś? - patrzyła smutna na swojego męża.
- Co z nim? Odwala mu? - pominął obecność swojego brata w tym pomieszczeniu i stanął obok żony, ucałowując jej rękę.
- Jestem tu durniu - odburknął - a co za tym idzie, słyszę co mówisz - spojrzał tępo w stronę brata - czuję się bosko, jak widać - ironizował.
- Tylko to wypiliście - zwrócił się do swojej pięknej małżonki.
- Tylko, bo nie jesteśmy pijakami, jak ty - zaczął być okrutny wobec brata.
- Roger - starała się pohamować przed dotknięciem go - wystarczy.
- Zaprowadź go na górę do czwartego pokój po lewej stronie - szepnął jej na ucho.
- Rogie. Chodźmy do góry, położymy się spać - rozmawiała, jak z dzieckiem.
Stanął w stabilnej pozycji i podefilował w kierunku schodów. Dziewczyna niedraśnięta procentem, poszła za nim. W dobrej kondycji wyprzedziła go i kiedy zniknęli za ścianą złapała go za rękę i pociągnęła do pokoju.
- Masz słabą głowę - skwitowała, kiedy weszli do pomieszczenia.
- Skarbie... Dziś to była moja trzecia butelka wódki. Dwie poprzednie wypiłem sam - wstał i objął jej twarz w dłonie.
- Nie. Na pewno nie... Ja wychodzę - wyrwała się - nic czego byś jutro miał nie pamiętać tudzież żałować. W dodatku na dole jest Alex - opuściła natychmiast fioletowe pomieszczenie.

- I jak? - wkładał do zlewu pozostawione kieliszki wódki.
- A jak myślisz, jak ? - zgrabnie rzuciła butelkę wódki do kosza.
- Rozmawiałem z nim dwie godziny temu. Był spokojny i zrównoważony. W sumie to zaczął jak gdyby nigdy nic. Zapytał o moje sprawy. A kiedy ja zapytałem o niego dopiero opowiedział mi co się stało - oparty o blat kuchenny rozpinał guziki śnieżnobiałej koszuli z niebieskimi mankietami.
- Bardzo dużo wypił - wytłumaczyła - mam wrażenie, że to co wypił to dawka zabójcza dla zwykłego śmiertelnika.
- Wiem, co on przeżywa. Ta bezradność i ból, poczucie winy - powiesił koszulę na wysokim krześle.
- Odwołałeś spotkanie - zmieniła temat, który wciąż wzbudzał w niej skoki ciśnienia - ze względu na niego ?
- No, tak - położył dłoń na jej dłoni podtrzymującej jej całe ciało o blat barku.
- Prawdziwa przyjaźń - wypuściła całe powietrze z płuc, aby być jak najbardziej wiarygodną w swojej grze.
- Dobrze, że śpi. Prześpi wszystko złe - byli blisko, ich ciała stykały się w kilku miejscach. Nie cofnęła, ale opuściła wzrok na swoje bose stopy. Męska ręka zagarnęła włosy z lewej strony za ucho.
- Zjem coś - dał krok do tyłu. Był ostrożny, nienachalny. Nie poznawała go. Był jak inny człowiek. Nie robił awantur. Wracał spokojny i wyciszony. Nie zmącony żadnymi problemami. Uwierzyła, że leczenie przynosi porządane efekty.
- Tylko nie jedz kurczaka. Nie jest dobry -  wypadła z zamyślenia.
- Jadłem rano. Jest okej - odwrócił się od lodówki w jej kierunku.
- Może zamówimy pizzę. Tak dawno nie jadłam - zaproponowała gładząc się po burczącym brzuchu.
- Doskonały pomysł - trzasnął drzwiami lodówki.
- W takim razie ja chcę z szynką i ananasem - zachichotała jak mała dziewczynka.
- To ja chciałbym salami, kabanosy i podwójny ser - mrugnął okiem i wyjął komórkę z kieszeni czarnych spodni z zielonymi refleksami.

Po dosłownie pół godziny otrzymali zamówienie od młodego chłopca, któremu Alex dał spory napiwek. Siedzieli na podłodze. On oparty o szafkę kuchenną, ona o ścianę. Między nimi stały dwa pudełka pizzy.
- Nie zjem całej - popatrzyła na napis na pudełku 30 cm średnicy.
- Zjesz. Najwyżej nie zmieścisz się w drzwi i będzie trzeba je poszerzać - zażartował i oderwał pierwszy kawałek ciasta.
- Sugerujesz, że już mi nie dużo brakuje - prychnęła.
- Skarbie dla mnie możesz ważyć dwa razy tyle co teraz - mrugnął okiem, zawadiacko i razem zaczęli się śmiać.
Dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Ku jej zdziwnieniu nie czuła skrępowania.
- Smacznego - usłyszeli ochrypły wzrok, a za chwile ukazał im się zaspany mężczyna z przekrwionymi oczami. Na lewym policzku miał odciśnięty ślad poduszki. Kiedy dziewczyna go zobaczyła natychmiast poderwała się na równe nogi.
- Lepiej ci - zapytała, krzyżując ręce na piersi.
- Tak. Tak mi się wydaje - spojrzał w oddalony sufit.
- Alex zawiózłbyś mnie do szpitala. Nie chcę się szlajać taksówką - włożył dłoń do tylnej kieszeni spodni i wyjął banknot, a następnie schował.
- Zjedz coś - rozkazała mało stanowczo.
- Dzięki Młoda. Nie jestem głodny - rozglądał się w oczekiwaniu na brata, który podniósł się właśnie z podłogi i szedł się przebrać.
- Mam z tobą jechać? - spojrzała na niego z zaciśnięta szczęką.
- Zostań. Nie wiem kiedy wrócę - mrugnął do niej okiem - uśmiechnij się. Moje problemy nie są twoimi - uśmiechnął się z trudem i poszedł do łazienki opłukać twarz wodą, zamiast ręcznikiem wytarł się swoją granatową koszulką w białe paski.
- Trzymaj się. Nie siedź za długo, bo nic tam nie pomożesz teraz. Musisz czekać - stanęła blisko i szeptała, aby mąż się nie słyszał.
- Roger! Czekam w garażu!
Usłyszeli tłumiony męski głos.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz