XXXVIII

2.9K 180 1
                                    

Kiedy tylko usłyszała, że drzwi domu trzasnęły, zerwała się łóżka tak gwałtownie, że zakręciło się jej w głowie. Ubrała szlafrok i pobiegła do łazienki umyć zęby, zrobić makijaż, uczesać włosy.
Wyszła z kabiny prysznicowej. Przetarła zaparowane lustro jednorazowy papierem i spojrzała na swoją bladą skórę. Gdyby nie była w ciąży, natychmiast pobiegłaby do solarium.
Zatrzasnęła za sobą bramę i żwawym krokiem szła do celu. Mijając obunkrowane wille. Nie znała żadnego z właścicieli tych domów.
W białym płaszczyku do kolan i beżowej sukience stanęła przed stylizowanymi na średniowieczne drzwiami i zapukała. Po kilku minutach pojawił się przed nią widok, którego pragnęła od kilku dni. Mężczyna w rozpiętej koszuli na krótki rękaw i dżinsach oparł się o futrynę drzwi i przyglądał się swojemu gościowi.
- Cześć - nieśmiało odparła - mogę wejść ?
- Ślicznie wyglądasz - zabrzmiał ochrypły głos, podkrążone oczy, nabrały blasku.
- Wpuścisz mnie ? Czy będziemy tak stać? - na to słowa, odsunął się żeby mogła wejść.
W mieszkaniu był bałagan. Stos opakowań po pizzy i papierkowych kubków po coli zdobił stół. Na podłodze walały się ubrania. Zlew był pełen naczyń.
- Jak się masz ? - przycisnęła torebkę do brzucha - jak sprawa z pobiciem ochroniarza ?
- Koleś wycofał oskarżenie, bo stwierdził, że rozumie co mną kierowało.
- To wspaniała wiadomość - uśmiechnęła się i zaczęła zdejmować płaszcz. Roger na ten znak zbliżył się do niej. A ona cofnęła się, jak zwykle odruchowo. 
- Wspaniała - szepnął.
- Tak się zastanawiam - odwróciła się gwałtownie i rozglądała się z założonymi na piersi rękoma - może przyjdziesz wieczorem.
- Nie - zbliżył się po cichu i pocałował jej obojczyk.
- Nie - odskoczyła, jak oparzona - to znaczy może ja pójdę, pewnie chciałbyś być sam - wzięła płaszcz z krzesełka.
- Tak patrzę na ten dom i stwierdzam, że jesteś najładniejszą jego częścią. Tylko, że tak naprawdę to ty nigdy nie będziesz jego częścią, dlatego muszę go sprzedać - stanął w rozkroku naprzeciw niej.
- Ja mam już swój dom - opuściła wzrok.
- Mówisz o tym domu, w który jesteś regularnie bita - zmrużył oczy.
- Nikt mnie nie biję. Alex poszedł na leczenie. Przestał być agresywny. Jest teraz dobrze. Nie mogę go teraz zostawić.
- Alex się leczy - uśmiechnął się i zacisnął szczękę.
- Tak. Czy ty możesz przestać robić z niego potwora. Było i nie jest i nie będzie.
- Ty nic nie rozumiesz - pokręcił głową z politowaniem - bo nic nie wiesz.
- Czego nie wiem ? Czego ja znowu nie wiem - wściekła przytuliła płaszcz.
- Nieistotne - zmieszał się.
- Powiedz mi - odłożyła ubranie na krzesło i podeszła do niego bliżej - powiedz - uderzyła pięścią w jego tors i wszystkie mięśnie napięły się gwałtownie - powiedz - powtórzyła i pchnęła znowu w jego stronę.
- Dlaczego on cię nie biję? - złapał jej nadgarstek - dlaczego ? No, dlaczego ?
- Puść moją rękę - zażądała.
- Bo bije inne - puścił jej rękę.
- Co ty mówisz - zaniosła się śmiechem - on mnie kocha.
- I co z tego ?
- I to, że po pracy wraca do mnie i mnie nie zdradza i jestem tego pewna.
- A może jego hotel... - zasugerował - może tam jest gniazdo rozpusty...
- Nie - zaprzeczyła - wychodzę, mam tego dosyć.
- Tak, bo ten jego hotel to jeden wielki burdel. Rozumiesz ? - oznajmił bezwiednie.
- Nie wierzę ci - ubrała płaszcz i zaczęła iść do wyjścia, popychając go podrodze.
- Gdzie idziesz ? - złapał jej przedramię.
- Puść - wrzasnęła, spiorunowała go wzrokiem, wyrwała rękę z jego uścisku i  drzwi za nią trzasnęły.
Biegła tak szybko, jak tylko w szpilakach da się biec. Wstukała serię kodów i dostała się do garażu. Wsiadła do auta swojego męża, ponieważ było z brzegu i z piskiem opon wyjechała na ulicę. Na ekranie samochodu pojawiło się połączenie od Rogera. Wcisnęła przy kierownicy przycisk ze słuchaweczką i w aucie rozległ się męski głos.
- Co chcesz zrobić? - zapytał wściekły mężczyna.
- Jadę tam - wcisnęła gaz do deski aż głowę wbiło jej w zagłówek.
- Wracaj. Porozmawiacie w domu. Nie możesz prowadzić w takim stanie. Zrobisz sobie krzywdę.
- Nie planuję się zabić. Jeżeli to się okaże prawdą to planuję zabić tylko mojego męża - odrzekła i przyspieszyła. Wjechała w  obszar zalesiony i zasięg się uciął.
- Ana? Jesteś? Ana! - wrzasnął do słuchawki, a następnie rzucił nią o ścianę.
- Kretyn - szepnął do siebie - jak odejdzie od niego to już nigdy jej nie zobaczysz durniu.

                                ***

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz