XXXIV

2.9K 178 1
                                    

Skoro tylko na dworze zaczęło świtać Alex opuścił łoże małżeńskie i oddalił się kierunku wyjścia. Opalone plecy lśniły, a umięśnione łydki napinały się przy każdym kroku. Ana jednym okiem z podziwem patrzyła na ciało przypominające boskie.
Zaspany mężczyna włączył ekspres, w następnie wyjął z lodówki paczkę kabanosów. Zgarnął telefon z blatu. Z listy wielu kontaktów wybrał ten który go interesował.
- Wstałeś ? - zapytał ochrypłym głosem.
- Nie wstałem, bo się nie kładłem - usłyszał w odpowiedzi.
- Jak się czujesz ?
- Jak ktoś komu wczoraj zmarła żona - w głosie było słychać załamanie i ból.
- Chcesz do nas przyjść ?
- Zostanę w domu - wykrztusił z trudem.
- Niczym się nie martw. Pogrzeb powinen odbyć się najpóźniej pojutrze.
- Cieszę się.
- Cieszysz ? To chyba złe sformułowanie.
- Tak. Złe, ale nie mam ochoty na dobieranie słów.
- Trzymaj się.
- Nara - rzucił nonszalancko i rozłączył się.
W salonie zjawiła się postać niczym nimfa odziana w długi biały satynowy szlafrok przewiązany w tali. Z gracją podeszła do męża i pocałowała jego policzek.
- Dzień dobry księżniczko - przeczesał jej włosy - jak samopoczucie ?
- Jest mi przykro. Najpierw dziecko, teraz żona. Całą noc przemyślałam, dlaczego tam u góry ktoś tak go karze.
- To nie jest kara. Takie jest życie. Tak miało być, bo naszym życiem rządzi przeznaczenie, którego nie możemy oszukać.
- Uważasz, że wszystko jest już z góry zaplanowane i nie mamy na to wpływu, bo każdy nasz ruch jest częścią planu ?
- Tak. Tak właśnie uważam.
- To oznacza, że twoje życie nie ma sensu kochanie, ponieważ ty go nie kontrolujesz.
- Dopóki tu jesteś moje życie ma sens - pocałował jej usta i obrócił wszystko w żart - kabanosa? - przyłożył do jej ust suszkę.
- Pójdę się doprowadzić do stanu używalności - mrugnęła okiem i wysunęła się z jego objęć.
Stanęła przed lustrem i patrzyła sobie w oczy. Na jej skórze dekoltu pojawiły się delikatne przebarwienia, a piersi powiększyły się. Brzuch odrobinę odpuchł, wyglądał jak wtedy kiedy przegrała zakład i musiała zjeść cztery hamburgery. Rozpuściła włosy, opuściła na kafelki szlafrok i stanęła profilem. Głaskała brzuch i przyglądała mu się uważnie.
- Jak będziesz dziewczynką to będziesz miała na imię Emily - szepnęła czule - o Boże co ty mówisz, przestań - rozkazała sobie i weszła do kabiny prysznicowej.

- Jeszcze tu jesteś ? - zdziwiła się, kiedy zobaczyła męża siedzącego przy stole, gapiącego się w laptop.
- Wziąłem dwa dni wolnego - odparł, nieodrywając wzroku od ekranu.
- Dzwoniłeś do Rogera ? - przyciskała ręcznik do piersi.
- Usiądź - rozkazał i położył rękę na krześle obok siebie - siadaj - powtórzył.
- Co się stało? - przestraszył ją, jego ton.
- Chciałem cię przeprosić - na te słowa Ana, zdziwiła się.
- Przeprosić? - zmarszyła brwi.
- Powinienem powiedzieć ci, że to mój brat. Tylko to skomplikowana historia. On zostały oddany do rodziny zastępczej i odnalazłem go po latach.
- Wiem.
- Powiedział ci, prawda ?
- Właściwie to nie z własnej woli. Myślał, że już wiem. Nieważne. Czy wszystko już załatwione?
- Jutro o 12 w południe.
- Masz na myśli mszę żałobną?
- Tak.
- Pojadę odebrać moją sukienkę oraz twoje garnitury z pralni.
- Nie fatyguj się - potarł kciukiem jej brodę.
- Pojadę.
- Nie musisz - zapewnił.
- Ale ja chcę jechać - wymamrotała.
- Dobrze, ale błagam cię uważaj na siebie.
- Kotku nie ma sensu, bo naszym życiem rządzi przeznaczeniem...
- Ana? Nie denerwuj mnie... - rzucił jej ostre spojrzenie.
- Sam tak mówiłeś - przypomniała mu.
- Po prostu bądź ostrożna - dodał.
Zamyśliła się.
- Wiesz? Nawet cię lubię - uśmiechnęła się szczerze.
- Ja ciebie nawet też - pocałował jej policzek.
- Do zobaczenia - wstała i poszła się ubrać - do zobaczenia - powtórzyła kiedy wychodziła z domu.
- Do zobaczenia - szepnął do siebie Alex i pochłonęła go odchłań rachunków.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz